"Jeno wyjmij mi z tych oczu
szkło bolesne – obraz dni,
które czaszki białe toczy
przez płonące łąki krwi.
Jeno odmień czas daleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył."
{Fragment wiersza "Niebo złote ci otworzę"
Krzysztofa Kamila Baczyńskiego}
–
Ziemia do Lily!
No nie.
Znowu. Pokręciłam głową, spoglądając na Mary, która wpatrywała się we mnie
rozżalona.
– Czy
ty mnie w ogóle słuchasz? – spytała z oburzeniem, a ja wygięłam usta w podkuwkę.
–
Przepraszam, zamyśliłam się – odpowiedziałam. Ta, chyba zapatrzyłam.
– O czym mówiłaś?
–
Pytałam, jak ci idzie pisanie wypracowania. No wiesz, tego które miałyśmy
pisać. Po to tu przyszłyśmy.
Spojrzałam
w dół na rolkę pergaminu którą dalej trzymałam w ręku. Było zapisane na niej
tylko kilka marnych zdań, podczas gdy Macdonald zbliżała się do końca swojej.
– Co z
tobą? – spytała cicho, a ja pokręciłam głową.
– Nic,
zamyśliłam się.
Westchnęłam
i uśmiechnęłam się do niej uspokajająco, po czym złapałam pióro i ponownie pochyliłam
się nad wypracowaniem, udając, że się nad czymś zastanawiam. Mary obserwowała
mnie jeszcze przed moment, jednak po chwili odpuściła i wróciła do swojej pracy.
Zapisałam
zaledwie dwa cale, kiedy mój wzrok ponownie powędrował w kierunku pomostu. Wciąż
tam siedzieli. Ile ja bym dała za to, żeby wiedzieć o czym rozmawiają.
James
odchylił się do tyłu i oparł na wyprostowanych rękach. Nawet z daleka mogłam
dostrzec, że się uśmiechał. Maryl za to siedziała z ramionami oplecionymi wokół
kolan. Nie mogłam dostrzec jej twarzy, a tym samym stwierdzić, jak toczy się
ich rozmowa. Przygryzłam wargi i spojrzałam ponownie na pióro w mojej dłoni.
Próbowałam skupić się na antidotach, których działanie miałam opisać na zajęcia
z profesorem Slughornem, jednak moje myśli wciąż odpływały w innym kierunku.
Wiedziałam, że nie mogę pozwolić sobie na zawalenie tego wypracowania – odkąd
odmówiłam pojawienia się na dwóch spotkaniach Klubu Ślimaka, nauczyciel
eliksirów stał się bardziej oschły w moim kierunku, jak gdyby był urażony tym,
że mnie nie było. Jęknęłam w duchu i zatrzasnęłam podręczniki, zostawiając
pergamin w środku.
– Nie
skupię się tu – mruknęłam zdecydowanym tonem, po czym złapałam torbę i wstałam.
– Idę do biblioteki.
– Ja
się stąd nie ruszam, przy takiej pogodzie to grzech siedzieć w zamku –
zawyrokowała Dorcas, a Mary pokiwała głową.
Wzruszyłam
ramionami i ruszyłam w stronę schodów. Nie oglądaj się, nie oglądaj
się, nie oglądaj się za siebie! krzyczały moje myśli, a ja mogłam
jedynie zaciskać pięści, licząc pojedyncze stopnie. Jeszcze tylko dwa, jeszcze
tylko jeden. Oparłam dłoń o ciężkie wrota i obróciłam się, spoglądając na
drzewo pod którym siedziałam, a potem mój wzrok sam powędrował do pomostu.
Dwójka Gryfonów siedziała w tym samym miejscu, oddzielona od siebie na
wyciągnięcie ręki, jednak żadne z nich nadal nie zmniejszyło dystansu.
–
Kretynka z ciebie, Lily – mruknęłam sama do siebie, starając się powstrzymać
cień uśmiechu, który napłynął na moje usta.
Szłam
opustoszałymi korytarzami. Było poniedziałkowe popołudnie i większość uczniów
właśnie wylegiwało się na błoniach, a nie włóczyło po zamku.
Westchnęłam cicho, kierując się w stronę biblioteki, kiedy nagle ktoś wyszedł
zza za krętu i wpadł na mnie, a niesione przez niego papiery rozsypały się
dookoła.
– Lily
– zawołał zaskoczony Nathias – tak bardzo przepraszam!
– Nic
się nie stało – rzuciłam, próbując nie okazać zdenerwowania, jednocześnie
schylając się, żeby pomóc pozbierać mu notatki. – Co tu robisz?
–
Właśnie szedłem do biblioteki, muszę napisać na jutro esej z transmutacji, a
wciąż się za niego nie zabrałem – mruknął, wzdychając. Przygryzłam wargi
przyglądając się mu. Nie wyglądał na zmartwionego, czy rozżalonego. Momentalnie
zrobiło mi się głupio. Przecież wcale nie musiał codziennie rozmyślać o
tym, co stało się między wami. Tylko ty tak wszystko rozpamiętujesz mruknęła
cicho Lily w moim wnętrzu.
– Mogę
ci pomóc – zaproponowałam cicho – jeśli chcesz.
– Och,
byłoby naprawdę świetnie z twojej strony.
– Żaden
problem, sama muszę dokończyć wypracowanie dla Slughorna.
Podałam
mu ostatni pergamin i wstałam, otrzepując szatę. Chłopak wyszczerzył się w moim
kierunku i puścił mnie przodem.
– Co u
ciebie słychać tak poza tym? – spytałam, kiedy cisza panująca między nami
zaczęła robić się ciężka. Od naszej ostatniej rozmowy minęło już sporo czasu, a
przebywanie we wspólnym towarzystwie należało już raczej do przeszłości.
Chłopak przyglądał mi się z uśmiechem na ustach.
– W
porządku. Gratuluję wygranej, tak przy okazji. Mecz był spektakularny! –
zachwycił się, a ja odwzajemniłam uśmiech – Kath obstawiała wygraną Ślizgonów,
więc trochę kłóciliśmy się o to kto powinien zdobyć puchar, no ale końcem
końców udało mi się ją przekonać, że Gryfoni nie mają sobie równych –
zachichotał.
– Kath?
– spytałam, a chłopak uderzył się ręką w czoło.
–
Katherine Jones. Em, zupełnie zapomniałem, że się nie znacie.
– To ta
Puchonka z naszego rocznika? – spytałam, a chłopak pokiwał głową.
– Tak,
to ona.
–
Więc... jesteście razem?
– Tak,
od paru dni – potwierdził Krukon, pocierając ręką kark.
– W
takim razie gratuluję – zawołałam, na co chłopak uśmiechnął się.
–
Dzięki. A jak między tobą, a Jamesem? Jeśli chodzi o to ognisko, to mam
nadzieję, że już wszystko w porządku.
Spojrzałam
na niego zaskoczona, a chłopak uśmiechnął się smutno.
–
Dziękuję za... no, odciągnięcie ode mnie uwagi... – mruknęłam cicho.
– W
porządku – powiedział, przepuszczając mnie w drzwiach biblioteki.
W
środku panowała cisza, przerywana jedynie pojedynczymi szeptami i odgłosem
przerzucania stron w starych księgach. Usiedliśmy przy jednym stoliku w rogu i
wyciągnęliśmy wszystkie przybory. Uśmiechnęłam się do Krukona, który zaczął
przyglądać mi się z nad stosu papierów.
– To
będzie długie popołudnie – mruknął, a ja zachichotałam.
Byłam
zdumiona tym jak dobrze rozmawiało mi się z Nathiasem. Po tym, jak się
rozeszliśmy, byłam pewna, że już do końca szkoły będę go unikać jak ognia, a
jednak chłopak okazał się w porządku. O wiele lepiej też czułam się z myślą, że
kogoś sobie znalazł – jakoś łatwiej mi było zachęcić się do rozmowy z nim
wiedząc, że nie zinterpretuje tego opacznie.
Kiedy w
końcu nie rozpraszałam się cały czas widokiem Rogacza i Binner rozmawiających o
tym co wydarzyło się w sobotę i skupiłam się na pisaniu, rolka pergaminu
zapełniła się w ciągu pół godziny. Zadowolona z siebie podpisałam się na niej i
schowałam swoje rzeczy do torby. McRonnerowi szło gorzej – wyglądał jak zbity
pies, kiedy z opuszczoną głową wpatrywał się w podręcznik, nie wiedząc od czego
zacząć.
–
Wiesz, że śmiejąc się wcale nie pomagasz? – spytał, a ja pokiwałam głową.
– Wy,
chłopcy, potraficie być nieporadni jak dzieci – zachichotałam. – Daj to.
Sięgnęłam
po jego notatki i przejrzałam je. Nathias patrzył z uniesionymi brwiami jak
kręcę głową z politowaniem.
– Masz
to źle skatalogowane. Łatwiej by ci było skorzystać z tego, gdybyś poukładał je
w porządku chronologicznym – wyjaśniłam – a nie, alfabetycznym. Okej, artykuł z
tysiąc osiemset siedemdziesiątego o zaklęciu viatus wygląda na
pierwszy, więc od niego zaczniemy.
Podałam
kartkę chłopakowi, który uśmiechnął się do mnie z wdzięcznością, a potem
rozłożyłam jego notatki na kilka kupek i zajęłam się ich układaniem. Co jakiś
czas podawałam mu jakieś przydatne informacje, albo zaznaczałam ważniejsze
fragmenty, na które powinien zwrócić uwagę, aż zanim się obejrzeliśmy zapadł
zmierzch, a jego praca była skończona.
– Nawet
nie wiem jak mam ci dziękować – westchnął Krukon, z ulgą odkładając na bok
esej. – Bez ciebie zajęłoby mi to trzy razy dłużej i nie byłoby warte nawet
cala tego, co napisaliśmy razem. Mogę ci się jakoś odwdzięczyć?
– Weź
dziewczynę na wieczorny spacer – rzuciłam, puszczając mu oczko – a ja kiedyś
upomnę się jak będę czegoś potrzebować.
– Remus
miał rację, jesteś wielka – zachichotał chłopak. Pozbierał swoje rzeczy, a
potem pocałował mnie w policzek. – Jakbyś czegoś potrzebowała, zawsze będę na
twoje zawołanie!
–
Ciekawe co na to Kath – zaśmiałam się. – Leć, leć. Do zobaczenia!
Przyglądałam
się jak chłopak wybiega z biblioteki pod czujnym wzrokiem bibliotekarki i
zachichotałam pod nosem. Powoli odłożyłam książki z naszego stolika na półkę, a
potem złapałam torbę i samotnie ruszyłam do wieży. Byłam już na przeciwko
portretu, kiedy zza zakrętu wyłoniła się Maryl. Spojrzała na mnie i zagryzła
dolną wargę.
– Hej –
mruknęła cicho. Rękami obejmowała swoje ramiona, a w jej oczach czaiła się
niepewność.
– Cześć
– odpowiedziałam. Obie stanęłyśmy i nie wiedziałyśmy co zrobić. – Jak się
czujesz?
– Ja?
Och... dobrze, tak. Ja przepraszam, Lily, ja tak bardzo...
– Ej,
spokojnie. – Dziewczyna wyglądała jakby miała się rozpłakać. Westchnęłam i
Podeszłam do niej, przyciągając ją do siebie. Przez chwilę stała zdumiona, a
potem odwzajemniła uścisk.
– Nie chciałam...
Merlinie, wszystko się tak skomplikowało! – zapłakała, wyrzucając ręce w górę.
– I nie wiem już co mogę zrobić, żeby to odkręcić.
– Chodź
– szepnęłam, łapiąc ją za rękę i ciągnąc w stronę portretu. – Reumatyzm –
westchnęłam, a Gruba Dama pokiwała głową.
–
Zaiste mi dokucza – odpowiedziała, otwierając przejście, przez które
przeciągnęłam brunetkę, a potem skierowałam się w stronę dormitorium.
Pokręciłam głową w kierunku dziewczyn, które już chciały wstać z sofy, a te
zrozumiały aluzję i zostały na miejscach. Rzuciłam ostatnie spojrzenie na
Huncwotów i Jamesa, który patrzył na nas wielkimi oczami, a potem zniknęłam na
schodach, zaciskając dłoń na ręce Maryl, która jak zwykle splotła nasze palce
razem. To była taka jej rzecz i nawet gdybym miała zasłonięte
oczy, a moją dłoń łapało by tysiąc osób, byłabym w stanie rozpoznać, którą z
nich była Binner.
Otworzyłam
drzwi do naszego dormitorium i wciągnęłam ją do środka, a potem usadziłam na
moim łóżku. Maryl rozkleiła się na dobre, jednocześnie uśmiechając się do mnie
przez łzy.
–
Przepraszam, Lily, ja zazwyczaj nie płaczę...
– Cii –
mruknęłam, podając jej chusteczki. – Jak... Jak z Jamesem?
Gryfonka
westchnęła i spojrzała na swoje dłonie.
– To
takie dziwne... Nie wiem jak to się stało! To wszystko wina meczu i
emocji, i zanim się spostrzegłam to on... To my... Och, Lily, to mój najlepszy
przyjaciel! Wszystko zepsułam...
–
Powiedział coś?
– Że w
sumie to to było miłe. Miłe, Lily! Och – zachlipała, zakrywając
twarz rękami.
– A
może wcale nie jest tak źle? Widzisz, jesteś naprawdę piękną dziewczyną –
szepnęłam, głaszcząc ją po lśniących, czarnych włosach. Maryl spojrzała na mnie
zaczerwienionymi oczami i siorbnęła nosem.
– Nie
chcę żebyś pomyślała o mnie jak o hipokrytce – zachrypiała.
– Co?
– No
wiesz, tyle mówiłam ci o tym, że on jest dla mnie jak brat, a teraz to...
– No co
ty – westchnęłam. Binner przetarła policzki i ponownie wpatrzyła się w swoje
dłonie, którymi tarmosiła chusteczkę.
– Ty i
James... No sama wiesz. Nie chcę wchodzić między was...
–
Między nami nic nie ma – szepnęłam, łapiąc ją za rękę. – Pamiętasz? Miesiąc
temu, powiedziałam że nie umówię się z nim, a fałszoskop nie zapiszczał.
Wystarczający dowód?
– Ale
byłaś ostatnio taka smutna...
Spojrzałam
w jej oczy. Maryl była cholernie inteligentną, piękną, młodą dziewczyną i
widziała o wiele więcej niż zwykły, pobieżny obserwator. Zacisnęłam wargi
starając się uspokoić nerwy. Bo właśnie tak myślałam, prawda? Między
nami nic nie ma.
– Bo
czasami każdy bywa smutny – odpowiedziałam w końcu. Maryl odwzajemniła mój
uścisk i spojrzała na mnie swoimi zapłakanymi oczami.
– Co ja
mam teraz zrobić? – szepnęła. – Nie chcę rozbijać naszej przyjaźni.
–
Powiedz mi, co on o tym sądzi – poprosiłam, przełykając wielką gulę w gardle, a
dziewczyna westchnęła.
– Eee,
no więc sama nie wiem. Nie wydawał się smutny. Powiedział, że to zależy ode
mnie, a on zrobi wszystko czego chcę. Stwierdził, ze decyzja należy do mnie,
ale jeśli to jest to czego chcę... – urwała i spojrzała na mnie, a w jej oczach
mogłam zobaczyć smutek.
– Maryl
– szepnęłam, gładząc ją po ręce. – Uważam, że James bardzo dobrze zdaje sobie
sprawę z tego jak wyjątkową i cudowną młodą kobietą jesteś. Wie też, tak samo
jak ja, że zasługujesz na wszystko co najlepsze, może nawet wie to bardziej, bo
zna cię lepiej niż ktokolwiek inny. Uważam, że powinnaś zrobić to, co sprawi,
że będziesz szczęśliwa.
Pomogłam
jej doprowadzić się do ładu, a potem sprowadziłam na dół.
–
Poczekaj tu – szepnęłam, a sama ruszyłam w kierunku Gryfonów. Każdy udawał, że
jest bardzo zajęty, kiedy podeszłam do Jamesa, tak, by dać nam w spokoju
porozmawiać. Chłopak spojrzał na mnie a ja z zaciśniętą pięścią w kieszeni
utrzymywałam wzrok na poziomie jego klatki piersiowej.
– Co z
nią? – spytał, a ja poczułam, jak coś ściska moje serce.
– Zabierz
ją na górę i porozmawiajcie, ale tym razem szczerze. Powiedz jej co czujesz,
nie odrzucaj. Pamiętaj, że teraz to już nie jest twoja dobra przyjaciółka, z
którą zawsze żartujesz i rozmawiasz pobieżnie. Teraz to dziewczyna, którą łatwo
zranisz, a jeśli nie otworzysz się wystarczająco, ona nie poczuje się pewnie i
też tego nie zrobi.
–
Spójrz na mnie – poprosił, a ja wbiłam paznokcie w dłoń, zaciskając pięść
jeszcze mocniej i mocniej. – Lily.
Uniosłam
wzrok i spojrzałam na niego. To tylko James, przyjaciel i żartowniś,
który robił ci kawały przez ostatnie dwa lata. A teraz będzie robił ich więcej
innej osobie. Tylko tyle. Pamiętaj. To tylko James, przyjaciel. Aż tyle.
–
Dziękuję. – Pokiwał głową. Delikatnie dotknął mojego ramienia, a potem spojrzał
za mnie. Nabrał powietrza i minął mnie. Podążyłam za nim wzrokiem, obserwując
stojącą do nas plecami Maryl. Drgnęła, kiedy podszedł do niej, a potem
powiedział jej coś na ucho. Dziewczyna spojrzała na mnie ostatni raz, a ja
posłałam jej uśmiech, kiedy James pociągnął ją w stronę męskich dormitoriów.
Aż
tyle.
Udało
się. James, tylko przyjaciel. Tylko tyle.
–
Dziękuję wam bardzo. Niech pani nie robi takiej smutnej miny, panno Binner,
przed nami jeszcze jedne zajęcia.
W sali
rozległ się odgłos odsuwanych krzeseł, a ja ociągając się wrzuciłam do torby
pergamin, pióro i kałamarz, uprzednio sprawdzając, czy na pewno jest dobrze
zamknięty. Właśnie skończyły się ostatnie teoretyczne zajęcia z kursu
przygotowującego do bycia aurorem. Byłam zmęczona, a przed sobą miałam perspektywę
spędzenia wieczoru nad książkami, co nie było najprzyjemniejszą wizją.
– Zanim
wyjdziecie, chciałbym tylko przekazać ważną wiadomość od pani Winfred. Jeśli
któreś z was uczęszczał na kurs, który prowadziła, będzie miał możliwość
zdobycia dodatkowych punktów w turnieju!
– O co
chodzi z tym turniejem? – spytałam, kiedy udało mi się w końcu złapać Mary. –
Przecież się spóźniłam – dodałam, kiedy spojrzała na mnie marszcząc brwi.
– Ach,
no tak. Więc to takie zakończenie spotkań zawodowych. Odbędzie się w przyszły
weekend. Z tego co się orientuję, to chyba z każdej dziedziny będą jakieś
konkursy i zawody, a Godfray razem z Winfred organizują coś jak tor przeszkód z
pułapkami i w ogóle.
– I
będzie można zdobyć mnóóóóóstwo punktów! – zawołał Syriusz, który zawiesił się
na moich barkach.
–
Dusisz mnie! – wycharczałam, a chłopak zachichotał.
– I po
co ci te punkty, i tak nie wygrasz. Według tablicy przegrywasz o dziesięć
jednostek.
– Ej, i
tak mam większe szanse niż ty – odgryzł się Black, a James uniósł brwi.
– Niby
dlaczego?
– Bo
nie mam takiego napuszonego łba jak ty!
Zaśmiałyśmy
się, kiedy Potter z okrzykiem grozy rzucił się na przyjaciela, który próbował
właśnie przed nim uciec.
Jeśli
miałam być szczera, cały ten turniej po prostu mi się nie widział. Byłam
okropnie zmęczona i miałam wrażenie, że przez ostatnie dni sen wcale nie
przynosił odpoczynku, a wręcz na odwrót. Miałam dość nauki, którą nauczyciele
zrzucali na nas w ilościach co najmniej kolosalnych, nie mówiąc już o parszywym
humorze, który nie opuszczał mnie od... No właśnie, Lily, odkąd?
Było mi
po prostu głupio, bo byłam wplątana w jeden wielki trójkąt miłosny. Odkąd
zbliżyłam się do Maryl po śmierci mojej babci, nie potrafiłam odmówić jej
rozmowy, ani mieć jej czegokolwiek za złe, a sama nie wiedziałam, czy to co
czuję, to coś złego. Byłam rozdarta, a część mnie, którą bolało odsuniecie się
Jamesa krzyczała wniebogłosy.
Było mi
przykro, bo miałam wrażenie, że straciłam przyjaciela, którym Rogacz – chcąc
czy nie chcąc – w końcu się dla mnie stał. A teraz wciąż znikał razem z Maryl,
próbując uregulować stosunki między nimi.
No i
nie można zapomnieć o tym, że – ponownie – było mi głupio. Bo wiedziałam, że
Binner jest świadoma bitwy, która toczyła się w mojej głowie. Kiedy pierwszego
czerwca składaliśmy jej urodzinowe życzenia wciąż nie mogłam pozbyć się
wrażenia, że nawet jeśli między nią a Jamesem jest taka a nie inna sytuacja,
ona była pewna, że to ja powinnam stać u jego boku. A to sprawiało, że było mi
głupio do potęgi.
A
wspominałam o tym, że było mi głupio?
Dlatego
z ulgą przyjęłam fakt, że przebywanie z tą dwójką na raz mogłam ograniczyć do
wieczornego przesiadywania w bibliotece, skąd Huncwoci coraz częściej chcieli
się wyrwać.
Dziesiątego
czerwca nic nie zapowiadało się inaczej. Jak zwykle, zmęczona zwaliłam się na
jeden z wolnych stolików w najbardziej oddalonym kącie przy oknie, skąd mogłam
obserwować falujące czubki drzew Zakazanego Lasu, by zaraz rozłożyć swoje
notatki z transmutacji z pierwszego półrocza i zająć się spisywaniem tytułów,
które będą mi potrzebne. I kiedy byłam już pewna, że chociaż tego dnia zaznam
chwili spokoju, w przejściu pomiędzy regałami stanął James.
Spojrzałam
na niego przelotnie. Oddychał płytko, jakby dopiero co pokonał całe piętro w
biegu, przekrzywiony krawat zwisał mu nonszalancko z końcówką wsadzoną do
kieszeni białej koszuli, która – jak zwykle – była wyciągnięta ze spodni. Na
jego ramieniu wisiała torba, przez którą Gryfon przerzucił swoją szatę.
Uniosłam brwi, jednak nic nie powiedziałam. Chłopak oparł głowę o regał i podrapał
się po niej.
– Co
robisz? – spytał, a ja przewróciłam oczami.
– A na
co to wygląda?
– Na
coś bardzo nudnego – odpowiedział, a potem zachichotał, widząc moją minę. –
Mogę się dołączyć?
– Mhm.
Zabrałam
gotową listę i ruszyłam do sąsiedniego przedziału, szukając odpowiedniego
regału, a ciche dreptanie za mną potwierdziło moje przypuszczenia, że James
zrobił to samo.
– Pomóc
ci w czymś? – spytałam, sięgając po upatrzony wolumin, który okazał się być
zadziwiająco ciężki. Cicho westchnęłam, układając go na swoim przedramieniu, po
czym ruszyłam dalej.
– Nie –
odrzekł spokojnie Gryfon, a ja westchnęłam zirytowana.
– Więc
zamierzasz po prostu za mną chodzić i mnie denerwować?
–
Właściwie to przyszedłem tutaj po coś o transmutacji prostej, ale jeśli chcesz,
to mogę trochę...
– James
– warknęłam, próbując go uciszyć.
–
James? A gdzie podziało się to sławne "Potter"? Lily, no proszę, ja w
życiu...
–
Potter, zamknij się, albo cię stąd wykopię! Albo nas wykopią –
dodałam, wskazując podbródkiem na bibliotekarkę, która przyglądała nam się
marszcząc groźnie brwi.
– No
dobrze, już dobrze, będę cicho. Przepraszam.
– Przepraszam z
ust samego Pottera, czy świat właśnie się wali... – szepnęłam.
– A to
ja miałem być cicho! – prychnął, a ja zacisnęłam usta powstrzymując uśmiech i
spojrzałam na najwyższą półkę.
–
Mógłbyś mi pomóc? – spytałam, starając się być dostatecznie cicho, a kiedy nie
uzyskałam odpowiedzi, spojrzałam na Jamesa, który przypatrywał mi się z
podniesionymi brwiami. – No co znowu?
– Nic.
Tylko się patrzę.
– No to
się nie patrz. Pomożesz?
– Nie
wiem. – Wzruszył ramionami. – A co z tego będę miał?
–
Powiem ci co będziesz miał, jak tego nie zrobisz. Kopa w dupę.
– Czy
Lily Evans właśnie mi grozi?
– Czy
ty właśnie próbujesz mnie wkurzyć?
– A co
jeśli tak?
– To
pomożesz, czy nie – warknęłam, opierając się biodrem o małą szafkę z
pergaminami zapisanymi prawami goblinów, a James spojrzał na mnie radośnie. –
Uwielbiasz mnie doprowadzać do szału.
– Och,
nawet nie wiesz ile bym dał, by cię do tego doprowadzić – mruknął, patrząc
prosto w moje oczy, a ja poczułam, jak czerwienię się aż po cebulki rudych
włosów.
–
Jesteś głupi – odpowiedziałam cicho, podchodząc do regału i stając na palcach,
by dosięgnąć książki, jednak na nic się to nie zdało – wciąż brakowało mi do
niej dobrego cala. Sfrustrowana jęknęłam w duchu, a sekundę później czyjaś ręka
powędrowała w górę i złapała potrzebny mi tom. Zmrużyłam oczy i spojrzałam na
Rogacza, który bawił się zieloną okładką.
– Oddaj.
– No
nie wiem.
– James.
– A
będziesz dla mnie miła?
–
Potter.
–
Odpowiedz.
– A nie
jestem?
– A
jesteś?
– Jeśli
zaraz nie przestaniesz zachowywać się jak ostatni baran, to przysięgam, walnę
cię tak mocno, że...
–
Wystarczyło poprosić – powiedział spokojnie, wkładając książkę w moje dłonie, a
potem uśmiechnął się przebiegle. – A bicie mnie to słaba wymówka do dotknięcia
mojego cholernie seksownego ciała – dodał, po czym zanim zdążyłam jakkolwiek
zareagować zignorował mój oburzony wzrok i szczerząc się sięgnął po wolumin na
półce niżej natychmiast ruszając w stronę stolika.
No
trzymajcie mnie,
przemknęło mi przez głowę. Wzięłam kilka głębokich oddechów, odgarnęłam z
twarzy włosy i ruszyłam za nim. Starając całkowicie ignorować jego irytujący
uśmiech położyłam książki na stoliku, a potem usiadłam przy nim i skupiłam się
na notatkach.
– Już
zapomniałem, jak to jest się z tobą droczyć. – Uniosłam wzrok i spojrzałam na
niego, nie wiedząc, jak powinnam zareagować, a chłopak uśmiechnął się
delikatnie. – Mam wrażenie, że ostatnio wszystko się trochę skomplikowało.
–
Trochę – westchnęłam. Brunet oparł się wygodnie i utkwił swoje spojrzenie w
krajobrazie za oknem. – Jak tam z Maryl?
– W
porządku.
– Nie
jesteś zbyt wylewny.
– Nigdy
nie byłem.
Zamilkłam.
Nie chciałam go ciągnąć za język, z resztą, na samą myśl o jego uśmiechu, kiedy
spytałby się czemu mnie to tak interesuje, zrobiło mi się gorąco. Nie,
to nie twoja sprawa, daj sobie spokój.
– Nie
przyszedłeś się tu pouczyć. Kiedy wszedłeś, byłeś zdyszany, rzuciłeś pierwszym
lepszym tytułem książki, a potem wziąłeś tą, zupełnie o czymś innym.
– Może
zmieniłem zdanie – zaproponował, a ja pokręciłam głową.
– A
może powiesz mi prawdę.
–
Chciałem, żeby na moment było tak jak dawniej.
Zaskoczyła
mnie jego odpowiedź i to do tego stopnia, że spojrzałam na niego zdziwiona.
Chłopak odwzajemnił spojrzenie, uśmiechając się delikatnie.
–
Chciałem poczuć, że Hogwart nie zmienił się aż tak strasznie, jak mogłoby się
wydawać.
– I
poczułeś?
– A czy
udało mi się cię wkurzyć?
– Czyli
przyszedłeś mnie wkurzyć?
–
Przyszedłem, bo cię potrzebuję, Lily.
W
głowię usłyszałam głos Dorcas, która zawsze mówiła tą samą kwestię, kiedy
chciała zaznaczyć, że coś ją zaskoczyło – "no i kopara mi
opadła". Jednocześnie wydało mi się to tak śmieszne w tej sytuacji, że
zamiast się zmieszać, po prostu palnęłam pierwszą rzecz, która przyszła mi do
głowy.
–
Zawszę tu będę.
I po
raz pierwszy od dawna poczułam, że wszystko wróciło na swoje miejsce.
– Stało
się coś? – spytała Mary, kiedy wspólnie szłyśmy w stronę wyjścia z zamku.
–
Trochę nie mam ochoty brać w tym udziału.
– Ale
musisz. Więc co się stało?
– Nic
się nie stało – mruknęłam, mrugając. Macdonald przyglądała mi się przez chwilę,
po czym westchnęła.
– Nie
chcesz, to nie mów.
– Ale
nie ma o czym mówić! – żachnęłam się, na co dziewczyna wzniosła oczy ku niebu.
– W
porządku no. W takim razie może ja ci się pożalę. Z ostatniego w tym roku
wypracowania z eliksirów dostałam trolla. TROLLA. Merlinie, jakim cudem mogłam
pomylić pokrzywkę kanadyjską z listnikiem brunatnym...
Słuchałam
trajkotania przyjaciółki, niespecjalnie skupiając się na szczegółach. No cóż,
miała rację. Jednak "coś" było na rzeczy. Fachowym określeniem tego
jest chyba depresja. Niby wszystko było na swoim miejscu, a jednak czułam się
tak, jakby czegoś brakowało. To, co wcześniej budziło we mnie pozytywne emocje,
teraz pozostawało mi obojętne, a to, czym kiedyś się nie przejmowałam, nagle
zaczęło zaprzątać mi myśli.
Bałam
się egzaminów, bałam się ukończenia szóstego roku w Hogwarcie, bałam się tego
głupiego turnieju organizowanego przez Godfray'a, a przede wszystkim bałam się
tego, że moja ostatnia rozmowa z Jamesem więcej skomplikowała, niż wyjaśniła.
Gorące promienie słońca które uderzyły w moją twarz po wyjściu z zamku nie
przyniosły mi oczekiwanej radości. Czas pędził jak zaklęty, miałam wrażenie, że
podczas każdego mrugnięcia, kilka dni ulatuje z mojego życia. Maj minął
zdecydowanie za szybko, a czerwiec, czerwiec przemykał mi między palcami z taką
prędkością, że nawet nie wiedziałam kiedy, a do powrotu do domu zostały dwa
tygodnie. Dwa nędzne tygodnie. Nie zorientowałam się nawet kiedy doszłyśmy na
miejsce, dopóki ktoś nie objął mnie w pasie i nie przyciągnął do siebie.
– Ugh,
puść mnie – jęknęłam, jednak James wydawał się niewzruszony. Nucił coś pod
nosem, udając, że wcale mnie nie słyszał, podczas kiedy reszta przypatrywała
się nam z uśmiechami. – Bo dostaniesz w nos.
– Niee,
za bardzo mnie kochasz – odpowiedział, a ja uniosłam brwi.
– Puść
mnie, bo nie ręczę za siebie.
– A
ciebie co dzisiaj ugryzło?
– Ma
gorszy dzień – wyjaśniła Mary, a Rogacz odsunął się i spojrzał na mnie uważnie.
– Co
znowu? – spytałam zakładając ręce na piersi.
– Nic –
wyszczerzył się Gryfon, po czym nie zważając na moje protesty złapał mnie za
rękę i pociągnął w tłum.
Błonia
chyba nigdy nie były tak zatłoczone. Wszyscy zebrali się na nich i ze
zniecierpliwieniem wypatrywali... no właśnie, czego? Zrozumiałam to dopiero po
chwili, kiedy dotarliśmy do pierwszych straganów.
Stragany,
hm, to mało powiedziane. Skupiska z gadżetami przypominały raczej małe
drewniane domki, pomalowane na wszystkie kolory tęczy. W gwarze trudno było
cokolwiek dosłyszeć, jednak co chwile przebijały się do mnie okrzyki
reklamujące nowe księgi z brawurowymi zaklęciami, albo różdżko–szpady. W pewnej
chwili odczułam poważną potrzebę podejścia do jednego z takich domków, jednak
James skutecznie powstrzymał mnie od prawdopodobnie najgorszej decyzji mojego
życia.
–
Staranowali by cię – mruknął, kiedy spojrzałam na niego oburzona.
Miał
trochę racji. Zaraz potem tłum rzucił się w stronę, w którą chciałam się udać,
a ja poczułam niesamowitą ulgę z tego, że jednak mnie tam nie było.
W końcu
udało nam się przedrzeć bliżej jeziora, a wtedy spostrzegłam coś, co –
dosłownie – wywołało u mnie zawroty głowy.
– Oooo
nieee, ja tam nie idę! – zawołałam, próbując wywinąć się z uścisku Jamesa,
który pokiwał głową z uśmiechem.
– Ruda,
daj spokój.
– Nie
ma mowy, to jest większe niż, o matko, WIDZIAŁEŚ TE ZAPADNIE?
Potter
zachichotał i oplótł mnie ramionami.
– Chodź
– szepnął, a ja zaczęłam jęczeć, kiwając przecząco głową i powtarzając, że nie
chcę, jednak na nic się to nie zdało. Chłopak zaciągnął mnie pod malutki
daszek, pod którym tyłem do nas stał Anthony Godfray, a towarzyszła mu Eloise
Winfred.
– Dzień
dobry!
– Och,
panie Potter, miło mi pana widzieć.
–
Przyszliśmy się zapisać – wypalił Rogacz, szczerząc się tak szeroko, że miałam
ochotę wepchać mu do buzi całą pięść.
–
Bardzo miło nam to słyszeć – powiedziała Eloise, odwzajemniając uśmiech.
– Lily,
podpisz się w tym miejscu. – Spojrzałam na mężczyznę, który podawał mi
długopis, a potem obrzuciłam Jamesa ostatnim spojrzeniem. Chłopak uniósł do
góry dwa kciuki, a ja wywróciłam oczami i złożyłam swój podpis w odpowiednim
miejscu. W tej samej chwili dołączyli do nas pozostali Gryfoni.
Anthony
wyjaśnił nam pokrótce wszystkie zasady. Zadanie było proste – przedostać się
przez tor przeszkód i jako pierwszy zdobyć flagę Hogwartu, ukrytą gdzieś w
środku. Mogliśmy nawiązywać sojusze, ale trzeba było pamiętać, że zwycięzca
może być tylko jeden.
–
Proste, a jakie trudne – mruknął Syriusz.
– Co,
twój mały móżdżek nie jest w stanie pojąć takich informacji? – spytała Maryl,
na co Łapa obruszył się.
–
Spokój, młodzieży! – zawyrokował James, stając między nimi.
–
Rogasiu, złaź mi z drogi, bo zamierzam rozprawić się z tą niewiastą!
– Może
najpierw rozprawisz się z małym powstaniem w twoich spodniach – zachichotała
Binner, a Black natychmiast spłonął rumieńcem, spoglądając w dół.
– Ty
mała ropucho, czekaj, aż cię dorwę!
Wszyscy
wybuchli śmiechem, obserwując tę przekrzykującą dwójkę i biegającego za nimi
Jamesa, który próbował ich uspokoić. Mary dała mi kuksańca w bok, szczerząc się
do mnie jak szalona, a kiedy uniosłam brwi do góry mruknęła tylko ciche "a
nie ważne".
– W
porządku, zapraszam tu wszystkich!
Uniosłam
głowę i spojrzałam na Godfray'a, który stał na małym podwyższeniu w
towarzystwie Eloise i Dumbledore'a. Na błoniach zapadła cisza, a mężczyzna
omiótł wszystkich czujnym spojrzeniem.
– Z
przyjemnością mogę ogłosić, że dzisiejszego dnia Spotkania Zawodowe dobiegną
końca. Każdy z was uczestniczył w serii zajęć, które, mam taką nadzieję,
pomogły wam przyswoić wiele wiadomości. Dziś, w dniu zakończenia tego projektu,
niektórzy z was zmierzą się w ostatniej konkurencji, która wyłoni zwycięzców, a
tym samym da im możliwość podjęcia kursu specjalistycznego z dziedziny w jakiej
się szkoliliście. Jako pierwsi zaprezentują się uczestnicy spotkań zawodowych z
dziedziny aurorstwa i magomedyctwa. Pozwolę sobie ponownie przypomnieć zasady.
Każdy z uczestników działa w pojedynkę, choć dopuszczalne jest tworzenie
tymczasowych sojuszy.
– No to
ba – mruknął Syriusz, zacierając ręce. – Byleby tylko Gryffindor wygrał.
– Cicho
– rzuciła, Maryl, wystawiając mu język.
–
Waszym zadaniem jest zdobycie flagi, która jest ukryta gdzieś na torze
przeszkód, który musicie pokonać. Punkty przyznawane wam będą za prawidłowe
zastosowanie zaklęć, oraz ich poziom trudności. Program dotyczący aurorów
powiązany jest z magomedycznym ze względu na dopuszczalność używania zaklęć na
innych uczestnikach. Więcej o tym, powie Eloise.
–
Dziękuję, Anthony – powiedziała kobieta, podchodząc do niego i obdarzając go
uśmiechem. – Jak już wspomniałeś, uczestnicy kursu magomedycznego będą w stanie
jako jedyni udzielać pomocy współuczestnikom. Sami będą chronieni zaklęciami,
więc nic im nie grozi na samym torze. Wyjątkiem są osoby, które uczestniczyły w
obu kursach i zapisały się jako uczestnicy obu kategorii – w takim wypadku nie
będą one chronione. W przypadku magomedyków, punkty przyznawane będą za czas
udzielenia pomocy i wykorzystanie składników z przyborników, które zostaną wam
rozdane.
–
Turniej zostanie zakończony wystrzałem armaty w momencie, w którym pierwszy
uczestnik zdobędzie flagę. Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć wam
powodzenia!
Spojrzałam
na Mary, która wyglądała na lekko zestresowaną.
–
Spoko, damy sobie radę – zapewnił James, poklepując ją po ramieniu. – Ostatnio
prawie rozgromiłaś Lilkę.
– A
gdzie!
– No
może trochę – przytaknęła Gryfonka, nie zważając na moją minę.
–
Dobra, papużki, chodźmy lepiej zająć miejsca. A ty, Lily, musisz jeszcze
odebrać przybornik.
– Super
– westchnęłam, momentalnie żałując, że wpisałam się na obie listy.
Ruszyłam
do punktu odbioru, a potem ustawiłam się na linii startu. Starałam się nie
myśleć o tym, jak zestresowana byłam, ale średnio mi to wychodziło. Ostatnią
rzeczą jaką zapamiętałam, był donośny głos Anthony'ego Godfray'a, ogłaszający
start, a potem głośny huk, który poderwał z miejsca dziesiątki osób. Reszta
zmywała się w jedno, kiedy tylko próbowałam sobie przypomnieć co się działo.
Przez kilka kolejnych dni miałam zamęczać się brakiem jakichkolwiek wspomnień
areny i tego co działo się później
Następną
rzeczą, którą pamiętałam, była cisza.
Powieki
ciążyły mi niemiłosiernie. Nie byłam w stanie poruszyć żadnym mięśniem, więc
chcąc nie chcąc leżałam, próbując zrozumieć co się stało. Gdzie ja jestem?
Tonęłam
w bieli. I nie rozumiałam dlaczego. Otaczały mnie niewyraźne kształty, a do
uszu dobiegały strzępki rozmów, jednak nie rozróżniałam głosów. Na przemian
zalewały mnie fale ciepła i zimna, głowa pękała, a język wyschnął mi na wiór.
Miałam ochotę odkaszlnąć, czułam się tak, jakby moje płuca wypełniał pył. A
potem nagle wszystko zaczęło nabierać wyrazu.
– Chyba
się budzi – doszedł do mnie czyiś cichy szept, kiedy udało mi się zmrużyć oczy.
– Lily?
Mrugnęłam
kilka razy, próbując złapać ostrość. Wokół mojego łóżka zgromadził się mały
tłumek, a ja niczego nie rozumiałam. Próbowałam przełknąć ślinę, jednak
poczułam się tak, jakbym w gardle miała papier ścierny. Zaczęłam się krztusić,
próbując chrząknąć, a ktoś wstał z krzesła.
–
Dajcie jej wody!
Czyjaś
dłoń uniosła mnie delikatnie do góry i przysunęła mi do ust szklankę, którą
opróżniłam jednym haustem.
– Lily?
Jak się czujesz?
– Co
się stało – wychrypiałam, kiedy ktoś znowu ułożył mnie na poduszkach. Wszystko
bolało mnie niemiłosiernie, a kończyny paliły żywym ogniem.
–
Pamiętasz cokolwiek?
Zamknęłam
oczy i odetchnęłam, próbując się skupić. Co pamiętałam?
Był
weekend. Rozmawiałam z Mary. Co dalej? Szłyśmy gdzieś, chyba na błonia, ale po
co? Wszystko zaczęło wirować, więc jęknęłam cicho. Miałam dość, chciałam, żeby
to już minęło.
– Co
pamiętasz, Lily?
–
Turniej – wydusiłam, czując, jak ból paraliżuje moją głowę. – Co się stało?
– To
Avery i reszta. Tor przeszkód był wielki, niepotrzebnie się rozdzielaliśmy...
Tak mi przykro, Lily, mogłam cię nie zostawiać! – Rozpoznałam głos Mary.
Przyjaciółka ujęła moją dłoń i ścisnęła ją lekko, a ja spróbowałam odwzajemnić
jej gest.
–
Ślizgoni użyli nielegalnych zaklęć – warknął ktoś, sądząc po niskim głosie
Syriusz. – Zostali zdyskwalifikowani, ale nich mi Merlin świadkiem, jak tylko
ich dopadnę...
–
Nieźle cię urządzili, Lily. – Remus brzmiał na zmartwionego. – Byłaś
nieprzytomna kilka godzin...
– Ale
już w porządku – zapewniła Macdonald, głaszcząc mnie delikatnie.
– Za...
– Wzięłam oddech, próbując przebić się przez zasłonę bólu. – Zawołajcie...
Pomfrey...
– Och,
oczywiście.
Zacisnęłam
powieki, trzymając się kurczliwie jednej myśli. Zaraz dostanę jakiś eliksir,
prawda? Bo musi być jakiś eliksir. Coś co uśmierzy ból. Cokolwiek. Usłyszałam
głośny tupot obcasów, a potem krzyk.
–
Nie... Trzeba było mnie zawołać od razu! Nie możliwe... Nie pozwalam... – słowa
dochodziły ode mnie z oddali. Próbowałam nie usnąć, z całych sił starałam się
pozostać przytomna, jednak na nic się zdały moje wysiłki. Zaczęłam odpływać i
nic nie było w stanie mnie powstrzymać.
Tonęłam
w ciemnościach, próbując łapać oddech. Zimne powietrze owiewało mnie od każdej
strony, a ja nie mogłam się ruszyć. Ile mogło minąć czasu?
Czułam
się lepiej. Ból zelżał, jednak wciąż odczuwałam duszności i byłam spragniona.
Próbowałam otworzyć oczy, jednak zdawało się, że moje ciało wcale się mnie nie
słucha. A potem ktoś złapał mnie za rękę,
–
Spokojnie, jestem tu – usłyszałam cichy szept, przebudzając się. Próbowałam
usiąść, jednak ktoś przytrzymał mnie na łóżku. Spojrzałam w ciemność, próbując
dostrzec jakikolwiek kształt, a potem zszokowana zmrużyłam oczy.
– James?
– Jak
się czujesz? – spytał chłopak, pochylając się w moją stronę. Siedział na
krześle, a połowa jego ciała otulona była peleryną niewidką, która zwisała z
jego ramion. Okulary prawie zjechały mu z nosa, kiedy oparł się łokciem o moje
łóżko i uśmiechnął delikatnie.
–
Lepiej – wykrztusiłam. – Co ty tu robisz?
–
Siedzę – odpowiedział, pełen powagi, a ja poczułam, jak zalewa mnie fala złości.
– Pytam
serio. Spędziłeś tu całą noc?
–
Dopiero pół – zapewnił brunet, nie zważając na moją minę. – Potrzebujesz czegoś?
– Muszę
się napić – mruknęłam chłodno, a chłopak podał mi szklankę z wodą. Korzystając
z okazji zabrałam rękę z jego uścisku i ciasno objęłam naczynie. Gryfon
przyglądał mi się w skupieniu, a ja uniosłam brwi.
– No co
– westchnął, a ja przekrzywiłam głowę.
– Po
cholerę tu zostałeś?
– Bo
chciałem... Chcieliśmy, Mary chciała mieć pewność, że wszystko już będzie z
tobą okej – mruknął, prostując się. Wpatrywałam się w swoje dłonie, próbując
przełknąć targające mną emocje. Nie wiedziałam czemu tak bardzo zdenerwowała
mnie obecność Rogacza. Jeszcze niedawno czułabym się szczęśliwa, że mogę pobyć
z nim trochę sam na sam, ale teraz... czułam się dziwnie. Wspomnienia zaczęły
wracać, a ja przypomniałam sobie, jak brunet zachowywał się przed turniejem i
poczułam się głupio. A co z Maryl? Nie widziałam, żeby spędzali czas blisko
siebie, co nie zmienia faktu, że to nie powinno tak wyglądać. Zacisnęłam usta i
przełknęłam rosnącą gulę w gardle. Czemu miałam ochotę płakać?
–
Wszystko okej – zapewniłam cicho, a Potter obrzucił mnie czujnym spojrzeniem. –
Jak skończył się turniej?
–
Pamiętasz cokolwiek? – spytał, a ja zaprzeczyłam. Wszystko urywało się po
przemówieniu Godfray'a. – Remus i Clarie wbiegli na was, kiedy Ślizgoni cię
zaatakowali. Wszystko potoczyło się bardzo szybko, Lunatyk wezwał dyżurującego,
ale ciebie zdążyli już trafić jakimś paskudnym zaklęciem... Nigdy wcześniej się
z czymś takim nie spotkałem. No cóż, Mulcibera i Avery'ego zdyskwalifikowali na
wstępie, nie wiem co stało się z resztą.
– Mhm –
mruknęłam, gdy ponownie zapadła cisza. James wpatrywał się w swoje buty, a ja
poczułam się głupio. Chciał tylko upewnić się, że ze mną wszystko w porządku, a
ja byłam dla niego niemiła...
–
Ekhym... Wiesz... Chyba będę się już zbierał. Obiecałem, że przekażę innym jak
się czujesz. Idź spać, Lily – wyszeptał, podnosząc się z miejsca i obrzucając
mnie krótkim spojrzeniem. – Mówię serio, powinnaś się wyspać. Wpadniemy jutro,
okej?
–
Okej...
Wpatrywałam
się w jego plecy, kiedy szedł w kierunku wyjścia i nie potrafiłam wydusić z
siebie ani słowa, chociaż miałam ochotę krzyknąć, żeby poczekał. Jesteś
taka głupia, mruknęłam w myślach, kiedy chłopak naciągnął na siebie
pelerynę i zniknął, zamykając za sobą drzwi.
No i co
ja zrobiłam.
Minęło
kilka dni zanim pani Pomfrey zgodziła mi opuścić skrzydło szpitalne na dobre.
Miałam wrażenie, że po aferze z Pętliczką Złośliwą była na mnie szczególnie
wyczulona. Tak czy siak, tym razem nie miała już wyboru – zbliżały się egzaminy
końcowe. Na które wcale nie byłam psychicznie gotowa. Jakim cudem to już? Jak
to, minęło dziesięć miesięcy? Kiedy?
Najbardziej
obawiałam się transmutacji, na której powtórzenie zostawiłam sobie najmniej
czasu, jednak z ulgą mogłam stwierdzić, że nie poszła mi najgorzej. Oczywiście
najbardziej dumna byłam z eliksirów, które nie stanowiły dla mnie najmniejszego
problemu. W głębi ducha cieszyłam się, że rozłożyłam sobie powtórki na trochę
dłuższy okres czasu. Gdybym zostawiła wszystko na ostatnią chwilę (biorąc pod
uwagę to, co ostatnio się działo) pewnie nie dałabym rady.
Kiedy
było już po wszystkim i w końcu mogłam w spokoju usiąść na pomoście,
przepełniał mnie smutek. Nie potrafiłam zrozumieć czemu, przecież na pierwszy
rzut oka wszystko było w porządku.
Tamten
rok znaczył dla mnie naprawdę wiele. I uświadomiłam sobie to dopiero, kiedy
znalazłam chwilę, by przemyśleć wszystko w samotności. Uporałam się ze Snapem,
zbliżyłam z resztą Gryfonów, utrwaliłam swoją przyjaźń z Mary. Zmianie też
uległ mój stosunek do Jamesa. Dziwnie czułam się na myśl, że po raz pierwszy
wsiądę do pociągu bez grymasu na twarzy, zwiastującego kłótnię z Potterem.
Wiedziałam, że od tej pory wszystko miało być inne, a te wakacje mogły dużo
zmienić. Wszyscy planowaliśmy się spotkać, spędzić wspólnie trochę czasu. I
miałam dziwne przeczucie co do tego, co to mogło zwiastować.
– O
czym myślisz?
Obróciłam
się i spojrzałam na Mary, która powoli szła w moim kierunku. Ubrana była w
białą sukienkę w stokrotki, a swoją czarną szatę przełożyła przez ramię. Jej
włosy połyskiwały w popołudniowym słońcu, nadając im o ton jaśniejszą barwę.
– O
szkole. Ładnie by ci było w blondzie – odpowiedziałam, przesuwając się, tak, by
szatynka mogła usiąść obok mnie. Dziewczyna zachichotała, opuszczając nogi w
dół i dotykając nimi rozgrzanej wody w jeziorze.
– A
tobie byłoby ładnie w rozpuszczonych włosach. Czemu splatasz je w warkocza?
– Bo
wchodzą mi do oczu. Z resztą, są już chyba za długie – mruknęłam, a moja
przyjaciółka sięgnęła za moje plecy i zaczęła bawić się rudymi puklami. Po
chwili poczułam, jak opadają luźno na moje ramiona i spojrzałam na nią z
wyrzutem.
– Więc
je zetnij, jak już wrócisz do domu – podsunęła mi Mary, przybierając na twarz
rozanielony uśmiech i odwracając ją w stronę słońca. – Sięgają ci już do pasa.
Nie wiem po co je zapuszczasz, skoro ci to przeszkadza.
– Może
i masz rację – westchnęłam, spoglądając w dół, gdzie mieniące się w słońcu,
ogniste loki ułożyły się wokół mnie. – Nie chcę stąd wyjeżdżać...
–
Wrócimy tu za dwa miesiące.
– Po
raz ostatni. Nie wyobrażam sobie, że to będzie ostatni rok – jęknęłam,
wydymając wargi, a Mary pokiwała głową.
– Więc
uczyńmy je niezapomniane – powiedziała po chwili, wstając. – Chodź.
–
Gdzie? – spytałam, kiedy podała mi rękę.
– Do
Wielkiej Sali. Zaraz zacznie się kolacja. Poza tym, okres, kiedy spędzałyśmy
czas samotnie chyba już się skończył – zaśmiała się. Odwzajemniłam jej uśmiech
i przyciągnęłam ją do siebie, wdychając zapach jej delikatnych perfum.
Pachniała bzem i lukrecją. – A to za co?
– Za
wszystko – szepnęłam, kiedy odwzajemniła uścisk.
Wielka
Sala udekorowana była w kolorze nieba z brązowymi wstawkami. Z wiszących
sztandarów spoglądały dziesiątki orłów, machając dumnie skrzydłami.
–
Cieszę się, że to Ravenclaw wygrał w tym roku Puchar Domów – mruknęła Clarie, a
Syriusz spojrzał na nią, prawie się krztusząc. – To znaczy, oczywiście żałuję,
że nie Gryffindor – zapewniła – ale z dwojga złego to lepsi Krukoni niż
Ślizgoni.
– No tu
się muszę z tobą zgodzić. Ach, szkoda, że nauczyciele nie podzielali naszego
zapału i nie przyznawali nam punktów, za te wszystkie kawały. Przecież za takie
poświęcenie w zabawianiu Hogwarckich sztywniaków należy nam się przynajmniej
jakiś puchar – westchnął James, opierając się na stole, a Peter zachichotał
cicho.
–
Puchar głupoty – mruknęłam, a Remus zachichotał cicho.
– Tak
czy siak – rzucił, zanim ktoś zdążył to skomentować – Krukoni świetnie się w
tym roku spisali.
– Tak,
to prawda – westchnęła Maryl, siadając pomiędzy Remusem i Jamesem. Spod jej
rozpiętej szaty widać było ładną, błękitną sukienkę z białym kołnierzykiem. –
Zdobywali tyle punktów na lekcjach, że dziwne, gdyby nie wygrali.
– Ale
za rok się to zmieni, Łapcio zamierza wkroczyć na chwalebną ścieżkę nauki i
zostać zasypanym pochwałami, prawda?
–
Kopnąć cię w dupę? – spytał Syriusz, odwracając się w kierunku przyjaciela, a
reszta Gryfonów parsknęła śmiechem. Chwilę później Dumbledore powstał i w Sali
zapadła cisza. Wpatrywałam się w Binner, próbując zrozumieć jej relacje z
Rogaczem, ale ta jak gdyby czując na sobie moje spojrzenie uniosła głowę do
góry, więc natychmiast odwróciłam wzrok.
–
Drodzy uczniowie, witajcie! Wiem, że zapewne większość z was wolała by cieszyć
swoje brzuchy wykwintnymi potrawami, które już na nas czekają, albo spędzać
czas na błoniach, jednak będę musiał was chwilę pomęczyć. W tym roku ktoś pobił
szkolny rekord ilości szlabanów i w tym momencie chciałbym pogratulować panom
Black i Potter, za tak wielkie poświęcenie sprawie. – Dyrektor mrugnął w
kierunku Gryfonów, a w całej sali rozległy się głośne chichoty i oklaski. – Mam
nadzieję, że każda wasza kara upłynęła wam przyjemnie i przyniosła jakieś
wnioski.
–
Dumbcio zna się na rzeczy – mruknął Syriusz, kiwając głową z uznaniem.
–
Zapewne każdy z was jest ciekaw wyników tegorocznych Spotkań Zawodowych, jednak
z pewnych przyczyn ich ogłoszenie musiało zostać przesunięte. Nie ma potrzeby,
aby wywlekać to na głos, jednak mam nadzieję, że ci, którzy wiedzą o co chodzi,
przemyśleli swoje zachowania i wyciągnęli z nich wnioski. Takie sytuacje nie
będą w Hogwarcie tolerowane, mam więc nadzieję, że był to ostatni raz, kiedy
doszło do czegoś takiego.
Poczułam
na sobie spojrzenie kilku osób i natychmiast zrobiło mi się gorąco. Nie miałam
pojęcia, że to co stało się na turnieju było aż tak ważne, chociaż w głębi
serca dziękowałam Dumbledore'owi za zajęcie się tą sprawą. Strach pomyśleć, co
by się działo, gdyby umknęło im to płazem. Po Wielkiej Sali przetoczyła się
fala szeptów, jednak dyrektor uciszył je jednym machnięciem ręki. Nie na długo,
bowiem po jego kolejnych słowach pomieszczeniem zawładnęły wiwaty i głośne
oklaski, które podżegał profesor Flitwick, wypinając dumnie pierś i kiwając
głową do swoich podopiecznych.
– Nie
przedłużając, chciałbym pogratulować Krukonom, którzy w tym roku zdobyli Puchar
Domów z liczbą punktów pięćset dwanaście! Na drugim miejscu uklasyfikował
się Gryffindor, z czterysta siedemdziesięcioma punktami, dalej Slytherin,
czterysta sześćdziesiąt pięć i Huffelpuff z czterysta dwudziestoma. Chciałbym
pogratulować każdemu domowi, wszyscy spisaliście się znakomicie, osiągając tak
wysokie wyniki! A teraz, nie przedłużając, życzę każdemu miłego wieczoru
i wsuwajcie!
Chyba
właśnie wtedy poczułam, że Hogwart już na zawsze pozostanie moim domem. Nawet
jeśli na zewnątrz grasowali Śmierciożercy, a do nas coraz częściej docierały
pogłoski o ich atakach, tu zawsze mogłam poczuć się bezpiecznie. I byli tu
wszyscy moi przyjaciele.
Kiedy układałam się do łóżka, zrozumiałam,
że będę miała jeszcze cały rok na to, by nacieszyć się tym miejscem. A teraz
musiałam wrócić do domu,
do rodziny, która znaczyła dla mnie więcej niż każdy skarb na całym świecie.
Ciemność. Spojrzałam w dół i zobaczyłam swoje bose stopy. Było mi tak cholernie zimno. Miałam na sobie jedynie zwiewną, białą koszulę, sięgającą mi połowy ud. Zmarszczyłam brwi i rozglądnęłam się dookoła, próbując zrozumieć gdzie jestem. Powietrze wokół mnie zadygotało, a ja poczułam na swojej skórze chłodny powiew wiatru.
A potem
nagle zrobiło się jasno. Zacisnęłam powieki i cofnęłam się kilka kroków,
próbując zrozumieć co się dzieje. Do moich uszu dobiegł odgłos szumu wody.
Powoli otworzyłam oczy i ujrzałam wielką salę wykonaną z litego kamienia. W
niektórych miejscach w podłodze znajdowały się wielkie otwory, ziejące pustką.
Ze ścian wystawały rury, z których wypływały ciemne ścieki, gromadząc się w
wielkim zbiorniku. Próbowałam uspokoić szybko bijące serce, kiedy coś przede
mną zamigotało. Skupiłam wzrok na czymś jasnym, a potem ruszyłam w tamtym
kierunku. Z początku powolne kroki zamieniły się w bieg, kiedy zrozumiałam, co
leżało na ziemi.
Ciało.
Blond
włosy Petunii rozsypały się wokół jej obojętnej twarzy, a jej oczy wpatrywały
się tępo w sklepienie. Próbowałam krzyknąć, jednak głos zamarł mi w gardle.
Wydawało mi się, że im szybciej próbuję biec, tym dalej jestem od niej, a potem
nagle potknęłam się o coś i upadłam do przodu.
Uniosłam
głowę, próbując złapać oddech. Rude pukle zasłoniły mi twarz, a ja z trudem
podniosłam się i odgarnęłam je za uszy. Sceneria zmieniła się. Woda zniknęła, a
ziemię zapełniły odłamki skał, gruzy jakiegoś budynku. Syknęłam z bólu,
uświadamiając sobie, że upadając rozcięłam skórę na kolanie. Rozejrzałam się,
próbując odnaleźć swoją siostrę, jednak nie było po niej najmniejszego śladu.
Dopiero po chwili moją uwagę przykuł wielki kształt w oddali. Powoli ruszyłam w
jego kierunku, starając się nie wywrócić na osuwających się kamieniach. Wkrótce
przestrzenie pomiędzy nimi zapełniła ta sama, brudna woda. Dopiero, kiedy byłam
wystarczająco blisko, zrozumiałam, że przede mną znajdowało się lustro.
Jego
złota rama lśniła delikatnie. Spojrzałam na własne odbicie, zastanawiając się,
czy to na pewno ja. Patrzyła na mnie młoda kobieta o ognistych włosach i
niespodziewanie zielonych oczach. Spod białej koszuli prześwitywały jej pełne
piersi i biodra. Odwróciłam wzrok i ponownie skupiłam się na swoich stopach,
zanurzonych w wodzie. Obok mojej kostki dryfowało coś jasnego, a kiedy się
schyliłam, dotarło do mnie, że to włosy. Wrzasnęłam, odsuwając się,
a przede moimi oczami pojawiły się zwłoki Petunii. Tym razem na jej twarzy
gościł grymas. Moją piersią wstrząsnął szloch, kiedy rzuciłam się do jej
oziębłych rąk i przyciągnęłam ją do siebie. Była taka blada. Na jej sinych
ustach zastygła kropla krwi. Próbowałam ją wytrzeć, jednak moje dłonie trzęsły
się tak bardzo, że nie potrafiłam jej dotknąć. A potem zobaczyłam, jak woda
wokół nas zabarwia się szkarłatem.
– Nie,
nie, nie, nie, nie – wyszeptałam, próbując podnieść jej ciało, które zaczynało
mi ciążyć. Nie! Musiałam jej pomóc!
Z
całych sił starałam się znaleźć miejsce, w którym znajdowała się rana, kiedy
dotarło do mnaie, że to była moja krew. Odskoczyłam do tyłu,
wywracając się i wpadając w wodę, po czym spojrzałam na szkarłatną plamę
pomiędzy moimi nogami. Próbowałam wstać, a kiedy w końcu mi się udało i
spojrzałam w lustro, zobaczyłam swoją nagą sylwetkę. Koszula całkiem zniknęła.
Chciałam się zakryć rękami, jednak nie mogłam się ruszyć, jedynie wpatrywałam
się w krew wypływającą spomiędzy moich ud, zabarwiającą wszystko na czerwono.
A potem
poczułam jak spadam, woda wciągnęła mnie w swoje czeluści, fala rozstąpiła się
pode mną i zamknęła nad moją głową, obracając mnie i wyrzucając w
powietrze. Zszokowana uniosłam się na łokciach, próbując zaczerpnąć powietrza,
a wtedy dotarło do mnie, że siedzę na swoim łóżku.
– To
był tylko sen – szepnęłam sama do siebie, uspokajając oddech. Dopiero po chwili
poczułam, że coś jest nie tak, a kiedy spojrzałam w dół jęknęłam w
myślach. No pięknie, czemu akurat dzisiaj?
Z
westchnieniem zsunęłam się z łóżka i rozejrzałam się za różdżką, jednak nigdzie
jej nie było. Zmarszczyłam brwi i przeszukałam kieszenie szaty. Świetnie,
najpierw to, a potem różdżka. Co jeszcze?
Jednym
ruchem ściągnęłam zakrwawione prześcieradło i po cichu ruszyłam w stronę
łazienki. Było jeszcze wcześnie i nie chciałam obudzić dziewczyn. Zaspana
zamknęłam się w środku i wrzuciłam brudy do wiklinowego kosza.
–
Jakbym tylko wiedziała gdzie moja różdżka... – mruknęłam, ostatni raz
spoglądając na zakrwawione prześcieradło i odkręcając wodę. No cóż, był jeden
plus. Jakby to ujęła Dorcas, przynajmniej już wiemy dlaczego miałam
takie humorki.
Zanim
ogarnęłam się na tyle, żeby nie wyglądać jak przerażona histeryczka, pozostałe
Gryfonki zdążyły już wstać i zacząć pukać, a raczej dobijać się do drzwi.
Zmęczona opadłam na łóżko i zmarszczyłam brwi.
– Co
masz taką minę? – spytała Mary.
– Boli
mnie brzuch. Widziałyście Rosie? – spytałam, próbując odwrócić uwagę od swojej
osoby.
– Śpi w
pokoju Maryl i Clarie – poinformowała mnie Alicja, która właśnie weszła do
środka. Była już ubrana i uczesana, a w rękach trzymała kuferek ze szczoteczką
do zębów i szamponem. – No co, tu łazienka była zajęta.
– Pójdę
po nią, muszę jeszcze załadować ją do koszyka, a to już będzie większe wyzwanie
– jęknęłam, wstając.
Zebranie
się zajęło nam więcej czasu, niż mogłabym przypuszczać. Kiedy w końcu stanęyśmy
na peronie, nie mogłam wyrzucić z głowy wspomnienia dzisiejszego snu. Był tak
cholernie realistyczny, że aż przeszły mnie ciarki. I ta część z krwią. Bleh,
że też dzisiaj musiałam dostać okresu.
– To na
pewno przez hormony – zapewniła mnie Mary, kiedy opowiedziałam jej o wszystkim.
Przyznałam jej rację. Ostatnio ciągle chodziłam poddenerwowana, stresowałam się
powrotem do domu. Nie było innego wytłumaczenia.
Oglądnęłam
się za siebie, na cichy las, za którym zniknął Hogwart. Wiedziałam, że będę
tęsknić, już tęskniłam. Ale jednocześnie chciałam w końcu znaleźć się w domu i
przytulić się do mamy. W ostatnim liście napisała mi, że wracają do niego dwa
dni przede mną. Nie mogłam się doczekać momentu, kiedy i ja stanę w jego
drzwiach. Przemknęło mi nawet przez myśl, że chętnie przytuliłabym Petunię
(zwłaszcza po tym okropnym śnie), jednak potem wyobraziłam sobie jej minę.
Powiedzenie, że moja siostra miała mi za złe mieszkanie w ośrodku dla rodzin
mugolskich, to wielkie niedopowiedzenie. Wiedziałam, że była na mnie wściekła,
ale co mogłam zrobić. Chyba nie rozumiała, że to wszystko dla ich
bezpieczeństwa.
–
Ziemia do Lily! – usłyszałam. – Remus coś do ciebie mówi.
– Mam
twoją różdżkę, Lily – zachichotał Lupin, wymachując mi nią przed nosem. –
Zostawiłaś ją wczoraj na kolacji.
– Och,
dziękuję – mruknęłam zakłopotana i uśmiechnęłam się z wdzięcznością.
–
Dobra, gołąbku, już się tak nie czerwień, tylko zbieraj manatki. Czas wsiadać.
Spojrzałam
na Mary, która szczerzyła się w moim kierunku. Potaknęłam, obrzucając ją
rozbawionym spojrzeniem i złapałam koszyk z Rosie, która zaczęła głośno
miauczeć.
– Hej,
spokojnie – mruknęłam, próbując opanować kotkę, jednak ta zaczęła miotać się
jak szalona. Kilka osób spojrzało na mnie ze zdegustowaniem, a ja spaliłam
buraka.
– Pomóc
wam? – Syriusz zachichotał cicho, widząc, jak szamoczę się z kufrem, po czym
jednym ruchem zabrał go i pociągnął w kierunku wagonu. – Matko, co ty tam
napakowałaś?
– Kamienie
– prychnęłam, obejmując koszyk obiema rękami i ruszając za nim, a Gryfon
zaśmiał się radośnie.
– Już
się tak nie denerwuj, złość piękności szkodzi – rzucił, a James uniósł brwi do
góry, pomagając Mary z jej kufrem.
–
Stary, czy ty podrywasz moją wybrankę?
– A
gdzieżby inaczej, kumplu – zachichotał Łapa. Tym razem to ja
uniosłam brwi i chrząknęłam głośno.
–
Ee, wybrankę? – spytałam, a wszyscy wybuchnęli śmiechem.
– No
proszę, kogo my tu mamy.
Nasze
spojrzenia powędrowały w górę, na wejście do wagonu, gdzie stał Avery.
Przyglądał się nam z obrzydzeniem i pogardą wymalowanymi na twarzy. Za jego
plecami stało jeszcze kilku Ślizgonów. Poczułam, jak wszystkie moje mięśnie
spinają się na raz. Mary chyba to zauważyła, bo objęła mnie delikatnie
ramieniem i zacisnęła palce na mojej talii.
– Co
tam Evans, jak się czujesz? – rzucił chłopak, niby niedbale zawierając w moim
nazwisku jak najwięcej jadu.
– Odwal
się od niej – warknął James, ruszając do przodu, jednak Binner zatrzymała go.
– Ja to
załatwię – mruknęła, patrząc mu ostrzegawczo w oczy, a potem odwróciła się i
stanęła twarzą w twarz ze Ślizgonem.
– Od
dawna są razem? – spytała, a chłopak spojrzał na nią jak na idiotkę.
– Niby
kto? – warknął, zakładając ręce na piersi.
– Twoje
brwi – odpowiedziała Maryl, a potem nie czekając na odpowiedź weszła do środka,
popychając chłopaka do tyłu. Ten, wciąż będąc w szoku, zatoczył się w
akompaniamencie naszych śmiechów. Z podniesioną głową ruszyłam za nią, nie
obdarzając go nawet spojrzeniem, a kiedy znikałam w kolejnym przedziale,
usłyszałam odgłos upuszczanego kufra, a potem głośny wrzask.
– Patrz
jak leziesz!
– To
się suń – warknął Syriusz.
Z
uśmiechem opadłam na siedzenie i szczerzyłam się przez resztę podróży. Nie wiem
jakim cudem wszyscy zmieściliśmy się w tak małym przedziale. Na początku było
naprawdę ciasno, ale potem Mary usiadła na kolanach Syriuszowi, Clarie uciekła
do przedziału z Johnem, a Alicja szybko zmyła się w poszukiwaniu Franka, który
zapewne siedział gdzieś z chłopakami ze swojego rocznika. James usadził się
pomiędzy Syriuszem a Remusem, a Dorcas, Maryl i Peter usiedli obok mnie
(zadziwiające jak trzy dziewczyny zajmują mniej miejsca niż dwóch chłopaków).
Spoglądałam przez okno na migoczący krajobraz i rozmyślałam nad ostatnim
rokiem, próbując stłumić w sobie uczucie paniki. Nie wiedziałam, że to, co się
niedawno działo, wpłynie na mnie aż tak. W głowie przewijały mi się sceny
pochodzące z dzisiejszego koszmaru, a mięśnie zaczęły mnie mrowić, na
wspomnienie pobytu w skrzydle szpitalnym. Zrobiło mi się gorąco, kiedy
pomyślałam o ignorancji Ślizgonów. Przemknęło mi nawet przez myśl, czy jednym z
nich był Severus, ale prawie natychmiast pokręciłam głową, próbując wyprzeć to
z siebie. Nie obchodziło mnie czy tam był, ani trochę. W końcu Huncwoci
wciągnęli nas w grę w eksplodującego durnia, twierdząc, że mam minę jakbym się
nudziła, więc oni mi dostarczą rozrywki. Kiedy po godzinach męczarni
powiedziałam, że mam dość, zaczęliśmy wymieniać wszystkie dobre momenty, które
nas spotkały podczas tych dziesięciu miesięcy w Hogwarcie.
–
Poprawiłem się w transmutacji – pochwalił się Peter. – Tylko dzięki tobie, Lily.
– Nie
przesadzaj – mruknęłam, na co Remus puścił mi oczko.
– Nikt
nie miał do niego tyle cierpliwości, co ty – zachichotał.
–
Stałam się samodzielna. Nawet nie wiecie jak dobrze czuję się z tym, że
przyjęli mnie do pracy! A już myślałam, że całe dnie będę musiała przesiadywać
z moją szurniętą, czystokrwistą rodzinką.
– Moim
ulubionym momentem było zdecydowanie dowiedzenie się, że pobiłem rekord
szlabanów – stwierdził Syriusz, wyciągając się na swoim miejscu, na co Mary
fuknęła oburzona.
– Siedź
prosto, bo spadnę!
– Moim
patrzenie na Mary, która dziesięć miesięcy temu nie umiała się do was odezwać,
a teraz siedzi na kolanach Łapy – zachichotałam, za co dostałam w twarz jej
swetrem. – Hej!
– A
moim było to, kiedy wyrzuciłaś ten głupi łańcuszek od niego.
Poczułam,
że się rumienię, kiedy wszyscy na mnie spojrzeli, a moja ręka instynktownie
powędrowała do szyi, gdzie zacisnęła się na złotej zawieszce w kształcie lilii.
– A
moim – mruknął cicho Remus – to, że zaakceptowaliście, mój,
ekhym, futerkowy problem. – Wszyscy przenieśli swoje spojrzenia na
niego, a on uśmiechnął się smutno.
– Luniu
– szepnęłam – wiesz, że zawsze będziemy z tobą.
– Wiem
– westchnął chłopak, a w tym samym momencie Rosie znowu żałośnie miauknęła
– Zrób
coś z tym kotem!
– No
przecież jej nie uduszę – jęknęłam, i wstałam, ściągając koszyk z półki.
Delikatnie położyłam go na swoich kolanach i otworzyłam, jednak zanim zdążyłam
jakkolwiek zareagować Rosie wyskoczyła z niego i z donośnym miauknięciem
puściła się biegiem w stronę drzwi.
– Nie!
– krzyknęłam, ale było już za późno – kotka przecisnęła się przez szczelinę i
zniknęła w przejściu. – Świetnie. I po co w ogóle chciałam ją wyjąć, ugh.
– Pomóc
ci ją poszukać? – spytała Mary, a ja pokręciłam głową.
– Nie,
dam sobie radę. Zaraz wracam.
Wysunęłam
się z przedziału i rozglądnęłam, jednak po kotce nie było śladu. Po krótkim
zastanowieniu ruszyłam w prawo, nawołując jej imię. Widok za oknem sugerował,
że zbliżaliśmy się do Londynu i nie miałam za dużo czasu. Westchnęłam i w duchu
pogratulowałam sobie podziękowania za pomoc przyjaciółki. Może z nią byłoby
szybciej.
Zaczęłam
włóczyć się wzdłuż pociągu, jednak Rosie zniknęła. Byłam na nią wściekła –
bolał mnie brzuch, byłam zmęczona i roztargniona, a ostatnie, co chciałam teraz
robić, to łazić w kółko i nawoływać ją, wiedząc, że pewnie i tak ma to
gdzieś. Koty, fuknęłam w myślach, schylając się pod pustą ławkę.
–
Zaczęliśmy się zastanawiać, gdzie wsiąkłaś – usłyszałam za sobą. Odwróciłam się
i spojrzałam na Jamesa, który opierał się o szybę, uśmiechając się szeroko.
– Nie
mogę jej nigdzie znaleźć – jęknęłam, podchodząc do niego i opierając się obok.
– Tak w ogóle to... przepraszam, no, za moje zachowanie. Ja...
– Tak
wiem, Mary już nas poinformowała o twojej kobiecej przypadłości –
zachichotał, a ja otworzyłam usta.
– Co za
wredna żmija! Jak tylko ją dorwę...
– Niee,
nie rób tego, obiecałem się nie wygadać – zaśmiał się chłopak, dając mi
kuksańca w bok. Staliśmy tak przez moment, wpatrując się w mijające nas
budynki, a cisza, która nas otulała wcale mi nie ciążyła.
– Dam
ci knuta, za twoje myśli – szepnął James, kiedy westchnęłam cicho pod nosem.
– Są
warte przynajmniej galeona – mruknęłam, spoglądając na niego. Nie mogłam się
powstrzymać i widząc jego minę, zaczęłam się śmiać.
– Nie
wiem czy tyle mam – pożalił się, udając zrozpaczonego.
– No to
chyba się nie dowiesz, o czym myślę.
– A to
pech – westchnął.
– A to
pech – potwierdziłam. James wpatrywał się w moje oczy, uśmiechając się szeroko
jeszcze kilka długich sekund. Powoli podniósł swoją rękę i założył moje włosy
za ucho, a ja zadrżałam. Co on wyrabia, przeszło mi przez myśl. Już
miałam coś powiedzieć, kiedy wyraz jego twarzy nagle się zmienił.
– Co...
– Ćśś –
mruknął, spoglądając za okno. Podążyłam za jego wzrokiem, jednak nie
dostrzegłam niczego nadzwyczajnego. Chłopak wpatrywał się w ciemność przez
chwilę, by następnie spojrzeć na mnie. – Słyszysz?
Zmarszczyłam
brwi, próbując zrozumieć o co mu chodzi, a potem do moich uszu dotarł odgłos
cichego stukotu. Uniosłam wzrok do góry, nasłuchując.
– To
tak jakby...
–
...ktoś chodził po dachu – dokończył James, wyglądając na zaniepokojonego.
Odgłos nasilał się, aż w końcu cały wagon dudnił od głośnego stukotu. Rogacz
przyłożył rękę do drgającej szyby i wyjrzał przez nią, zaciskając usta.
Natychmiast zrobiłam to samo, a potem wstrzymałam oddech.
– To
nie dach – szepnęłam, kiedy w ciemności pojawiły się światła King's Cross.
Pociąg szarpnął do przodu, pędząc w tamtym kierunku szybciej, niż kiedykolwiek
wcześniej. – Powinien hamować, czemu nie hamuje? Przecież jeśli z taką
prędkością wjedzie na dworzec...
–
Pociąg się wykolei – mruknął drżącym głosem James. – Lily...
Poczułam
jak jego ręka zaciska się na mojej, kiedy lokomotywa wtoczyła się przez
kamienną bramę. Pociąg ostro szarpnął, kiedy chłopak odciągał mnie od okna, a
ostatnie co zapamiętałam, to widok wagonów wywracających się jak domek z kart.
Światła zamigotały, pogrążając nas w ciemności, kiedy biegliśmy w kierunku
przedziału, próbując zdążyć przed nieuniknionym.
– Lily?
– W przejściu pojawiła się Elsie, obejmująca się ramionami. – Co się dzieje,
wiecie czemu jest tak ciemno?
Miałam
ochotę krzyknąć, żeby się schowała, żeby wróciła na miejsce, ale zanim
jakikolwiek dźwięk zdążył wydobyć się z moich ust, wagonem szarpnęło, a ja
potknęłam się, lecąc w kierunku ziemi. A potem czyjeś ręce zacisnęły się wokół
mojej talii, sekundę przed tym, jak wszystko zawirowało, a szkło i odłamki
drewna zasypały nas z każdej strony.
Hogwart
Express dotarł na miejsce.
Dla Kasi, która pisze jutro chemię i ma dostać piątkę (Toire i Nick, pamiętaj).
Dla
Muni, która została serialową maniaczką. Czekam na jakiegoś nowego bloga.
Dla
Ar, naszego Elitarnego fotografa. Pisz dalej (i więcej), Lisico!
Dla
Livv, która rozpoczęła detektywistyczną misję wyszukiwania w szablonie ukrytych
znaczeń.
Dla
Kseni, miłego jeżdżenia na łyżwach i żeby ci było Ciepło.
I
dla naszych nowych koleżanek, Mai i Ly, bo stając się częścią Elitarnych
zasługujecie na tego dedyka tak jak reszta.
Dziękuję.
Nie wiem co mam powiedzieć. Może najpierw:
przepraszam. Za takie osunięcie w czasie, za to, że musieliście czekać. Na
swoje usprawiedliwienie mogę powiedzieć, że ostatnio wszystko trochę mnie
przygniotło. I tu dochodzimy do momentu, kiedy przepraszam Was też, za ten
fragment o turnieju.
Siedziałam nad nim miesiąc.
MIESIĄC. I nie umiałam go napisać. Czy ktoś jeszcze zauważył, jak nieudolnie
przeskoczyłam nad tematem? A to dlatego, że wiedziałam, że tego nie napiszę. A
nie miałam pomysłu, energii, ani czasu, aby coś z tym zrobić. Wiedziałam, że
jeśli w końcu się nie wezmę za ten rozdział i go nie skończę, to będzie tak
leżał i leżał, bo tego nie napiszę i tyle.
Co czuję? Czuję dumę, zmęczenie i
szczęście. Dumę, bo udało się - doprowadziłam to opowiadanie do końca, no,
przynajmniej pierwszą część, ale to już coś! Zmęczenie, bo ostatni miesiąc,
kiedy siadałam i nie byłam w stanie nic napisać naprawdę dał mi w kość. I
szczęście, bo w końcu przełamałam złą passę i mi się udało. Naprawdę mi się
udało!
Więc co mogę powiedzieć. Chcę
podziękować, za każde wyświetlenie, każdy komentarz, każde głupie polubienie na
facebooku. Bo kiedy zakładałam tego bloga, było Was tak mało. Walczyłam o każdy
dzień, a efektów nie było. Jeden czytelnik, dwóch, nawet moja przyjaciółka tego
nie czytała, bo nie lubiła HP. Pomyślcie, co czułam i co czuję teraz.
W szkole jest mi naprawdę coraz
ciężej i wiem, że przesunięcie drugiej części na po-maturze było dobrą decyzją.
Tak jak obiecałam, w między czasie będę publikować miniaturki, aby jednak coś
się tutaj działo. Kilka już napisałam, kilka napiszę. Tak czy siak, jeszcze
raz, dziękuję.
Wszystkich, którzy chętnie
poczytaliby coś mojego zapraszam na wattpada, gdzie publikuję swoją autorską
historię (całkowicie improwizowaną, nieprzemyślaną i krótką). Górnolotna nie
jest, ale już przypadła do gustu niektórym, więc czemu nie miałabym nią się
pochwalić?
I wszem i wobec reklamuję naszą grupę na facebooku. Naszą, czyli moją i kilku dziewczyn, które są tutaj stałymi
czytelniczkami. Jeśli ktoś chciałby z nami popisać, pogadać, pośmiać się czy
ponarzekać, zapraszamy!
I już na koniec. Co sądzicie? O rozdziale, o zakończeniu, którego tak bardzo nie chciałam zdradzić, ale też i o całości?
Stop Dreaming - polecilibyście, nie polecilibyście, lepsze, gorsze? Co jest na tak, co jest na nie, czego Waszym zdaniem było za mało, a czego za dużo?
Wszystko przed nami, moi drodzy, a ja mam nadzieję, że jednak to opowiadanie zapadło Wam w pamięć jako dobre opowiadanie. A jeśli nie, to że kolejna część to zmieni.
Wasza,
Atelier
...
OdpowiedzUsuńPIERWSZA LUDZIE!!! OKLASKI PROSZĘ
UsuńWeź, Mun, jesteś #głupimstalkerem :CCC.
UsuńNo to lecimy z komentarzem *.*
UsuńJak wiesz, At, rozdział przeczytałam już wczoraj, ale żeby być na świeżo... Ale wtedy było bez muzyki, na pół przytomnie i w ogóle... Więc teraz czytam jeszcze raz, a komentarz będzie na bieżąco :D No to lecimy z ostatnim moim komentarzem tej części SD (to miało być wzruszające, ale chyba nie wyszło, ups).
Lily i Mary piszące esej. Tak mega podobało mi się to, że Lily nie mogła się skupić. Ledwo się powstrzymałam, żeby nie krzyknąć "Głupia, jesteście sobie przeznaczeni!!!".
Scenka Lily-Nathias bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. I cieszę się, że Nathias znalazł sobie dziewczynę, mamy jakąś tam pewność (??? z Tobą to nigdy nic nie wiadomo, Ati), że już koniec trójkąta James-Lily-Nathias.
Tak bardzo lubię Maryl, jeju. Naprawdę, bardzo, bardzo, bardzo ją lubię. Mimo to, że całowała się z Jamesem, ehh... Tak At, Twój plan względem Maryl wypalił. Ehh... ja powinnam nienawidzić tej postaci, bo ma coś wspólnego z Jamesem, ups po raz drugi. A jej rozmowa z Lily była jednym z najlepszych momentów tego rozdziału. Praktycznie rozpływałam się, czytając ten kawałek. Nawet nie wiem, jak wyrazić to, jak bardzo mi się to podobało, dlatego wychodzi taki nic nieznaczący bełkot.
James i Lily w bibliotece, czyli jaranie się, bo jest się Dżlozjebem - włączone. Lubię gdy James ją denerwuje, a ona daje mu do zrozumienia, żeby się odwalił (nawet jeśli tak naprawdę tego nie chce).
"[...]bicie mnie to słaba wymówka do dotknięcia mojego cholernie seksownego ciała [...]" - Czysty styl Pottera. To jedno zdanie jest PRZESIĄKNIĘTE tym jeleniem, hahah xD
"– Przyszedłem, bo cię potrzebuję, Lily."
Mi również opadła kopara, witaj w klubie Lils.
"– Zawszę tu będę."
A teraz opadłam mi jeszcze bardziej (i ile to jest możliwe).
Dobrze wybrnęłaś, jeśli chodzi o turniej. I nie masz za co przepraszać, Ati. Wyszło świetnie, a gdybyś próbowała się dalej zmuszać to mogłoby pójść gorzej.
James siedział w SS przy Lily, jejuuu... Rozpłynęłam się na dobre. Tyle dawki tej dwójki na jeden rozdział to taka cudowna dawka dla Dżilozjeba *.*
Sen Lily... Już Ci o tym pisałam, ale się powtórzę: Wiem, że ten sen był jak nie patrzeć smutny i właściwie przez dłuższy czas w napięciu czekałam, jak to się skończy, ale przy tym zdaniu:
"Chciałam się zakryć rękami, jednak nie mogłam się ruszyć, jedynie wpatrywałam się w krew wypływającą spomiędzy moich ud, zabarwiającą wszystko na czerwono."
Myślałam, że się posikam ze śmiechu XD SŁOWO. Może jestem chora i nienormalna, ale co zrobić?
Spotkanie ze Ślizgonami i riposta Maryl... Świetne. Mówiłam już, że naprawdę ją lubię? Haha, inaczej - HOHO! ^.^
No i końcówka, to na co najbardziej czekałam. A za każdym razem jak przypominałam sobie nasze rozkminy dotyczące szablonu, chciało mi się śmiać xD Przyznam: Nie spodziewałam się. I teraz jeszcze bardziej nie mogę doczekać się drugiej części.
Część dotycząca rozdziału za nami, a teraz coś ode mnie, tak prosto z serducha...
UsuńNa początku: dedyk. Dziękuję Ati... I jeszcze taki true: Jak skończę pisać komentarz idę oglądać kolejny odcinek PLL, haha. Moje uzależnienie powróciło, hoho.
Nie powiem... Dziwnie się czuję z myślą, że pierwsza część SD dobiegła końca. Nadal wydaję mi się to takie nierealne. Że niby minęły prawie dwa lata od kiedy opublikowałaś prolog? Kiedy? Pstryk i poleciało. A dla Ciebie musi być to jeszcze dziwniejsze. Znaczy dla Ciebie to jest na pewno jeszcze bardziej dziwniejsze. Hoho. *ktoś tu widzi powtórzenie, bo ja nie*.
Uwielbiam chyba każdego wykreowanego przez Ciebie bohatera (oprócz Wycierusa, ale to norma, sama wiesz XD) i wariuję na myśl, że do matur nie będzie kolejnego rozdziału, ale decyzję rozumiem Twoją decyzję i również uważam, że jest dobra. No i wiesz, że trzymam za Ciebie kciuki jeśli chodzi o ten cholerny egzamin dojrzałości, czy jak tam to nazywają. xD
Poleciłabym! Nawet polecam, każdemu kto szuka bloga o Lily i Jamesie. Zresztą teraz gdy poznałam jeszcze Twoją twórczość z drugiej strony (mówię teraz o wattpadzie) poleciłabym wszystko co napiszesz, nawet na to nie patrząc. Kocham Stop Dreaming, Twoją Lily, Twojego Jamesa, Twoich Huncwotów i innych bohaterów, całym serduchem, Ati.
No i koniec komentarza. Kolejny z tych chaotycznych i dziwacznych, ale po takim czasie chyba się przyzwyczaiłaś, co nie? XD Haha.
Czekam niecierpliwie na pierwszy rozdział drugiej części i nowy szablon... Nie mogę się doczekać.
Moony
PS. Koment podzielony na dwie części, bo blogger jest głupi i ma jakiś tam limit XD
Droga Muni!
Usuń*scroluje do góry, żeby zobaczyć jeszcze raz o czym pisałaś na początku bo już nie pamiętam xD*
Cieszę się, że scena z Nathiasem wzbudziła pozytywne emocje i jestem szczerze zaskoczona takim zachwytem co do tej z Maryl - serio, nie spodziewałam się, że ktoś zwróci na nią większą uwagę :D No cóż, nawet pomimo tego co się stało, chciałam, żeby te dwie Gryfonki pozostały przyjaciółkami, no i chyba tak się stało :D
No tak, ten rozdział był pełen Dżili w czystej postaci. Taka esencja całej części haha. A ostatnio narzekałyście, że mało Dżili :D Ciekawi mnie, jak może coś wyglądać przesiąknięte jeleniem i ten... no, zapędziłam się hahahahaha. Zła Muni, takie obrazy mi podtykać.
W sumie to co do tego snu, to kiedyś kiedyś jak go wymyślałam (czyli będzie z rok temu XD) miałam na niego fajniejszy pomysł, ale go zapomniałam, hahaha, no i musiałam jakoś sobie radzić. Nie żeby było to coś super, ale no trudno już. W sumie, to mnie też to trochę śmieszy xd
NO JA MYŚLĘ, ŻE SIĘ NIE SPODZIEWAŁAŚ KOŃCÓWKI. Mówiłam, że nie zgadniecie co to XD ale i tak warto było posłuchać Waszych teorii, buahaha.
Oj Muni, maniaczko PLL. A idź i oglądaj (zazdroszczę Ci tego, że masz na to czas :c). Jeśli Ty czujesz się dziwnie z końcówką pierwszej części, to co ja mam powiedzieć? Jakoś chyba jeszcze to do mnie nie dociera. Dwa lata... kiedy?
Mi też trochę smutno, że do matur nie będę pisać tak jak do tej pory, ale jakoś damy radę. Mam nadzieję, że potem to sobie odbiję haha.
Czytając takie miłe słowa co do moich twórczości, aż rośnie mi banan na twarzy haha (nie dosłownie oczywiście, o matko, co to by było, straszna choroba, banan na ryju :///). Cieszę się, że kochasz moich bohaterów, ja też ich kocham! I kocham takich czuudownych czytelników :D
Chyba nigdy się nie przyzwyczaję <3
Dziękuję, dziękuję, dziękuję, głównie za to, że już tyle ze mną wytrzymałaś haha.
A kom jest supi-dupi!
Moje miejsce!
OdpowiedzUsuńAle ten czas zleciał, prawda Ati... Nawet nie wiem, kiedy a z 6 stycznia zrobił się 11 marca... Ale no cóż jestem i komentuję, trochę po czasie, ale u mnie to normalka. Zaraz lecę do Kathie, której powinnam skomentować w listopadzie, więc tego, no XD
UsuńWiesz, nawet nie mam pojęcia od czego zacząć, bo najchętniej skrzyczałabym Cię za zakończenie, ale z drugiej chciałabym już dojść do scen z Jily, ale postaram się ładnie przedstawić swoją ocenę poszczególnych fragmentów.
Lily jest zazdrosna! Ja to wiem, każdy to wie i nie zaprzeczysz! To jak nie mogła się skupić, kiedy James rozmawiał z Maryl, to awww! *.*
Nathias, koniec z nim i Lily i dobrze, bo teraz nadchodzi era JILY! Mimo to miło ze strony Lily, że mu tak ładnie pomogła. Nathias i Kathie, no, no ^^
W poprzednim rozdziale (chyba to był ten) miałam ochotę ukatrupić Maryl, no dobra może nie, bo bardziej Ciebie, ale czułam wtedy, że to zrobisz po scenie na kanapie. Tak w tym rozdziale, tak mi jej szkoda, bo nie wie co robić. James to jej wieloletni przyjaciel, a tu zdarzyło się to co się zdarzyło, a z drugiej strony jest Lily, która jest dla Jamesa ważna, a on dla niej. To się dopiero nazywa Tragizm! Biedna nie wie co robić.
Lily się zmieniła widać to, jak słucha i, mimo wszystko, pociesza przyjaciółkę i jak poszła do Jamesa, by wszystko sobie wyjaśnili. Ten moment, kiedy James prosi, by Lily uniosła wzrok! Jejuniu! ^^ Ja nawet na takich sytuacjach z nimi się rozpływam! Wmawiaj sobie dalej, że James to tylko przyjaciel, na pewno daleko zajdziesz! Era przyjaciół dobiega końca, a wchodzi era kochanków! <3
Ręka, ręka, ich ręka!! O jeju! Albo to jak on ją od tyłu złapał! Kurde to źle zabrzmiało XD Ale tak czy siak, to było urocze, ale potem ci głupi Ślizgoni się zjawili, a Lil wylądowała w skrzydle.
James nad nią czuwał! hsivchsdibvcujsbfinduiasbufw <333 Czemu, żeś się nie odezwała, nawet głupie "Dobranoc, James", ale nie ona milczała. UGH, mam ochotę porządnie zdzielić Evans.
KURDE! Przeskoczyłam, mój ukochany fragment w tym rozdziale! Biblioteka! AWWWW! Zawsze mówiłam, że książki robią magiczny nastrój i proszę!
Boże, na tym prawie zeszłam na zespół zakochania w rozmowach Jily (i Stydii)! Muszę ją przytoczyć, bo inaczej być nie może.
"– Chciałem poczuć, że Hogwart nie zmienił się aż tak strasznie, jak mogłoby się wydawać.
– I poczułeś?
– A czy udało mi się cię wkurzyć?
– Czyli przyszedłeś mnie wkurzyć?
– Przyszedłem, bo cię potrzebuję, Lily.
(..) – Zawszę tu będę." ~ To mi się chyba nie znudzi, o kurde! Tak samo jak pamiętam doskonale scenę z klamrą! Obie magiczne! <3
Bardzo lubię Mary. Nie wiem dlaczego, ale Twoja mi mega przypadła do gustu. Jest taką idealną przyjaciółką. Dziewczyny wiele przeszły w tym roku, ale pokazały, jak silna jest ich przyjaźń i nic jej nie rozerwie (przynajmniej mam taką nadzieję, że, Ati, niczego nie planujesz).
Ten sen, o Merlinie! O ciele Petunii, który przerodził się w okres! Hahahaha, no nie mogę XD To tak znane uczucie :D
O nie mogę, znowu! Maryl i jej genialnie teksty. "Jak długo są razem" Hahahahaha :'D
Zaraz koniec! Jej i skończę komentarz!
Strasznie spodobała mi się chwila, w której każdy mówi, co się zmieniło w jego życiu przez ten rok i ich najlepsze chwile.
Za pośrednictwem Rosie, znowu pojawia się Jily! <3 To jak on się patrzy w jej oczy i zakłada kosmyk włosów za ucho! O matulu! Jakie to piękne i urocze *.* A tu nagle pociąg się wykoleił! O MÓJ BOŻE! Proszę, niech nikt bardzo nie ucierpi, najwyżej troszkę poturbuje... Byle nikt nie zginął z najważniejszych osób. Ci co siedzieli w pierwszych wagonach, to och, nie dobrze... Ale James złapał ją w talii, kiedy opadali na ziemię przy uderzeniu.
Przez takie zakończenie, mam ochotę Cię udusić, Ati, ale z drugiej to dobrze, że tak zakończyłaś, bo mamy wielki harmider w głowie i czekamy niecierpliwie na drugą część. W tym komentarzu mogą być błędy, ale jakoś nie chce mi się ich sprawdzać, więc przepraszam!
No to do zobaczonka przy miniaturkach i kolejnych rozdziałach!
Pozdrawiam! :*
O nie! Jak mogłam zapomnieć! Dziękuję z całego serducha za dedykację, At! <3
UsuńAle długaśny komentarz! <3 I kurcze, zgadzam się z wszystkim co powiedziałaś, haha.
UsuńJily bardzo, super mi się pisało wszystkie te sceny. I uwielbiam je tak jak Ty <3
A to w bibliotece, omg, to była TRU WENA bo w ogóle tego nie planowałam i samo się napisało <3 TAKIE SCENY SĄ NAJLEPIEJSZE. TAK POWSTAŁA SCENA W HOGSMEADE, PIERWSZA I DRUGA I TRZECIA I KLAMRA I WSZYYYYSTKO.
No, uspokój tą fangirl, Ati.
To ten, jeszcze raz dziękuję za koma Liv!
Kuźwa
OdpowiedzUsuńNie przeklinaj Kathi ;* lof ju
UsuńMun, to nie jest przekleństwo, hehehehe. Zobacz sobie kom niżej xddd. Lofkam.
Usuń... kurwa
OdpowiedzUsuńJa może zacznę od podziękowania za dedykację. Bycie w Elicie ma same plusy no (chyba, że muszę się uczyć).
UsuńTeraz sam rozdział. Po pierwsze, podziwiam Cię. Za to, że udało ci się dokończyć tą część. Mi nigdy nie starcza samozaparcia, ażeby napisać 10 rozdziałów, o dokończeniu opowiadania nie mówiąc.
Masz szczęście, że Maryl nie jest z Jamesem. Jeszcze trochę pożyjesz :D Najlepsze sceny to, ofc, Jily, ale te teksty Maryl... kocham ♡
A skończyłaś w najgorszym możliwym momencie xD Oni przeżyli, to pewne. Ale czy wszyscy...? Dowiemy się, niestety, dopiero w maju. Ale ucz się ucz, będziesz nas wszystkich leczyć. Haha (albo hoho, jak wolisz :3) (ach, powodzenia w leczeniu nas xD).
Zastanawiam się, co jeszcze napisać i nic nie przychodzi mi do głowy.
Czekam na nową część i na KSIĄŻKOWĄ WERSJĘ TEGO CUDA ♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡
Nawet jak się uczysz, to też plus, haha.
UsuńJeju, dziękuję. Mi też zawsze brakowało, nigdy niczego nie kończyłam i sama zdążyłam zwątpić, że kiedykolwiek się to zmieni, a tu proszę - powstało takie SD i dzieją się cuda! (To na pewno magia ^^ hohoho)
Maryl nie może być z Jamesem, bo James musi być z Lily! O! I tak to zostawmy xdd
No moment taki z dupy, haha, a co i jak dowiecie się dopiero za prawie pół roku(!). Współczuję Wam tej niewiedzy xdd
Yay, cuda, dziękuję, Ar! :3
Bardzo dziękuję!
Kurwa. Poddaję się. Jebnęłam taki mega długaśy komentarz a to zjeba... Wdech wydech. Jeszcze raz xD
OdpowiedzUsuńOh. i ah.
Czasami zastanawiam się nad dwoma rzeczami. Pierwsza: czemu nie napisałaś (jeszcze) książki której nie widzę w TOP10 w Empiku czy innym sklepie :3 Druga: Czy jest coś czego Ty nie umiesz?! Doprowadzasz mnie tym do szału, chyba przestanę Cię lubić :D
Rozdział dno, beznadzieja, w ogóle mi się nie podoba <-- Chyba nikt nie może tego napisać, nie ważne jak bardzo by chciał. Rozdział jest jak zwykle super ekstra mega odlotowy. I z polotem :D Dużo wątków, ale też dużo Jily, więc hej-ho, zgadnij co xD Jako elitarny Dżilozjeb chyba Cię nie zdziwi, Ati, że najbardziej podobał mi się fragment w bibliotece z Lilką i Jamesem :D ALE! Tekst o "powstaniu z syriuszowych spodniach" przebił wszystko xD Leżałam i kwiczałam ze śmiechu xD W sumie, to nadal to robię :D
Końcówka miażdży, chyba w gorszym momencie nie mogłaś zakończyć xD Teraz będę się zadręczać tym, co będzie dalej, niedobra Ty! :(
Dobra, kończę bo przez to nie przebrniesz (chociaż pierwszy komentarz to było tak ze 2 razy to, co najmniej! >.< ). Mam nadzieję że nowy rozdział będzie szybko, np jutro xD No, serio! Sio z konfy i do pisania! Nie ma że boli! :D
PS. Awww! Dedykacja?! Dla mnie?! <3 Jak dobrze jest być Elitarną! :D
Głupi blogger, gdzie mój długi komentarz? :c
UsuńLy, nie napisałam jeszcze takiej książki, bo czasu ni ma, ale kiedyś napiszę i na pewno dam Ci znać, jak już będzie w TOP10 w Empiku, haha.
Jest dużo rzeczy, których nie umiem! Na przykład nie-pisać. O, w tym jestem beznadziejna XD (A tak serio, to nie umiem tańczyć. Łamaga ze mnie haha)
Yay, skoro jest odlotowy i z polotem, to bardzo się cieszę. Hej-ho, zgaduję co, pewnie jesteś hepi bo Dżili XD
Czasami sama siebie zadziwiam, jeśli chodzi o wymyślanie tych tekstów XD hahaha. A Elitarni oczywiście mi w tym pomagają!
Niedobra ja, niestety będziesz musiała jeszcze długo poczekać na "co było dalej". Fajnie by było, jakby nowy rozdział był jutro xd
PPS. Oczywiście że dobrze jest być Elitarną!
Rozdziął mi się podobał ale faktycznie temat turnieju... no cóż, widać wyraźnie, że go przeskoczyłaś. trochę szkoda, że nie było chociaż jakiegoś małego wprowadzenia, że Lily weszła tam i próbowała coś zrobić... Tak to jakby tego fragmentu zupełnie nie było. zresztą dziwi mnie, że Lily tak przeszła obok tego, jakby nigdy nic, jakby sie nie zastanawiała nad tym, że Avery ją zaatakował. no i nie rozumime, czemu nadal nie ma wyników turnieju i tego, kto sie dostał na staż... może planujesz listy do wybranców?? nie ogarniam też za grosz akcjin z Meryl i Jamesem, skąd nagle Meryl stwierdziła, ze James się jej podoba? najwyraźniej nie chodzą ze sobą, ale i tak to wszystko jest jakies dziwne, Lily się zachowuje wbrew sobie, jakby James ją pocałował w pociągu albo w ogóle cokolwiek zrobił, to już by byli parą na mój gust. ale myślę, z drugiej strony, że pewnie Rogacz się boi, za wiele razu został odrzucony, a lepiej się z Lily przyjaźniź, nawet jeśłi ta czasem na dziwne wąty (np. jak w Skyrzdle Szpitalnym), niż do siebie ponownie zrazić. Ciekawwa jestem, co przyniosą te wakacje... już początek jakoś obfituje w wydarzenia, czyżby na pociąg hogwardzki napadli śmierciożercy czy coś? mam jednak nadzieję, że nie xDxD Gratuluję dokończenie I części opowiadania, to naprawdę coś. Zapraszam na nowosc do mnie na zapiski-condawiramurs, jestem ciekawa Twojej opinii;)
OdpowiedzUsuńDroga Condawiramurs, ogólnie cały wątek turnieju był dla mnie trudnym orzechem do zgryzienia i szczerze mówiąc wiem, że ten temat zawaliłam. Jeśli ktoś by mnie o to zapytał, to powiedziałabym, że to jeden ze słabszych rozdziałów, ale no cóż. Wątki mi się trochę pogubiły i pomieszały, aż w końcu sama nie byłam pewna o czym pisze i co chcę napisać. Ale dodałam ten rozdział, bo wiedziałam, że inaczej go nie napiszę. I w sumie nie żałuję, bo zrobiło mi się dużo lżej, kiedy miałam go za sobą.
UsuńNo byliby parą, ale James nie chce jej do siebie zrazić, a ona woli udawać, że nic do niego nie ma. Czysta głupota.
Tak czy siak dziękuję za szczerą opinię :) Wiem, że piszę to za każdym razem, ale w końcu zajrzę do Ciebie, serio! I obiecuję nadrobić Twoje rozdziały.
Dziękuję jeszcze raz, ściskam i pozdrawiam!
No przez ten turniej może i tak, ale cąłościowo zły to rozdział nie był :)
UsuńTeraz i James powinien się ogarnąć,ale Lily i tak bardziej. no cóż, kiedyś im się uda. pewnie już niedlugo, wchodzimy w siódmy rok za dwa miesiace xD Cóż, mam już prolog i jedenaście rozdziałów Niezależności, wiec faktycznie dosć sporo ;) ale miło, że chcesz nadrobić!;)
Hej, ze strasznym smutkiem przyjmuję wiadomość, że to koniec, pocieszam się jedynie świadomością, że to tylko tymczasowo i będzie kolejna część, ale eh... Tyle czekać... A zakończyłaś to tak emocjonująco!
OdpowiedzUsuńWracając do rozdziału: Chyba cierpię na ten sam syndrom co Lily, ciągle wszystko rozpamiętuję, analizuję, zastanawiam się co pomyśleli inni, a oni tak naprawdę dawno już o tym nie pamiętają ;p I dobrze, że Nathias już jest na smyczy u kogoś innego ;p Tak chyba dalej bym się obawiała, że coś mu się odmieni i będzie startował do Lily ;P
Genialna była sytuacja z reumatyzmem i Gruba Damą ;P
A co do Maryl, jejku, na miejscu Rudej chyba nie byłabym taka cierpliwa i wyrozumiała xD Cała ta sytuacja nie była wyjaśniona do końca więc właściwie nie wiem co myśleć. James powinien się jaśniej określić... To przez jego 'Maryl, jak ty chcesz, żeby było tobie dobrze' Lily odgrodziła się od niego kolejnym murem. Eh, gdyby to nie był Potter to bym go znienawidziła xD
No i oczywiście muszę pogratulować ci zakończenia! To znaczy, no fatalnie że się kończy, ale za to w jakim stylu! No takiego zwrotu akcji to się chyba nikt nie spodziewał! Już myślałam, że to kot wszedł na dach i James będzie go bohatersko ratował a tu proszę! Chyba nie muszę powtarzać, że nie mogę doczekać się kontynuacji ;P
Pozdrawiam, ściskam mocno, życzę powodzenia, huncwotów i weny, trzymaj się ciepło i wracaj szybko z nowym materiałem ;*
niecnimarudersi.blogspot.com
Witaj!
UsuńTeż chyba cierpię na ten sam syndrom, haha. I też bym się na miejscu Lily obawiała N, jeśli nie miałby kogoś innego xd
Dziękuję za miłe słowa, a ja w życiu nie wpadłabym na to wytłumaczenie z kotem! hahaha, rozwaliłaś mnie tym na łopatki :D
Również pozdrawiam serdecznie i jeszcze raz dziękuję!
No cóż...co ja mogę powiedzieć? Mój komentarz będzie krótki, ale szczery. Uwielbiam serię ,Harry Poter" i w ogóle wszystko, co jest z nim związane. Rozdział strasznie długi, ale wciaga. Powiem jedno-Masz talent!...i, że oczywiście czekam na nastepny!
OdpowiedzUsuńPs. Serdecznie zapraszam Cię na mojego:
zpk13.blogspot.com
Mam nadzieje, że wpadniesz poczytasz i skomentujesz.
Życzę weny i czasu!
Dziękuję za szczerą opinię :) Obiecuję zajrzeć w wolnej chwili!
UsuńWspaniale, cudownie, doskonale, bezkonkurencyjnie, wyjątkowo, wyśmienicie, niezwykle i perfekcyjnie, wzruszająco, ciekawie, czasami smutno - tyle rzeczy można powiedzieć o Twoim opowiadaniu i wszystkie są na "tak", wszystkie są dobre.
OdpowiedzUsuńTwoje opowiadanie czytam już od dłuższego czasu. Nie wszystkie rozdziały komentuję, pewnie mnie nawet nie pamiętasz, ponieważ ja raczej rzadko się udzielam, ale skoro to był ostatni rozdział tej części i na kolejny będę musiała poczekać tak długo, postanowiłam, ze tym razem coś napiszę. Odezwę się. Pokarzę, że jestem i czytam i całym serduchem jestem przy Twoim opowiadaniu.
Stop Dreaming jest jednym z moich ulubionych opowiadań i jednym z najlepszych fanfików jakie czytałam (a czytałam wiele - uwierz mi). Akcja toczy się płynnie, wszystko jest dopracowane, nie widać jakichś dziwnych i niewiarygodnych zmian w charakterach, postawach i zachowaniach bohaterów. Wszystko jest wręcz idealne. Zachowałaś niesamowitą równowagę pomiędzy nienawiścią a przyjaźnią oraz czymś więcej, co zrodziło się między Lily i Jamesem. Mało jest takich blogów. Wszędzie wszystko dzieje się za szybko, w jednym rozdziale się nienawidzą, w kolejnym już są parą. To po protu dziwne. A u Ciebie jest taka idealna proporcja.
Przyznam się, że po przeczytaniu tego rozdziału jestem zła na Ciebie za to, w jakim momencie go skończyłaś. I my teraz, biedne duszyczki, będziemy czekać na nowy, kolejny rozdział aż pięć miesięcy?! Świat mi się wali! :D
Może jak zaliczę sesję, to przeczytam wszystko jeszcze raz ? :D Kto wie co mi strzeli do głowy :D
Mam nadzieję, że czas, który poświęcisz nauce będzie owocny i że matura pójdzie ci tak dobrze, jak sobie tego życzysz. Sobie natomiast życzę, by wena Cię nie opuszczała i żebyś pisała dalsze losy naszych ulubionych bohaterów.
Pozdrawiam serdecznie!
Jeny, dziękuję! Nawet nie wiesz jak mi miło :)
UsuńPamiętam Cię, pamiętam, staram się kojarzyć każdego czytelnika i jestem pewna, że Twój komentarz mi już gdzieś mignął wcześniej :D I cieszę się, że znowu postanowiłaś się odezwać.
Naprawdę cieszę się, że odbierasz SD tak pozytywnie i, no cóż, dziękuję za pochwałę - nie spodziewałam się, że ktoś uważa, że to opowiadanie jest aż tak dobre. Mogę chyba nawet powiedzieć, że jestem w szoku, po przeczytaniu tego. Dziękuję, dziękuję, dziękuję!
Wiedziałam, że ktoś będzie zły za zakończenie, ale tak miało właśnie być :D Poczekacie to jeszcze bardziej docenicie haha.
A powodzenia w nauce się przyda.
Pozdrawiam cieplutko!
Przeczytane wszystkie rozdziały, więc może czas na pierwszy komentarz?
OdpowiedzUsuńNa początek, witam. Na Twojego bloga trafiłam jakieś trzy - cztery dni temu. Nudziłam się, szukałam czegoś o Huncwotach i za wszelką cenę unikałam powrotu do nauki. Z początku weszłam bez większego entuzjazmu. Ich era to ciężki temat. To znaczy, ciężko oddać ten przedwojenny klimat, kiedy cały ten kocioł z Voldemortem i Śmierciożercami dopiero nabierał na znaczeniu. Większość postaci i wydarzeń wypada schematycznie, szczególnie jeśli chodzi o Evans i jej relację z Jamesem.
Pierwsze, co uderzyło mnie w Twoim opowiadaniu to fakt, że POLUBIŁAM RUDĄ. Serio, przełknięcie jej jako "Hermiony z przeszłości" to dla mnie straszny problem. W Lily jest ogromny potencjał, ale mało który bloger to wykorzystuje. To samo tyczy się jej wątku z Rogasiem. U Ciebie rozwój akcji był cud, miód i orzeszki. Wszystko naturalne, nic niejednoznacznego. Całe to napięcie, ach, aż przyjemnie się obserwowało <3 Poza tym, masz niezwykły talent do tworzenia klimatu. Uwielbiałam Twoje opisy, szczególnie imprez i krajobrazów. Bardzo zręcznie wplatałaś w nie postacie. Ogólnie nie znalazłam nic, co by mnie raziło. Żaden bohater,żaden wątek, żadna relacja... No, dawno nie czytałam tak dobrego bloga o Huncwotach i aż żal serce ściska, że tak szybko skończyłam ;c
Za to latem mam na co czekać. Obserwuję i będę zaglądać.
Powodzenia <3 :D
Wow, nie spodziewałam się w tym momencie nowego czytelnika, zwłaszcza, że na jakiś czas zniknę z blogosfery, a tu proszę, jaka miła niespodzianka :D
UsuńNiezmiernie mi miło, że to opowiadanie przypadło Ci to gustu! Cieszę się, że zwróciłaś uwagę na takie rzeczy jak niejednoznaczność, czy powolny rozwój akcji, bo chyba o to mi właśnie chodziło :D Tak czy siak, dziękuję za każde miłe słowo i pocieszę Cię, że może teraz się skończyło, ale za jakiś czas wrócę z nową częścią, tylko trochę cierpliwości :D
Jeszcze raz dzięki i pozdrawiam!
Wow!
OdpowiedzUsuńTyle emocji :O
Czyzby smierciozercy zaatakowali?
Rozdzial jak zawsze super, pozdrawiam :D
Czas skomentować twoje opowiadanie... Nie wiem naprawde od czego zacząć, więc najlepiej od początku 😂 Był na początku moment, gdzie pomyślałam: ,, A żeby tak James złapał w ramiona mdlejącą Lily, zaniósł do Skrzydła Szpitalnego i czuwał...'' co było śmieszne, rozdział później przeczytałam to nie wiedząc nawet, że uprzednio odgadłam przypadkiem co się stanie 😂 W każdym razie chcę Ci podziękować za to, ile serca włożyłaś w opowoadanie. Piszesz fantastycznie. Czasami jakaś literówka, złe zdanie - ale to drobnostki. Bardzo mi się spodobała twoja historia. Mój w myślach najczęstszy komentarz po każdym rozdziale: ,,Niech Lily w końcu przyzna, że go kocha i będę razem!'' grr no nie mogłam zdzierżeć jak sie ,,mijali'' xd I jeszcze Nathias... Ból w sercu, że to nie James 😂 To że tak przeżywałam wykazuje, że naprawdę mnie ciekawiłaś i intrygowałaś! Dowodem też jest to, że czasami czytałam po nocach z ciekawości :p
OdpowiedzUsuńA teraz rózga... KOBIETO, CO TO MA ZNACZYĆ, ŻE CZĘŚĆ II WE WAKACJE 2016?? JA UMRĘ Z CIEKAWOŚCI!! No nie wytrzymam tyle, tak świetnie piszesz i ta ostatnia scena w pociągu... Matko, błagam... Ja nie wytrzymam do wakacji 😂
W każdym razie chciałam Ci pogratulować, bo... kochana, nominowałam Cię do LBA! Więcej znajdziesz tutaj:http://syriusz-inna-historia.blogspot.com/p/nominacje.html
Na pytania musisz poczekać do końca tygodnia, bo mi internet na laptopie odmówił posłuszeństwa (piszę z telefonu).
Bardzo jestem ciekawa co będzie dalej. Dziękuje Ci za te dziewiętnaście rozdziałów! Czekam na część II z niecierpliwością. ;)
Pozdrawiam ciepło i życzę wieeeeele weny!
Dv.
Wow, naprawdę jestem w szoku po przeczytaniu Twojego komentarza! Nie spodziewałam się aż takich ciepłych słów na temat tego opowiadania :D
UsuńTo ja dziękuję, za przeczytanie moich wypocin i - co najważniejsze - skomentowanie ich!
Haha, jakbym miała wybór to publikowałabym wcześniej, ale matura nie daje mi zbytniego wyboru.
Tak czy siak jeszcze raz dziękuję i również pozdrawiam!