środa, 25 listopada 2015

18. Nieulotne


{Z dedykacją dla Kasi, która obchodzi dzisiaj swoje imieniny.}

W dormitorium panowała cisza. Alicja umówiła się z Frankiem i wyszła godzinę wcześniej, a Dorcas była w bibliotece. Siedziałam na swoim łóżku z poduszką na kolanach i wpatrywałam się w zaspaną Rosie, która rozciągała się, rozkosznie wbijając pazurki w kołdrę.
– Podsumujmy to. James cały czas pomagał Grace ukryć związek z Elsie. Ich spotkania były przykrywką dla dziewczyn, a jego nigdy nie łączyło nic z żadną z nich? 
– Maryl twierdzi, że w piątej klasie doszło do czegoś pomiędzy nim a Butler, ale trwało nie dłużej niż dwa tygodnie. Od tamtej pory utrzymywali przyjacielskie stosunki. – Mój głos był dziwnie spokojny. Mary delikatnie poruszyła się, a potem westchnęła.
– Dalej w to nie wierzę.
– Taa.
Rosie ziewnęła, po czym powoli podniosła się i wygięła grzbiet, stając na czubkach łapek. Spojrzała na mnie, przekrzywiając głowę, po czym powoli wspięła się na moje kolana, domagając się pieszczot. Uśmiechnęłam się delikatnie, kiedy zaczęła ocierać się o moje ręce i pogłaskałam ją z czułością.
– I co teraz?
– Nie wiem, Mary. Ale mam dość. Nie mam już siły o tym myśleć...
– Wiem, przepraszam... Chodź tu – mruknęła, przysiadając się obok i przytulając. – Chcesz... Hm. Chciałabyś coś z tym zrobić?
– Zostawmy to. Przynajmniej na razie. 
– Ale...
– Posłuchaj, ja... Chodzi o to, że nie wiem czy to źle, czy dobrze. Ale nic się nie zmieniło, James to wciąż James, a ja to wciąż ja. Do tej pory nic z tego nie było, oboje uznaliśmy, że zostaniemy przyjaciółmi. Chciałam tego. – Przez chwilę zastanawiałam się, czy powinnam powiedzieć, że wciąż chcę, ale nie potrafiłam już zdecydować. – Czemu to, że okazało się, że nie jest z Grace ma coś zmienić?
– Myślałam, że chciałabyś spróbować.
– Nie, Mary. To stawka niewarta... Ugh, słowo wyleciało mi z głowy.
Macdonald zaśmiała się a potem spojrzała na mnie nieodgadnionym wzrokiem.
– Wiesz, jestem z ciebie dumna.
– A co ja takiego zrobiłam? Nie widzę z czego tu można być dumnym.
– A ja widzę. W końcu dojrzałaś na tyle, żeby pogodzić się z prawdą, a nie z nią wojować. I za to cię kocham.
– Też cię kocham – westchnęłam, a przyjaciółka pocałowała mnie w policzek.
– Rozchmurz się króliczku, całe życie przed nami! A jak się nie uśmiechniesz, to wezwę Joshuę z plemienia...
– Och, zamknij się – przerwałam jej ze śmiechem, a Rosie miauknęła głośno. – Widzisz, nawet kot jest po mojej stronie.
– Chciałabyś! – zachichotała Gryfonka, dając mi kuksańca w bok, a potem uciekając przed moim rewanżem.
– Dziwnie się czuję nie musząc przygotowywać się aż tak pilnie do egzaminów. No, w porównaniu z poprzednim rokiem  – westchnęłam po chwili, a Mary pokiwała głową.
– Wiem, ciarki mnie przechodzą jak widzę siódmoklasistów. Wyglądają jak żywe trupy – jęknęła, siadając na swoim łóżku. Przyglądałam się jak poprawia poduszki i opiera się o nie. 
Miała rację. Łatwo dało się odróżnić ostatni rocznik od pozostałych. Na tle innych, osoby te wyglądały jakby właśnie miały zasłabnąć. Na bladych twarzach malował się strach, a podkrążone oczy świadczyły o wielu nieprzespanych nocach.
Sama nie wiem jak czułabym się z myślą, że został mi tylko miesiąc. Nie tylko na przygotowanie się do egzaminu, który zaważy na mojej przyszłości, ale też na pożegnanie się z Hogwartem. Niedługo mieli wsiąść do pociągu po raz ostatni, a do tego czasu codziennie przechadzać się po zamku z myślą, że nigdy więcej go nie zobaczą. To musiało być naprawdę straszne uczucie. Wiedzieć, że nie ma już odwrotu.
Ja też nie miałam odwrotu. Z rozpędem przeszłam przez granicę, zza której nie mogłam wrócić. Nie mogłam wymazać tego co się stało, ani zapomnieć o tym, co myślałam każdego ranka, kiedy zmuszałam się do podniesienia się z łóżka. Spoglądałam na rozkwitające grządki Hagrida, na jaskrawo zielone krzewy i szumiące wody jeziora i wiedziałam, że jakiś etap mojego życia dobiegł końca. Boso stąpałam po miękkiej trawie przy brzegu i rozmyślałam nad tym, co właściwie się stało. Dochodziły do mnie radosne okrzyki uczniów wylegujących się na błoniach, kątem oka widziałam wygłupiających się Gryfonów, a mój wzrok od razu kierował się w stronę Jamesa bawiącego się zniczem. Z każdym dniem uczyłam się zamykać małego, kąśliwego potwora z moim wnętrzu coraz głębiej i głębiej, spychać go do przepaści, licząc na to, że w końcu zamilknie. Ale nie ważne jak bardzo się starałam, wciąż czułam żar jego ognia, który rozsiewał po moich żyłach, kiedy tylko moje serce zaczynało szybciej bić. I zdecydowanie działo się tak zbyt często.
Któregoś dnia Maryl uznała, że czasami tak po prostu bywa.
– To taki test. Ktoś na górze sprawdza ile zdołamy unieść. Jedni mają lekko, a inni dźwigają ciężary całego świata – powiedziała, maczając stopy w jeziorze. Siedziałyśmy razem na podeście i rozkoszowałyśmy się pierwszym tak ciepłym, majowym popołudniem.
– Uważasz, że tam na górze naprawdę ktoś jest? – spytałam cicho, spoglądając na bezkresne niebo nad nami.
– Wierzysz w Boga, Lily?
– Nie wiem, czy jest w co wierzyć. Czy gdyby Bóg naprawdę istniał, pozwoliłby na to wszystko?
Maryl pokiwała głową uśmiechając się smutno.
– Coś w tym jest.
– A ty? 
Dziewczyna sięgnęła pod czarną koszulkę i wyciągnęła srebrny łańcuszek, na końcu którego wisiał mały krzyżyk. Przyglądała się mu chwilę, jakby zastanawiając się skąd tam się wziął.
– Moja mama była katoliczką. Jej rodzina przeprowadziła się tu z Niemiec, kiedy była mała. Dużo opowiadała mi o Europie i Bogu. I o miejscach, które chciałaby odwiedzić, ale do których Bóg nigdy jej nie dopuścił. Zawsze mówiła, że tym wszystkim – tu machnęła ręką, wskazując przestrzeń wokół nas – rządzi jakaś większa, niepojęta siła. I że istnieje większy plan, większe dobro, którego nigdy nie zrozumiemy.
– Powiedziałaś, że była katoliczką? – szepnęłam, a Maryl uśmiechnęła się delikatnie, chowając łańcuszek na swoje miejsce.
– Umarła, kiedy miałam pięć lat.
– Przepraszam, nie wiedziałam...
– Nic się nie dzieje. – Binner ściągnęła pleciony kapelusz i poprawiła długie czarne włosy, które wiatr zarzucił na jej ramiona. – Rzadko ją wspominamy. Mój tato bardzo szybko ponownie się ożenił. Barbara jest... naprawdę dobrą kobietą. 
– Mówisz do niej mamo? – spytałam, przygryzając wargę, na co dziewczyna pokiwała głową.
– Tak, Lily. Barbara jest dla mnie matką. Ale nigdy nie będzie jak Mama.
Między nami zapadła cisza, którą przerywały jedynie odgłosy śmiejących się w oddali hogwartczyków.
– James nigdy nie wierzył w Boga. Kiedyś stwierdził, że to bajeczki dla małych dzieci, żeby nie bały się spać w ciemności, a my, jako czarodzieje, mamy od tego różdżki i zaklęcie "lumos".
– James od dziecka był dyplomatą wszech czasów – szepnęłam, a Maryl wybuchła śmiechem.
– To prawda. Przepraszam cię za tą sytuację z ogniska... Nie wiem, co we mnie wstąpiło.
– W porządku, każdy ma gorsze dni.
– Ugh, ale nikt nie spija się do nieprzytomności, a potem nie wymiotuje na siebie. Morgano...
– Nie przejmuj się, na każdego przyjdzie kolej.
– To mnie pocieszyłaś – westchnęła z uśmiechem. – To, co powiedziałam ci o Grace i Elsie... Jeśli mogłabyś zachować to dla siebie...
– Jasne – zapewniłam, a brunetka pokiwała głową z wdzięcznością.
– Nie powinnam tego rozpowiadać. Praktycznie nie mamy przed sobą sekretów z Jamesem, ale głównym czynnikiem na to wpływającym jest to, że zachowujemy to dla siebie.
– W porządku, przecież nikomu tego nie powiem.
– Trochę cię tym zaskoczyłam, prawda?
– Trochę – mruknęłam, skubiąc sznurówkę prawego buta. Maryl przyglądała mi się chwilę, machając nogami, które zwiesiła z pomostu i co chwile zamaczała w zimnej wodzie.
– Szkoda mi ich. Grace bardzo obawia się tego, co powiedzieliby inni. Elsie się tym nie przejmuje i próbuje ją przekonać, że to niczyja sprawa co robią ze swoim życiem, ale Butler boi się reakcji rodziny, znajomych. 
– Mało osób wie.
– Pytasz, czy stwierdzasz?
– Stwierdzam?
Maryl pokiwała głową.
– Tylko kilka najbliższych osób. To smutne, że nie mogą być razem tak otwarcie.
– Tak... – Zaczęłam myśleć o tym, co mogła czuć Grace, kiedy James zgodził się im pomóc. W końcu mogły umawiać się na randki i być kryte. 
– Wiem o czym myślisz – szepnęła Gryfonka – ale wiem też, że jeśli nie jesteś pewna co czujesz, to nie powinnaś bawić się węgielkami. Żar też jest gorący, a nawet nie zauważysz które się żarzą.
Całkowicie mnie zaskoczyła. Patrzyłam na nią wielkimi oczami nie wiedząc jak zareagować. Była jedyną osobą, która wiedziała to, co Mary, ale której nigdy wprost nie powiedziałam o moich aktualnych odczuciach co do Jamesa i nie mogłam pojąć jak to przeskoczyła.
– On poczeka. Nawet jeśli będzie Ci się wydawać, że to już koniec, on nie odpuszcza. Może sam jeszcze nie wie, ale on wciąż czeka i będzie czekał. Znam go, Lily. I zdążyłam poznać ciebie. 
Podniosła się i sięgnęła po buty, a bransoletki na jej nadgarstku zadzwoniły wesoło. Spojrzała ostatni raz na swoje bose stopy i podwinięte nogawki ciemnych dżinsów, a potem uśmiechnęła się do mnie i wyciągnęła w moim kierunku wolną rękę z masą pierścionków na palcach. Nieśmiało złapałam jej dłoń, a ona pomogła mi wstać i splotła moje palce ze swoimi, powoli ruszając w stronę zamku.
– Nie oczekiwałam, że ktokolwiek mieszkający całe życie w Anglii odpowie, że wierzy w Boga – rzuciła w przestrzeń, uśmiechając się do swoich myśli.

Maj był dla mnie miesiącem wielkich postanowień. Obrałam sobie kilka mniejszych i większych celów, obiecując, że coś zmienię. Chyba najbardziej zależało mi jednak na nakierowaniu myśli na inny tor i zajęciu się czymś innym i bardzo szybko nadarzyła się ku temu świetna okazja.
Zbliżały się urodziny Mary. Długo zastanawiałam się co mogłabym zrobić, aby ten dzień był wyjątkowy – w końcu pełnoletność osiąga się tylko raz w życiu. A potem pochłonęły mnie przygotowania. I właśnie tym się zasłaniałam – nawałem roboty. Łatwiej było uciekać przed problemami i nękającymi mnie wątpliwościami. Czy dobrze robię? Czego właściwie chcę? A czego chce On?
Ale jednego byłam pewna. Zmarnowałam kilka tygodni mojego życia na zamartwianie się i myślenie w kółko o kimś, o kim myśleć wtedy nie powinnam. Nie mogłam odzyskać tego czasu, a myślenie o nim bolało. Bo nie byłam w stanie przypomnieć sobie niczego innego z tych pustych dni, wciąż i wciąż pojawiał się tylko obraz Jego twarzy.
Dlatego obiecałam sobie nowy początek. Zaczęłam od małych zmian – spałam piętnaście minut krócej, rano rozciągałam się zaraz po wstaniu z łóżka, poprosiłam mamę o przysłanie mi kilku nowych tomików wierszy, które kiedyś czytałam z taką namiętnością. Włosy zaczęłam splatać w warkocza, chodziłam wyprostowana i z uśmiechem przybranym na ustach. 
Regularnie zaczęłam ścielić łóżko, skupiłam się na nauce. Nawet jeśli w tym roku nie czekały nas tak ciężkie egzaminy, jak dwanaście miesięcy wcześniej, to wciąż chciałam dobrze wypaść, więc każdego wieczora przysiadywałam nad notatkami i zaznaczałam te najważniejsze, a kiedy nie mogłam spać, całymi nocami powtarzałam tabele numerologiczne, albo ćwiczyłam zaklęcia. Wieczorami wychodziłam na samotne spacery wzdłuż jeziora, wkrótce zaczęłam biegać. Chciałam oczyścić umysł z wszystkich myśli, a jakimś cudem potrafiłam widzieć tylko nas, stojących w deszczu, mnie, zaskoczoną, Jego, uśmiechniętego i jeden wielki czerwony parasol nad naszymi głowami.
A moje serce płonęło najprawdziwszym ogniem.
Często zaszywałam się w Pokoju Życzeń. Zawsze bardzo uważałam, by nikt mnie nie widział, sprawdzałam trzy razy, czy nikogo nie ma w okolicy, wymyślałam dobrą wymówkę dla Gryfonów, a potem stawałam przed ścianą na siódmym piętrze, zamykałam oczy i zaczynałam myśleć. Trzy razy chodziłam w tą i z powrotem, by następnie rozchylić powieki i przekonać się, że drzwi już na mnie czekały. 
Tamtym razem również tak było. Rozglądnęłam się na boki i będąc pewna, że nikt mnie nie obserwuje nacisnęłam na białe drewno, które uchyliło się pod siłą mojego dotyku.
Znajdowałam się w małej komnacie z wysokimi, gotyckimi oknami zakończonymi ostrym łukiem. Na środku stało wielkie biurko z toną papierów i zwiniętych pergaminów w takim samym stanie, w jakim je zostawiłam. Z westchnieniem podeszłam do zdobionego krzesła i usiadłam na nim, sięgając po swoją torbę, z której wyciągnęłam list od rodziców Mary. Powoli otworzyłam go i wyciągnęłam delikatny pergamin.

Droga Lily!
Dziękujemy za list! U nas wszystko po staremu. My również tęsknimy i mamy nadzieję, że odwiedzisz nas na tych wakacjach, moglibyśmy wyprawić mały piknik i upiec Twoją ulubioną szarlotkę. 
Oczywiście, że pomożemy Ci z prezentem dla Mary! Twój pomysł naprawdę nam się spodobał, więc przesyłamy kilka rzeczy, których mogłabyś potrzebować. Mamy nadzieję, że to wystarczy, a gdybyś jeszcze czegoś potrzebowała, pisz kochanie.
Całujemy,
Neolie i Selvyn Macdonald

PS. Słyszeliśmy o Twojej babci, Lily. Tak bardzo nam przykro. Szczerze liczymy na to, że dobrze się trzymasz, i że u Ciebie już wszystko w porządku. Nie daj się! 

Uśmiechnęłam się pod nosem, odkładając list. Rodzice Mary zawsze traktowali mnie jak ich drugą córkę, której nigdy nie mieli. Powoli sięgnęłam po kopertę i ze zdumieniem odkryłam, że w środku wyglądała na trzy razy większą.
– Sprytnie, panie Macdonald – zachichotałam, kiedy na biurku wylądowała cała zawartość.
Znajdował się tam plik zdjęć z dzieciństwa, o które prosiłam. Na pierwszej z licznych czarno–białych fotografii podskakiwała wesoła, czteroletnia Mary, bawiąc się w stercie liści. Uśmiechnęłam się szeroko, przeglądając zdjęcia i po raz pierwszy widząc moją przyjaciółkę w stanie bezgranicznej euforii.
Na biurku znajdowały się również różne inne rzeczy, między innymi ususzone liście z licznymi rysunkami, kolorowe naklejki z wierszykami napisanymi przez Mary, różne śmieszne kolaże, opakowania po gumach, które jadłyśmy z takim uwielbieniem, kiedy przyjechałam do niej na wakacjach po trzecim roku. 
– Nie do wiary, że trzymali to wszystko – westchnęłam, przekładając dziesiątki pamiątek z ostatnich kilku lat. Wiedziałam, że Mary musiała odziedziczyć po kimś to chomikowanie.
Zebrałam wszystkie drobiazgi i ruszyłam w stronę małego podwyższenia za biurkiem, na którym znajdowały się różne listy i kartki z życzeniami. Położyłam nowe zdobycze obok starych i spojrzałam na opasłe tomisko, które zamierzałam zamienić w album i westchnęłam. Czekało mnie jeszcze kupę roboty, a czasu coraz mniej. Spojrzałam na zegarek i jęknęłam – miałam dziesięć minut do rozpoczęcia zajęć magomedycznych z Eloise. Zebrałam wszystkie swoje rzeczy, obrzuciłam pomieszczenie ostatnim szybkim spojrzeniem i wyszłam na zewnątrz, wpadając na jakąś postać.
– Przepraszam! – krzyknęłam, odwracając się. Lupin spojrzał na mnie, a potem na drzwi w ścianie za mną, które właśnie zlewały się z nią i podniósł brwi. – Och, to tylko ty.
– Tylko ja, dzięki – prychnął a ja wyszczerzyłam się. – Co tam robiłaś?
– Eeee... – obróciłam się i spojrzałam za siebie. Po Pokoju Życzeń nie było już śladu. – Musiałam znaleźć miejsce, gdzie mogłabym schować prezent dla Mary, rozumiesz.
Lunatyk pokiwał głową.
– W sumie dobry pomysł. Jesteś pewna, że tego nie znajdzie?
– Nawet nie wie czego szukać – zaśmiałam się. Lupin powoli ruszył w stronę wieży Gryffindoru, a ja spojrzałam w drugą stronę. Powinnam już iść, zajęcia miały rozpocząć się za kilka minut, a ja nie lubiłam się spóźniać. – Emm, Remusie, poczekaj!
– Nie idziesz do wieży?
– Spotkania zawodowe – mruknęłam, a on pokiwał głową. – Posłuchaj, chciałam o czymś z tobą porozmawiać. Chodzi o to, że... Ee... Znalazłam twój płaszcz...
– Jaki płaszcz? – spytał, marszcząc brwi, a chwilę potem spojrzał na mnie wielkimi oczami.
– Właśnie ten płaszcz, o którym teraz pomyślałeś.
– Jak ty...
– Byłam z Jamesem po piwo kremowe i znalazłam go na kupie kartonów. 
– Więc Mary powiedziała ci, że ją obserwowałem?
– I to nie raz. Wytłumaczysz mi, co ty najlepszego wyrabiasz?
– Lily, ja... Ja sam nie wiem. Ja tylko chciałem... no, być bliżej niej...
– To z nią porozmawiaj, a nie bawisz się w podchody.
– Powiedziałaś jej, że to ja?
– Nie było okazji. Ale wiedz, że nie będę tego ukrywać. To moja przyjaciółka i jeśli będzie pytać, powiem jej co wiem.
– Lily, proszę, ja, ja obiecuję, skończę z tym, po prostu...
– Nie masz odwagi na coś więcej niż obserwowanie z daleka – dokończyłam, a chłopak oblał się rumieńcem. Tak dobrze znałam to uczucie... – Obiecaj mi, że z nią porozmawiasz i spróbujesz to wyjaśnić.
– Problem w tym, Lily, że po tym co się działo, ja wątpię, że ona wciąż będzie chciała rozmawiać ze mną. W ten sposób.
– A na twoich urodzinach?
– Co z nimi? – spytał, oblewając się jeszcze większym rumieńcem.
– Nie oszukasz mnie, Luniu. I ona też nie. Chociażbyście nie wiem jak próbowali, ja wiem. Obiecasz, że coś z tym zrobisz? Zbliżają się jej urodziny i nie chcę nic mówić, ale można by szepnąć jej jakieś dobre słówko, względnie dwa...
– Dobra już, dobra, tylko proszę, nie mów jej nic.
Zaśmiałam się, kręcąc głową z politowaniem i zaczęłam iść tyłem w drugim kierunku.
– Tylko jeśli ty też dotrzymasz obietnicy!
Nawet puszczenie się biegiem mało dało. Do klasy z transmutacji wpadłam z siedmiominutowym spóźnieniem, jednak Eloise jedynie spojrzała na mnie wymownie i pokręciła głową.
– Lily, weź swoją tacę i dołącz się do którejś z grup.
Rozejrzałam się po klasie. Głowy niektórych osób podniosły się na dźwięk mojego imienia i obrzuciły mnie ciekawymi spojrzeniami. Większość grupek liczyła cztery, pięć osób, tylko jedna składała się trzech. Przełknęłam ślinę i jęknęłam w duchu.
– Raz grozi śmierć – szepnęłam sama do siebie i podeszłam do pierwszego stolika, po tacę na której stało kilka fiolek z różnokolorowymi płynami, kilka kiści różnych ziół i małe, szklane, płaskie pojemniczki z ciemnymi granulkami. Następnie obróciłam się i ruszyłam w stronę stolika, przy którym siedziały Maxse, Elsie i Grace. – Hej.
– Cześć Lily – odpowiedziała Butler, podnosząc głowę do góry i uśmiechając się przyjaźnie. 
– Mogę się przysiąść?
– Jasne, siadaj. – Grace przesunęła się w lewo, robiąc mi miejsce obok siebie. Spojrzałam na Elsie, która niewzruszona udawała, że sprawdza coś w torbie.
– Co powinniśmy robić? – spytałam, a blondynka zachichotała.
– Przepraszam, zapomniałam. Połączyć składniki żeby zrobić prowizoryczny eliksir uśmierzający ból.
Dziwnie było siedzieć obok nich, słuchać ich rozmów i patrzeć na ich uśmiechy. Czułam się jakbym im zawadzała do tego stopnia, ze zrobiło mi się po prostu głupio. Przytłaczało mnie to tak bardzo, że odetchnęłam z ulgą kiedy doktor Winfred oznajmiła, że czas na sprawdzenie skuteczności naszych eliksirów.
Każdy z nas miał napoić żabę tym co udało mu się przygotować, a następnie obserwowaliśmy co się z nimi stanie.
– Jeśli żaba uśnie, wasz eliksir zadziałał prawidłowo. Dawka leków przeciwbólowych dla człowieka znacznie przekracza skalę przy podaniu jej płazowi. Jeżeli był za mocny, żaba powinna dostać drgawek... tak jak w przypadku podopiecznej panny Brown. Emily, za dużo skrzydeł nietoperza. Jeśli jednak z żabą nic się nie stanie, to znak, że eliksir by za słaby i wiele by nie zdziałał.
Po kilkudziesięciu sekundach większość żab przestała się ruszać. Eloise pokiwała głową z uśmiechem i zapisała plusy przy naszych nazwiskach, w tym i moim. Jedynie pojedyncze okazy wciąż rechotały i osoby te musiały powtórzyć zadanie.
Przez resztę czasu, który pozostał do końca zajęć każdy z nas czytał poradniki dotyczące pierwszej pomocy. Siedziałam sama, wpatrując się w słowa, które uciekały przed moim wzrokiem, kiedy ktoś dosiadł się do mnie.
Eloise Winfred wyglądała na zmęczoną. Miała sine worki pod oczami, jej siwe włosy opadały na ramiona okryte niebieską szatą, a na ustach malował się delikatny uśmiech.
– Jak się trzymasz, Lily?
– W porządku – odpowiedziałam, prostując się.
– To dobrze. Cieszę się, że dałaś radę ruszyć dalej. – Kobieta przetarła oczy i ziewnęła. – Musisz mi wybaczyć, ale miałam w nocy urwanie głowy na dyżurze. Może sama kiedyś zrozumiesz, jak to jest.
– Mam jeszcze trochę czasu żeby zadecydować.
– Mogę cię o coś spytać? Oczywiście jeśli nie będziesz chciała odpowiedzieć, nie będziesz musiała.
– W porządku – zapewniłam, a kobieta posłała mi uśmiech.
– Czy coś jest nie tak między tobą a Grace? Zauważyłam, że niechętnie współpracowałyście.
Spojrzałam na Krukonkę śmiejącą się z jakiegoś żartu. Pod stołem Elsie trzymała rękę na jej kolanie.
– Nie, to nic takiego. Po prostu nie znamy się za dobrze, a ja jestem średnio otwarta do nowych osób – skrzywiłam się, starając wyrzucić z głowy ten obraz. Czułam się, jakbym wchodziła z butami w ich życie.
– Znam to skądś – mruknęła Eloise, uśmiechając się smutno. – Gdybyś jednak potrzebowała z kimś o tym porozmawiać, służę radą.
– Dziękuję – odpowiedziałam, a kobieta zachichotała.
– Nie jestem wcale taka stara, Lily. Kilka lat temu to ja byłam na twoim miejscu – powiedziała, wskazując na moje krzesło. – Świat tak szybko się zmienia.

W krótkim okresie czasu Hogwart zmienił się nie do poznania. Szare korytarze rozświetliło majowe słońce, a błonia pokryły się najjaskrawszymi odmianami kwiatów jakie widziałam. Drzewa szumiały wesoło, a woda w jeziorze pluskała w rytm wiatru. Wielka kałamarnica znowu wynurzyła się na powierzchnię i całymi dniami wygrzewała się w słońcu.
– To w ogóle bezpieczne? No wiesz, czy ona nie uschnie, albo coś... – spytała któregoś dnia Mary, a ja wybuchłam śmiechem.
– Nie wiem, Mary, to magiczna kałamarnica. Poza tym, zwierzęta nie mogą uschnąć, a co najwyżej wyschnąć – zarechotałam, za co oberwałam po głowie.
Dni mijały szybko, a ja powoli nauczyłam się nie zwracać tak dużej uwagi na Jamesa. On również traktował mnie inaczej, chociaż na początku nie umiałam określić w jaki sposób. Starał się być tak samo miły i kulturalny, wciąż spędzaliśmy dużo czasu razem z resztą Gryfonów, jednak przestał wyrywać się do pomocy mi. Przestał oferować swoje ramię, przestał pytać, czy nie podać mi jedzenia na śniadaniu. To te małe rzeczy stanowiły różnicę i na początku nie wiedziałam co się zmieniło. W końcu był taki od zawsze i przestałam zwracać uwagę na jego wyskoki, skoro oglądałam je dzień w dzień od kilku lat. Jednak po jakimś czasie w końcu to do mnie dotarło.
Przestał patrzeć mi w oczy.
Czułam się parszywie, jakbym zrobiła coś strasznego i należała mi się absolutna kara. Ale nie wiedziałam co mogłabym teraz zrobić. Powiedzieć mu, żeby dalej był starym Jamesem? I jakbym to uargumentowała? Przecież nie powiedziałabym, że chcę z nim chodzić. Poza tym, chodzić, ile ty masz lat, pięć, że używasz takich określeń? Z resztą, wcale nie chciałam. Po prostu to lubiłam. Sposób w jaki się do mnie zwracał i wszystkie te małe rzeczy. Przyzwyczaiłam się do nich. Durna hipokrytka, mówiłam sobie w myślach. Wszystkiego od niego wymagać nie możesz.
Cały swój wolny czas poświęcałam zbliżającym się urodzinom Mary. Album, który dla niej szykowałam był już prawie gotowy, więc wspólnie z Dorcas, Maryl i Clarie zajęłyśmy się planowaniem imprezy urodzinowej naszych dwóch przyjaciółek – Mary i Alicji, które obchodziły urodziny dwa dni po sobie. Prezentem dla Hawkins zajęły się Meadowes i Macdonald, która oburzona stwierdziła, że w czymś pomóc musi, a skoro to również jej impreza i do planowania jej nie pozwolimy jej się zbliżyć, to niech chociaż załapie się do prezentu dla Ali. Tak więc przygotowania trwały w najlepsze, a wszystkim udzielił się nastrój przyjemnego podenerwowania w oczekiwaniu na rezultaty. 
Kiedy w końcu nadszedł ten dzień i wszystko było już gotowe, zaczęłam się denerwować. 
– Nie spodoba jej się – jęknęłam, całkiem pewna tego, że album nadaje się tylko i wyłącznie do kosza.
– Lily, wredny demonie, albo natychmiast przestaniesz, albo naślę na ciebie Syriusza i on zrobi z tobą porządek!
– No ale znam Mary! Boże, co ja zrobiłam. Czemu wcześniej tego nie zmieniłam, przecież teraz już nic nie wymyślę...
– KOBITO NO!
Meadowes z pewnością miała mnie dość. Złapała mnie za ramie i wyciągnęła z dormitorium na ostatnią tego dnia lekcję. Był piątek, więc drużyna Gryffindoru miała dzisiaj trening przed ostatnim meczem w tym sezonie, który miał się odbyć za tydzień, w ostatnią sobotę maja. James, Syriusz i Maryl, którzy byli w reprezentacji obiecali wyjść wcześniej, jednak wciąż istniało duże prawdopodobieństwo, że się spóźnią. Dorcas miała odciągnąć Mary i Alicję pod pretekstem opowiedzenia im jakiejś wielkiej miłosnej awantury, więc do pomocy w przygotowaniu Wspólnego Pokoju pod imprezę miałam tylko Clarie i Remusa. Peter miał odebrać tort z kuchni, o co bałam się jeszcze bardziej i najchętniej sama pobiegłabym tam co sił w nogach, jednak Meadowes nie pozwalała mi na żadne nieplanowane zmiany. 
– Uspokój się! Wszystko wypali zobaczysz.
Nie dziwiłam się swojemu zdenerwowaniu. Tak właśnie się dzieje, kiedy przed dwa tygodnie z rzędu starasz się skupić tylko i wyłącznie na myśleniu o tej jednej rzeczy, żeby uniknąć myślenia o innych. No, a potem ostatniego dnia wszystko wydaje ci się nie tak. Ciekawe czym teraz się zajmiesz, kiedy będzie już po wszystkim. No, co nowego wymyślisz?
 Dlatego kiedy w końcu stanęłam w Pokoju Wspólnym byłam bliska załamania. 
– Spokojnie – pocieszyła mnie Clarie – damy radę!
– Lily, spisałaś się świetnie. Nie musisz się tak denerwować – poparł ją Remus, który właśnie za pomocą magii nadmuchiwał balony.
– A jak jej się nie spodoba? A jak coś będzie nie tak? A jak...
– Jesteście takie same – westchnął z uśmiechem czającym się na ustach. – Kiedy szykowała dla ciebie myślodsiewnie w... no, sama wiesz gdzie – mruknął zmieszany – milion razy chciała wszystko odwołać, a planowała to całymi dniami i nocami.
Z pomocą Patford zawiesiłyśmy wszystkie dekoracje i wielki plakat z życzeniami i podpisami wszystkich naszych przyjaciół. Remus zajął się szybkim sprzątnięciem śmieci zostawionych przez młodsze roczniki na kanapach, a Peter przyniósł tort, spóźniony o całe dwie minuty. Ustawiałam właśnie prezenty na stoliku przed kominkiem, kiedy Pettigrew wtoczył się przez dziurę pod portretem i otarł pot z czoła.
– Zdążyłem?
– Merlinie, całe szczęście że jesteś! – krzyknęłam, podbiegając do niego i zabierając mu tort. Remus pomógł mi wbijać w niego świeczki.
– Ale robisz zamieszanie – zaczął się śmiać, kiedy zaczęłam instruować Clarie i Petera na odległość. Ręce trzęsły mi się tak, że nie mogłam trafić świeczkami w odpowiednie miejsce. W końcu Lupin westchnął i zabrał mi je z rąk.
– Ej!
– Daj, dokończę, a ty usiądź i się uspokój – powiedział, łapiąc mnie za ramiona i usadzając na jednej z sof. Westchnęłam sfrustrowana, a Gryfon zaśmiał się pod nosem.
Chwilę później do wieży wpadł zdyszany Frank trzymając w ręce bukiet kwiatów. Spojrzał na nas i wypuścił powietrze z ust.
– Bałem się, że nie zdążę, a nigdzie nie mogłem wytrzasnąć konwalii. Wiem, że to jej ulubione, ale słodki Merlinie, ile ja się natrudziłem... 
Longbottom usiadł na kanapie w momencie, kiedy do Pokoju Wspólnego wbiegli zziajani James, Syriusz i Maryl. Binner nerwowo zerknęła na zegarek i odetchnęła z ulgą.
– Caradoc nie chciał nas wypuścić. Za karę mamy zostać jutro dłużej.
– Pełne poświęcenie – jęknął Syriusz, opierając się o sofę na której siedziałam i dysząc przeciągle.
– O rety i jak ty sobie z tym poradzisz? Biedny Łapcio – zachichotał Lupin, a Black zmierzył go wzrokiem zabójcy.
– Uwaga, idą! Zawołała Clarie, wbiegając do Pokoju Wspólnego, a ja poderwałam się na równe nogi. Syriusz zgodził się potrzymać tort, a pozostali ustawili się wokół wejścia. Kiedy portret odsunął się, a w przejściu pojawiły się trzy chichoczące Gryfonki wszyscy naraz krzyknęliśmy "wszystkiego najlepszego!"
– O Morgano! Nie musieliście! – zawołała Alicja, cała rozpromieniona rzucając się w ramiona Franka.
– Sto lat! – zawołałam, przyciągając do siebie Mary, która roześmiała się serdecznie.
– Wow, to wszystko dla nas?
– Poczekajcie aż zobaczycie prezenty – wyszczerzył się James, całując Macdonald w policzek. – Wszystkiego najlepszego, Mary.
– Dziękuję, Rogasiu – odpowiedziała, odwzajemniając uśmiech. Każde z nas złożyło obu życzenia, a wokół nas zdążyło się zebrać już sporo gapiów. Dziewczyny zostały usadzone na sofie przed stolikiem, a w Pokoju zaległa cisza.
– Zielony jest dla Mary, a czerwony dla Alicji – powiedziałam. 
– Ja pierwsza! – krzyknęła Hawkins, sięgając po sporych rozmiarów paczkę. Rozerwała ją ze śmiechem i krzyknęła z radości. – O rety, pamiętaliście! Aaaaaa! Dziękuję! – zawołała, ściskając w rękach najnowszy romans autorstwa Brygundy Boston, jej ulubionej pisarki. Musieliśmy przypomnieć jej, że to nie koniec, bo była tak zaaferowana, że przestała zwracać uwagę na cokolwiek innego. – Dziękuję, dziękuję, dziękuję! Szalik w sutki raczej mi się nie przyda, ale nowy budzik z pewnością wykorzystam! Chodźcie tu! 
Dziewczyna wstała i przytuliła każdego, w salwie śmiechu wywołanej prezentem od Huncwotów. Gryfonka puściła po pomieszczeniu kociołek ze słodyczami, aby każdy mógł się poczęstować, a Mary sięgnęła po swój prezent.
– O matko, Merlinie i Morgano! – zawyła, patrząc na wielki album. – Czy to jest to co myślę?!
Nie da się opisać radości wymalowanej na jej twarzy, kiedy oglądała wszystkie strony. Każdy zaglądał jej przez ramię i co chwilę wybuchał śmiechem, na widok jakiegoś kompromitującego zdjęcia, albo opisu wydarzenia.
– Zebrałaś w środku całe sześć lat naszych wspólnych wspomnień – oznajmiła z zachwytem, patrząc na mnie, a ja wyszczerzyłam się w uśmiechu.
– Nawet nie wiesz, jak bardzo bała się, że ci się nie spodoba – powiedział Syriusz, a Macdonald pokręciła głową.
– Jest cudowny! 
Szatynka odłożyła prezent i przytuliła mnie mocno. Poczułam, jak łzy zbierają się w kącikach moich oczu, więc objęłam ją równie mocno, a Gryfoni zaczęli bić brawa.
– Dziękuję – szepnęła, całując mnie w policzek. 
– No to co, czas na imprezę! – krzyknął Łapa, a wszyscy zebrani w Pokoju Wspólnym odpowiedzieli mu okrzykiem radości.

Obserwowałam jak wszyscy skandują imiona Alicji i Mary, kiedy te próbowały na raz opróżnić całą butelkę piwa kremowego i uśmiechałam się sama do siebie. Wszyscy bawili się świetnie, o dziwo nawet ja. Ani razu nie wpadłam na Pottera i nie wiedziałam, czy to sprawiło że mam taki dobry humor, czy raczej że jeszcze mi się nie zepsuł. Zaśmiałam się właśnie z Syriusza, który przytrzymał butelkę Hawkins, gdy ta chciała przerwać, kiedy ktoś usiadł obok. Spojrzałam na Maryl, która szczerzyła się w moim kierunku. Była ubrana w czarne dżinsy i błękitną koszulkę z wielkim kaflem i napisem "QUIDDITCH NA WIEKI", a ciemne włosy spięła małą żabką, pozwalając im opaść swobodnie na plecy. Oddychała ciężko, jakby właśnie przebiegła maraton. Widząc moje zaciekawione spojrzenie, zachichotała cicho.
– James. No wiesz, po tym jak... no, sama wiesz jak wyszło z Marcusem, Rogacz nie chce mnie zostawić samej nawet na moment. Przed chwilą zamęczał mnie jakąś dobrą godzinę próbując udowodnić, że nikt nie tańczy tak dobrze jak on. A wiesz co się dzieje, kiedy on się na coś uprze... – mruknęła, kręcąc głową ze śmiechem.
– No tak się składa, że wiem – odpowiedziałam, a brunetka roześmiała się radośnie.
– No tak. Kto jak kto, ale ty wiesz to najlepiej. Tak w ogóle to wyszło naprawdę świetnie – pogratulowała, wskazując na tłum ludzi. – Impreza – dodała, sięgając po półmisek z chipsami, a ja pokiwałam głową.
– Dzięki. 
– Wiesz, chciałabym jeszcze raz przeprosić cię za to co odwaliłam na ognisku...
– Maryl, chyba nie jesteś poważna. Minęły trzy tygodnie!
– No wieeeem, ale ciągle mnie to męczy. I głupio się czuję, mam wrażenie, że każdy na mnie patrzy, brr. Jak mogłam zachować się tak nieodpowiedzialnie i to na oczach tylu osób... – jęknęła przeciągle, chowając twarz w moim ramieniu. – Musisz mnie mieć za typową laskę spijającą się na imprezach.
– Jesteś straszna, wiesz o tym? – zaśmiałam się perliście, odrzucając rude włosy do tyłu. Zdążyłam się już przyzwyczaić do warkocza i pojedyncze kosmyki wpadające mi do oczu zaczęły mi naprawdę dokuczać. – Ile razy mam jeszcze powtarzać, że nic się nie stało?
– Tylko dzięki temu, że mam takich wspaniałych przyjaciół! – odpowiedziała Gryfonka, przytulając mnie. – Gdyby nie ty i James... Merlinie, nie chcę nawet myśleć co mogłoby się stać.
– Dotarłaś bezpiecznie do łóżka? – spytałam, a dziewczyna pokiwała głową.
– Tak, Rogacz odstąpił mi swoje. Nawet nie wiesz jakim śmiechem wybuchłam, kiedy po obudzeniu zobaczyłam te dwójkę leżącą na sobie z grymasami zmęczenia na twarzy. James jeszcze przez pół dnia narzekał tylko na to, jak w nocy musiał walczyć o przetrwanie, żeby nie zostać zrzuconym na ziemię. Black, ty się nie wiercisz, ty KOPIESZ TUNELE DO GRUZJI! Myślałem, że jak cię przygwożdżę, to przestaniesz, ale ty tylko zacząłeś się trząść jeszcze bardziej, jakbyś był bykiem na rodeo! – wykrzyknęła, imitując głos przyjaciela, a ja roześmiałam się. 
– Nie gadaj – wydusiłam, ocierając łzy, a Maryl pokręciła głową.
– A Łapcio na to, że mógł przecież od razu położyć się na ziemi i nie byłoby problemu – dodała. – Ehh.
Spojrzałam na Pottera, który właśnie wyłonił się z tłumu. Odstąpił jej swoje łóżko. Mieć takich przyjaciół... Szybko odgoniłam od siebie myśl o tym, jak układał Maryl do snu, czując zażenowanie. Nic cię to nie powinno obchodzić
Czy na pewno przez całą noc spał z Syriuszem?
LILKA!
– Wybaczysz mi? Za dużo piwa – zachichotała po chwili Binner, klepiąc się po brzuchu, a potem zeskoczyła ze stolika na którym siedziałyśmy i ruszyła w stronę dormitorium. Kiedy podążyłam za nią wzrokiem ujrzałam Remusa, który przeciskał się przez tłum. Chłopak był wyraźnie rozdarty. Ostatni raz spojrzał przez ramię, pokręcił głową, po czym szybko wyszedł z Pokoju Wspólnego. Przez chwilę szukałam wzrokiem przyczyny jego zdenerwowania, jednak w końcu spojrzałam na Mary, która właśnie tańczyła z jakimś Gryfonem z piątego roku. Chłopak obejmował ją w talii, a ona chichotała, będąc prawdopodobnie pod wpływem więcej niż jednego piwa kremowego. Westchnęłam w duchu i ruszyłam w stronę portretu, jednak Lunatyka już nigdzie nie było.
– Świetnie – westchnęłam spoglądając na pusty korytarz.
Zrobiło mi się go szkoda i kiedy wróciłam do Pokoju Wspólnego nie miałam już ochoty na zabawę. Oparłam się o ścianę i przyglądałam Maryl, która skradała się powoli do Syriusza i Jamesa siedzących na sofie, przodem do kominka. Po chwili dopadła do niej i zarzuciła mu ręce na twarz, czochrając mu włosy i zasłaniając dopływ powietrza. Rogacz zaczął się z nią tarmosić, po czym nagle złapał ją pod pachami i pociągnął, tak, że dziewczyna przeleciała przez jego ramię i wylądowała na jego kolanach. Z ukłuciem żalu patrzyłam, jak cała trójka roześmiała się perliście, a Gryfoni zaczęli łaskotać przyjaciółkę. James złapał i przytrzymał jej ręce, podczas kiedy Black zatopił głowę w jej brzuchu i zaczął udawać, że chce ją ugryźć. Maryl w końcu wyswobodziła się z uścisku Pottera i zawinęła się wokół torsu Łapy, jakby chciała go przydusić, jednak ten nic  sobie z tego nie robiąc wsunął rękę pod jej plecy, po czym wstał i z Binner na rękach krzyczącą wniebogłosy ruszył na parkiet. Oboje śmiali się do rozpuku.
James obserwował ich z sofy z szerokim uśmiechem na ustach. Rozsiadł się wygodnie i w samotności sączył piwo kremowe, kiedy powoli podeszłam i usiadłam na przeciwko. Brunet spojrzał na mnie i uśmiechnął się. Tak jak za dawnych czasów. Westchnęłam, czując, że robi mi się gorąco.
– Jak tam, Evans?
– Nie twoja sprawa, Potter – warknęłam, ściągając brwi, jednak nie potrafiłam długo utrzymać poważnej miny. Oboje roześmialiśmy się perliście. 
– Brakuje jeszcze sławnego "umówisz się ze mną" i mógłbym pomyśleć, że jesteśmy w piątej klasie – rzucił chłopak, a ja pokiwałam głową. Z parkietu dobiegł nas głośny śmiech Maryl, kiedy Syriusz przylgnął do niej i udawał, że nie potrafi się odkleić, jednocześnie próbując tańczyć. Westchnęłam i spojrzałam na Rogacza, który kręcił głową z politowaniem.
– Widzisz, kiedy nie zgrywasz idioty, potrafisz być całkiem...
– Znośny – dokończyliśmy oboje, a ja uśmiechnęłam się szeroko. 
– Cieszę się, że mamy to za sobą. No wiesz, całe to dogryzanie sobie... 
– Morgano, nawet nie wiesz jak mi ulżyło, już myślałam, że będziesz chciał do tego wrócić! – zawołałam, łapiąc się za serce, a brunet zaśmiał się i rzucił we mnie poduszką. Oczywiście moja zerowa wręcz zręczność nie pozwoliła mi jej złapać – zanim się zorientowałam, przeleciała między moimi rękami i uderzyła mnie prosto w twarz. James złapał się za brzuch w napadzie śmiechu, kiedy odgarniałam włosy, które weszły mi do buzi i z udawaną złością zrzuciłam narzędzie zbrodni na ziemię. – Ha, ha, jakie zabawne.
– Och, nawet nie wiesz jak – zachichotał, patrząc na mnie. Na jego twarzy zakwitł jeszcze większy uśmiech, o ile w ogóle było to możliwe i nagle czas stanął w miejscu. Nie liczyło się nic i nikt inny, kiedy siedzieliśmy naprzeciwko, rozradowani wpatrując się w swoje tęczówki. Ja, rozczochrana, zarumieniona, z podwiniętymi nogami i on, rozwalony na sofie, z roziskrzonymi oczami i kciukiem błądzącym w tę i z powrotem po butelce piwa kremowego, które trzymał w prawej dłoni. A świat naokoło wirował.

Wszystko wróciło do normy. Na tyle, na ile życie z Gryfonami mogło być normalne, oczywiście. I były to najszczęśliwsze momenty jakie jestem sobie w stanie przypomnieć, kiedy myślę o szóstej klasie. Dnie wypełniały żarty i sprzeczki pełne śmiechów, a kiedy słońce chyliło się ku zachodowi wszyscy naokoło mieli nas dość. Wieczory spędzaliśmy na wyprawach wzdłuż jeziora, albo na przesiadywaniu na pomoście. Oblegaliśmy błonia tak długo jak tylko mogliśmy, a potem rozchichotani wracaliśmy, przybijając piątki z portretami. Śmialiśmy się i krzyczeliśmy, leżeliśmy na błoniach i oglądaliśmy konstelacje. A przede wszystkim korzystaliśmy z życia jak mogliśmy. Czasami wymykaliśmy się na nocne wyprawy po zamku, którąś noc spędziliśmy w Pokoju Życzeń, który zamienił się specjalnie dla nas w łąkę roziskrzoną tysiącem świetlików, a baldachim gwiazd nad naszymi głowami obsypywał nas złotym światłem. Ostatni tydzień maja zapamiętali również nauczyciele. Huncwoci, nawet pomimo nawału nauki, z całych sił starali się sprawić, by nikt w zamku nie chodził ponury i prześcigali się w wymyślaniu kawałów. Podczas, kiedy my przygotowywałyśmy się do zbliżających się egzaminów, oni jakimś cudem znajdywali czas nie tylko na treningi, ale też wpadanie na wszystkie te wymyślne pomysły dotyczące ubarwienia (/uprzykrzenia) życia innym. W końcu jednak wszystkimi zawładnęła przedmeczowa gorączka.
Krukoni i Puchoni zaczęli obstawiać kto w tym roku zdobędzie Puchar Quidditcha. Oba domy straciły możliwość zagrania w finale przegrywając swoje ostatnie mecze, więc w tym roku o wygraną walczyli Gryfoni i Ślizgoni. Ci drudzy byli tak wrogo nastawieni, że kwestią czasu było to, kiedy zaczną się ataki na członków drużyny Gryffindoru. Większość z nich chodziła w wieloosobowym grupach, jednak nawet to nie zniwelowało zagrożenia. Kilka razy doszło do przepychanek, które natychmiast były przerywane przez nauczycieli.
Chyba każdy miał już dość wyczekiwania. Podniecenie narastało i w końcu osiągnęło apogeum. Tamtej soboty każdy był poddenerwowany, nie ważne z jakiego domu był. Siedzieliśmy przy stole Gryffindoru i obserwowaliśmy graczy, którzy wyglądali, jakby mieli zwymiotować. Wszyscy, oprócz Syriusza, który cały uśmiechnięty zdążył wpakować w siebie już siedem tostów.
– Jak ty to robisz – mruknęła Mary, gapiąc się na niego w zdumieniu.
– Będziesz jeszcze jadł? – zachichotała Alicja, spoglądając na dwa ostatnie tosty które leżały na talerzu pomiędzy nimi.
– A co, chcesz też?
– No zjadłabym – potwierdziła Gryfonka, a Frank uśmiechnął się.
– Ja chcę tego po lewej – rzekł rzeczowym tonem Black, a Hawkins sięgnęła po drugiego.
– Jesteś pewny? Bo ten po prawej był większy – zawołała, nakładając go na swój talerz.
– Hm, ujmę to tak. Gdybym mógł wybrać jeszcze raz, to wybrałbym tego po prawej tylko wtedy, jeśli wcześniej cofnąłbym się w czasie i zamienił je miejscami.
– Co – zaśmiała się Dorcas, odkładając widelec. – A co takiego jest wyjątkowego w tym po lewej?
– Ma więcej sera – wyszczerzył się Syriusz, a wszyscy parsknęli śmiechem. – Stary, musisz coś zjeść, bo spadniesz z miotły – mruknął po chwili Black, spoglądając na Jamesa. Chłopak uśmiechnął się słabo i machnął ręką.
– Wolę to, niż zwymiotować w czasie lotu.
– Musimy już iść – jęknęła Maryl, spoglądając na zegarek. – Chodźcie.
Przyglądaliśmy się jak drużyna podnosi się nieprzytomnie z ławki. Rozglądnęłam się i uśmiechnęłam szeroko, kiedy do głowy wpadł mi pomysł.
– Taaak, dalej Gryfoni, łuhuuuuuu! – zawyłam, trącając uprzednio Mary, która przyłączyła się do mnie ze śmiechem. Reszta szybko podłapała i zewsząd rozległy się wiwaty, do których po chwili przyłączyły się stoły Krukonów i Puchonów. Jedynie od strony Ślizgonów dało się usłyszeć gwizdy, jednak nikt nie przejął się tym zbytnio. Maryl popatrzyła na mnie z wdzięcznością, a ja uniosłam kciuki do góry, po czym mocno je ścisnęłam. – Chodźcie, zajmiemy sobie najlepsze miejsca – dodałam, a reszta pokiwała zgodnie głowami.
Na trybunach byliśmy jako jedni z pierwszych. Zajęliśmy najwyższy rząd i z uśmiechami zaczęliśmy rozkładać bannery, które zrobiliśmy kilka dni wcześniej. Razem z Remusem wyszukaliśmy kilka sprytnych zaklęć, którymi ubarwiliśmy nasze dzieła. Ludzie wesoło spoglądali na nasze transparenty i pokazywali je sobie palcami. Kiedy w końcu cała szkoła zajęła miejsca, a drużyny wyszły z szatni, wszyscy uśmiechnęli się szeroko w naszą stronę. Spojrzałam w górę na płótno, na którym migotały napisy "BINNER, McKINNON I BLACK, A NIECH PRZECIWNIKÓW TRAFI SZLAG! PAŁKARZE CRASCAND I FENFICK DO DIABŁA POŚLĄ ŚLIZGONÓW W MIG! POTTER PĘDŹ NICZYM TORNADO, A WSZYSCY PADNĄ JAKBY DOSTALI AVADĄ!!!". Wyszczerzyłam się sama do siebie, kiedy napisy zapłonęły żywym ogniem, z którego wyłonił się ryczący lew, zgniatający łapą węża. Wszyscy wiwatowali, a wkrótce trzy sektory zgodnie wykrzykiwały słowa naszej rymowanki. Krzyczałam tak głośno, że po chwili przestałam czuć gardło, ale nic nie mogło się porównać z podziękowaniem i dumą malującą się na twarzach naszych przyjaciół, którzy właśnie dosiadali swoich mioteł. 
– Iiiiiii wystartowali! – Rozległ się głos Mathiasa Dogde'a. – Kafel w posiadaniu Ślizgonów, Mulciber podaje i... Tak, Binner przejmuje kafla!
Zawsze miałam trudności ze skupieniem się na grze. Może miał na to wpływ fakt, iż nie do końca rozumiałam jej zasady, a postacie przelatywały mi przed nosem w takim tempie, że gdyby nie komentator, nawet nie wiedziałabym co się dzieje na boisku. Dlatego często skupiałam się na jedynej osobie, którą potrafiłam dostrzec i rozpoznać – na szukającym.
James unosił się nad boiskiem nieruchomo. Wpatrywałam się w błękitne niebo naokoło z uśmiechem. Warunki dzisiaj były idealne – było ciepło, praktycznie nie było wiatru, a słońce schowane za chmurami wcale nie raziło. Widoczność była znakomita, dlatego kwestią czasu było złapanie znicza. Oznaczało to, że walkę mieli tak naprawdę stoczyć szukający – ci poniżej ich mogli jedynie próbować utrzymać punktację na dobrym poziomie.
Był jednak pewien haczyk. Gryfoni potrzebowali zdobyć przynajmniej czterdzieści punktów przewagi, zanim znicz zostanie złapany – inaczej przegraliby na punkty. I tu pojawiał się problem, ponieważ gra była niezwykle wyrównana. Każdy gol dla jednej drużyny skutkował prawie natychmiastowym golem dla przeciwnej. Przeciwne sektory co chwile wybuchały okrzykami radości, albo zawodu. Gryfoni w kółko podśpiewywali naszą rymowankę. I kiedy w końcu udało nam się zdobyć dwadzieścia punktów przewagi, szukający Ślizgonów zanurkował.
Wszyscy podnieśli się z miejsc. Gryfoni widząc co się święci wzmogli ataki na przeciwnika, jednak Dom Węża świetnie się bronił i nie dopuszczał piłki do obręczy. Przygryzłam wargę obserwując jak James ściga się z Averym. Nie dość, że nie mógł dopuścić do złapania znicza przez Ślizgona, to jeszcze sam musiał czekać na drużynę. Oboje zanurkowali w stronę boiska, a Potter wyszedł na prowadzenie. Całe trybuny wstrzymały oddech. 
– Nie może go teraz złapać! – zawyła Dorcas, wychylając się do przodu.
Obserwowałam jak Rogacz zbliża się do złotej piłeczki migoczącej w blasku słońca, która mknęła z niespotykaną szybkością. A potem w ułamku sekundy wyhamował, zagradzając drogę Avery'emu.
Ślizgon ledwo uniknął zderzenia, przy okazji prawie spadając ze swojej miotły. Z zielono–srebrnej części trybun rozległy się głośne okrzyki protestu, a pani Hooch, młoda trenerka Quidditcha podleciała do Rogacza i zaczęła na niego wrzeszczeć. Mimo wszystko, reszta uczniów zawyła z uciechą. Potter osiągnął swój cel – sprawił, że Avery nie złapał znicza. Złota piłeczka ponownie zniknęła.
– Slytherin dostaje rzut wolny! – ogłosił Dogde. – Iii... dziesięć punktów dla Ślizgonów. Gryfoni, naprawdę było warto?
Gra toczyła się dalej i była jeszcze bardziej zaciekła. Jeden ze ścigających wpadł w Maryl i mało nie zrzucił jej z miotły, a pałkarze zaczęli posyłać w stronę przeciwników tłuczki z tak zabójczą prędkością, że kiedy Marlena McKinnon oberwała jednym w twarz, nie mogli zatamować krwawienia z jej nosa przez dobre pół godziny. Mimo to dziewczyna wróciła do gry natychmiast – Gryfoni nie mogli pozwolić sobie teraz na zmianę zawodników. 
Po dziesięciu minutach Gryffindor zdobył dziesięć punktów i znów prowadził dwudziestoma. James krążył wokół boiska, a wszyscy czekali na rozwój akcji. Minutę później Syriuszowi udało się zdobyć kolejne dziesięć punktów.
– Jeszcze jeden gol – wyszeptała Mary, zaciskając ręce. 
Ślizgoni próbowali faulować na wszystkie sposoby, a Gryfoni nie pozostawali im dłużni. Wkrótce było więcej rzutów karnych niż samej gry, jednak wynik pozostawał bez zmian. I kiedy wszystko wydawało się nie mieć końca Avery i James znowu ruszyli w pościg.
Trybuny poderwały się do góry. Krukoni i Puchoni wykrzykiwali elementy rymowanki z taką samą siłą co Gryfoni, a nasza drużyna ruszyła do boju z podwójną siłą. Obserwowałam, jak szukający co chwile się prześcigają. Nie było mowy o tym, żeby znowu odwieźć Avery'ego od pościgu – jedyna nadzieja spoczywała teraz w trójce ścigających, którzy za wszelką cenę musieli zdobyć gola.
Tłuczek ponownie uderzył Marlenę, która zachwiała się niebezpiecznie. Hooch pomimo protestów zarządziła ściągnięcie jej z boiska. Sama McKinnon wymachiwała rękami w okrzykach oburzenia, jednak sędzia była bezwzględna. W jej miejsce wkroczyła Melody, piątoklasistka z przerażeniem wymalowanym na twarzy. Gryfoni spoglądali po sobie niepewnie, kiedy zataczającą się Marlenę odprowadzano w stronę szatni do pomocy medycznej. Walka została wznowiona, a dwie drużyny natarły na siebie z zażartością lwa. Tymczasem James wciąż toczył pojedynek z Averym.
Zacisnęłam ręce na barierce, nie mogąc ustać w miejscu. Ślizgon powoli wychodził na prowadzenie, co od razu wychwycili kibice ze Slytherinu. Zacisnęłam mocno usta. Dasz radę. Musisz, szeptałam w myślach. Rogacz zrównał się z przeciwnikiem i teraz obaj mknęli w górę z rękami wyciągniętymi w bitwie o wygraną.
– Black strzela, jednak obrońca Ślizgonów obrania! Piłkę od razu przejmuje Mulciber i traci ją na rzecz Binner! Strzela, nie trafia, znowu strzela, znowu pudło!
– Dalej, dalej, dalej, dalej – zawyła Meadowes, podskakując. Wszyscy spoglądnęli w górę, gdzie dwóch graczy nagle zawróciło i pędziło w dół z zawrotną szybkością. Czułam, jak tracę oddech. Ich palce były dwa cale od złotej piłeczki, która migotała w promieniach słońca, desperacko próbując uciec.
– Black przejmuje kafla!
Ale nikt już nie patrzył. Na twarzach kibiców malowało się przerażenie. Nie mamy przewagi, przegramy, nie ważne kto złapie znicza – dźwięczało w mojej głowie. James delikatnie wyprzedził Avery'ego, a ja już wiedziałam, czyje palce zawiną się wokół małej piłeczki. I kiedy wszyscy byli już pewni tego co się wydarzy, sekundę przed złapaniem znicza, Syriusz trafił, sprawiając, że prowadziliśmy czterdziestoma punktami. 
– POTTER ŁAPIE ZNICZA! GRYFFINDOR ZYSKUJE STO PIĘĆDZIESIĄT PUNKTÓW I TYM SAMYM WYGRYWA PUCHAR QUIDDITCHA Z WYNIKIEM DWIEŚCIE OSIEMDZIESIĄT DO DZIEWIĘĆDZIESIĘCIU!!!
Huk jaki było słychać podniósł z drzew Zakazanego Lasu stada ptaków, które uciekły spłoszone. Trzy sektory złączyły się w jednym krzyku, który trwał nawet kiedy drużyny wylądowały. Ludzie przepychali się, a my z trudem wyrywaliśmy się z tłumu. Biegliśmy na przodzie, ze łzami szczęścia krzycząc tak, jakby właśnie skończył się świat.
Wygraliśmy. Zdobyliśmy Puchar Quidditcha.
Z okrzykiem wpadłam na zapłakaną Maryl, która dopiero co zeskoczyła z miotły i przytuliłam ją mocno. Dziewczyna chlipała, nie mogąc złapać oddechu. Wszyscy wiwatowali, Black klęczał, drąc się jakby właśnie stracił rękę, wymachując miotłą jakby chciał nią kogoś zabić. Zgromadziła się wokół nas praktycznie cała szkoła, każdy chciał dotknąć i pogratulować zwycięzcom. Otarłam twarz, obejmując spojrzeniem wszystkich Gryfonów.
– TAAAAAAAAAAAK! – krzyczeli Huncwoci. – TAAAAAK, TAAAAAK, TAAAAAAAAAAAAAAAAAAAK!
– Brawooooooo – wrzeszczała Dorcas, wskakując na Syriusza. – Brawoo!
Członkowie drużyny rzucali się na siebie, każdy próbował uściskać każdego. Śmiałam się głośno widząc, jak Maryl tańczy z Syriuszem, a potem odwraca się i rusza w stronę Jamesa, który właśnie odszedł od Melody. Patrzyłam, jak wyciąga do niej ręce, pełen radości, euforii, z okularami spadającymi mu z nosa i włosami rozczochranymi we wszystkie strony. Jak schyla się by złapać dziewczynę, a ta w tym samym momencie podskakuje próbując wskoczyć na niego i opleść jego biodra nogami, a wtedy, ułamek sekundy później, ich usta łączą się.
Poczułam się tak, jakby grunt nagle usunął się z pod moich nóg. Świat zatrzymał się razem z moim sercem, kiedy ta dwójka niepewnie spoglądała na siebie, nie wiedząc jak to się stało. James wciąż jeszcze trzymał ją w swoich objęciach, kiedy tłum wciągnął mnie do środka tornada ludzkich ciał, a ciemność na chwilę pochłonęła nawet dźwięk.  

       Po dzisiejszym dniu zwątpiłam w swoje zdolności matematyczne. Przepraszam, gdzie mam zadzwonić, żeby odwołać swoje uczestnictwo w tegorocznej maturze?
Uświadomiłam sobie bardzo ważną rzecz. Nie wiem jak porytym trzeba być, żeby na próbnej maturze z polskiego odwołać się do Harry'ego Pottera (lektury? jakie lektury?), ale ostatnio bardzo dużo myślę nad swoją przyszłością, a to zdecydowanie dało mi do myślenia. Może jednak nie powinnam rezygnować z pisarskich marzeń? Został tydzień do moich 18 urodzin, powinnam być już chyba dojrzała, zdecydowana, czy coś, a ja nagle podważam swój światopogląd i pójście na tą głupią medycynę. Ratujcieeeee. (Chętnie odsprzedam kilka lat, ktoś chętny? Ja nie chcę być dorosła!)
Idealnie nie jest. Odnosząc się do samego bloga, uważam, że sporo pracy już odwaliłam, ale wciąż sporo przede mną. Ta historia jest takim moim brudnopisem, to tutaj mogę dążyć do czegoś lepszego i lepszego, aż w końcu może uda mi się osiągnąć ten pułap "no, odwaliłaś kawał niezłej roboty". Ale im dalej w las tym więcej błędów w tym wszystkim zauważam.
Co do samego rozdziału - z całych sił starałam się pokazać Maryl w jak najlepszym świetle i to już od kilku rozdziałów. Chciałam żebyście ją polubili, chciałam, żebyście pomyśleli "o, to jest naprawdę fajna postać", żeby potem pojawił się konflikt wewnętrzny - ale no jak to, przecież... przecież... no nie!
Tak tak, moje diabelskie pomysły wcale nie mają się ku końcowi.
Właściwie to jestem ciekawa co sądzicie o wydarzeniach z ostatnich akapitów. Rozbici, źli, kochacie czy nienawidzicie Binner? Koniecznie dajcie znać, bo sama jestem ciekawa co z tego wyszło, a ja obiektywna już nie umiem być :D
Osiemnastka miała być opublikowana dopiero za dwa dni, ale zmiękło mi serce. Kasiu, oczekuję za to długiego komentarza, haha.
No i to tyle. Został już tylko jeden rozdział. Chyba nie jestem na niego gotowa.
Do zobaczenia na święta!

16 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Hejo!
      A więc jestem, hihi. *BUM, WIELKIE WEJŚCIE*.
      Na początku chciałabym bardzo, bardzo podziękować za dedyka! (po raz któryś tam xd). Wow, dziękuję bardzo, nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy, Ati ♥. Zresztą, w sumie chyba wiesz, bo ci już pisałam, ale... ;D. NO, wiedz, że jestem bardzo wdzięczna, bo o mnie nie zapomniałaś i wgl <3.
      Przejdźmy do treści.
      No to tak. Rozdział super i wgl... Ale końcówką mnie tak bardzo zezłościłaś... Nie tylko mnie, trzeba dodać... Aghr, jak mogłaś?! Wiem, że lubisz nam (i sobie) robić na złość, ale aż tak...? Toż to przecie samobójstwo! Wiki, przystopuj ;-;. Jakby to Ksenon: Wiki, staph.
      Nawet nie wiesz, jak teraz bardzo boję się ostatniego rozdz... MA BYĆ ROMANTICO JILY. I mnie to, Ati, nie obchodzi, rili.
      A, i nawet nie waż się z nich (James i Maryl) robić pary... Jeśli byś to zrobiła to nie odzywałabym się do cb ;'D. I czytać też bym nie czytała. I do tego bym kazała się wstawić za mną Elitarnym! Więc wiesz, przepadłabyś. Zresztą, jaką oni by mieli nazwę parringu? Jaryl? Nie, fu.

      A jeśli nawet to nie byłoby sensu robić z nich pary. Tutaj Maryl mówi, że nie będzie się z nim całować, bo to be, że źle to o niej świadczy i by nie mogła czegoś takiego robić, bo traktuje go jak brata, a tu nagle z dupy w ostatnim rozdz jest z nim parą! NIENIENIENIE.
      Zaczęłam tak z dupy strony... Wybacz. Ale to mnie najbardziej poruszyło i... Jak mogłaś to mi(nam) zrobić? ;c.
      Mary w tym rozdziale dobrze mówiła. Chociaż jedna mądra ;-;. Aczkolwiek... Potem się okazało, że ta rozmowa i tak przepadła ;c. Teraz pewnie Evans będzie, cholerka, mówić, że nic do niego nie czuje (znowu) i będą przyjaciółmi... W sumie to może nawet się od niego odetnie. Bo "tak będzie lepiej". Nie, Lily, nie będzie. Musisz się z tym zmierzyć. Nawet jeśli "tym" jest twoje serce.
      Lily odwaliła kawał dobrej roboty (omg, jakie powtórzenie) z tym albumem ^^. Muszę przyznać, że ja w sumie też bym chciała dostać taki album :D. (pewnie bym płonęła ze wstydu, ale by było... miło). Bardzo fajny prezent :D.
      Wgl postarali się z tą imprezą :).
      "Black, ty się nie wiercisz, ty KOPIESZ TUNELE DO GRUZJI! Myślałem, że jak cię przygwożdżę, to przestaniesz, ale ty tylko zacząłeś się trząść jeszcze bardziej, jakbyś był bykiem na rodeo!" - hahaha, wyobrażam sb ich, jak śpią w jednym łóżku ;'). Że się zmieścili...
      "– Och, nawet nie wiesz jak – zachichotał, patrząc na mnie. Na jego twarzy zakwitł jeszcze większy uśmiech, o ile w ogóle było to możliwe i nagle czas stanął w miejscu. Nie liczyło się nic i nikt inny, kiedy siedzieliśmy naprzeciwko, rozradowani wpatrując się w swoje tęczówki. Ja, rozczochrana, zarumieniona, z podwiniętymi nogami i on, rozwalony na sofie, z roziskrzonymi oczami i kciukiem błądzącym w tę i z powrotem po butelce piwa kremowego, które trzymał w prawej dłoni. A świat naokoło wirował." Ten moment, och, ach, ech! <3.
      Haha, wiedziałam, że Gryff wygra ^^. Gryffindor forevah! (bum, bum, bum ^^).
      Ach, i ta końcówka, brrr ;-;.
      Wiesz, nie wiem co mam sądzić o Maryl. Powiem tak: jeśli przyczepi się do Jamesa W TEN SPOSÓB = śmierć w męczarniach. A jeśli nadal będzie różową psiapsiółeczką to będzie fajna ^^. Wiesz, trzeba być obiektywnym i rozważać wszystkie opcje. Lepiej żeby wybrała drugą opcję :). W sumie to żebyś ty wybrała, Wiki xd.
      "Kasiu, oczekuję za to długiego komentarza, haha." - ach! Czyli to było tylko dla koma? ;c. Oł noł, smućmy się i wgl.
      Hm, myślę, że kom cię zadowoli, Ati ;D. Jest z wielkim opóźnieniem, ale wtedy zostawiłam sobie na później, a podczas tego "później" byłam w szpitalu ;/.
      *hehe, nadal mam podjarkę z tej dedykacji, hihi ^^*.
      OSTATNI ROZDZIAŁ W ŚWIĘTA. huhu, nie mogę się doczekać ♥♥♥.
      Oki, to w sumie tyle... Kom chaotyczny, ale jest! :D.
      Ja również czekam na ten upragniony komentarz u mnie :). I wierzę, że kiedyś się doczekam! ;*.

      Pozdrawiam, ściskam, życzę weny i czekam z niecierpliwością na ten ostatni <3.

      Kathrine ;**.

      {jily-love-forever.blogspot.com}

      Usuń
  2. Witam szanowne towarzystwo! ;3
    Wiem, wiem jestem okropna, bo nie skomentowałam ostatnich DWÓCH rozdziałów. Oczywiście wszystkie pochłonęłam zaraz po dodaniu, ale no cóż moja leniwa natura znowu dała się we znaki. Dawno nie pisałam komentarzy i może to wyjść okropnie, ale postaram przelać w ten komentarz wszystkie moje emocje, które towarzyszyły mi podczas czytania.
    Sam początek rozdziału, a ja myślałam już, że zabije Lily. Tylko ta mała ruda złośnica potrafi tak na mnie działać.
    "- Nie, Mary. To stawka niewarta..." ~ Ja ją zabiję słowo! Jak ona może tak nawet mówić. Łamie mi tymi słowami serce, a co dopiero serce Jamesa, gdyby to usłyszał. Jesteś zua Ati! XD
    Maryl mówi, że James nie odpuszcza... AWWWW <3 Oczywiście wiedzą to wszyscy, tylko nie Lily, bo ona ma chyba problemy z przyswajaniem do tego swojego mózgu prawdziwych wiadomości. Kobieto, gdzie ty masz oczy! To widać na kilometr!
    I co zrobiłaś Evans... James nie patrzy Ci w oczy... Jak się z tym czujesz? Mam nadzieję, że tragicznie i bardzooo podle. Ty go zawsze ranisz. Ja to wiem. A raniąc mojego Jamesa, ranisz i mnie... Nie ładnie Lily, oj, nieładnie...
    Remus kocha Mary no nie, Ati? *o* To takie słodkie, kiedy on mówił to wszystko Lily, uwielbiam Remusa <3 Ale to co Mary zrobiła... Pewnie nieświadomie, ale jednak, to aż się łezka w oku kręci, na tamtym momencie. Remus tak bardzo smuuutny i aż uciekł z pokoju :'( Nie no, serduszko się kraja, na ten opis...
    Lilcia i Jimmy gadają, albo w sumie chyba bardziej się śmiali... Mało Jily było :( Ja tego nie przeżyje. No nie tak nie może być. Dałaś ich tak malutko, tak tyci tyci. O nie, ale w kolejnym będzie więcej prawda? Plosse ja nie przeżyje, potem jak nie będzie Jily XD
    Maryl... Ja nie wiem co myśleć... Wydawała się to taka sympatyczna postać, a tu pocałunek. Nhuvbjdbncjbcjusbfusbcjs!!! No nie! Jak mogłaś, Ati! Normalnie jesteś królową zła i potworności w takich rzeczach :(
    Brrrrr miałam chociaż taka tyci nadzieję, że James zaraz po pocałunku, albo mini pocałunku James pierwsze co zrobi to popatrzy się czy jest tam gdzieś Lily, ale nie, zawiodłam się na tobie James...
    Ja wiedziałam, że oni się pocałują ja to czułam! Wtedy w pokoju wspólnym miałam już to przeczucie, że jakoś Maryl na niego spadnie, a tu proszę jak nie tam to tu. Ughhhhh! Nie wiem czy płakać, śmiać się, czy wściekać. Co ty ze mną robisz?! XD Tyle emocji mam po Twoich rozdziałach!
    Pamiętam, jak był 1 stycznia 2016, a ja o 7.30 po sylwestrze siedziałam na podłodze w swoim pokoju, mając na kolanach laptopa i zatracałam się w początkowych rozdziałach. Pamiętam dobrze rozdział z Sylwestrem u nich, bo to na nim skończyła czytać i rozpaczałam, że nie ma dalszych rozdziałów <3
    A teraz niedługo będzie rok, jak czytałam Twoje cudooo i moje reakcje nic się nie zmieniły. Dalej są takie same tak zwane "WoooW".
    Rozdział całość tak szybko przeczytałam i znowu niedosyt, a jeśli pomyśle, że ostatni będzie już za miesiąc, to ja chyba nie chce, bo wiem, że potem długo nie będzie :(( Cud, miód, malinka, orzeszki! Same słodycze! No może sam rozdział nie był napompowany słodyczą... Cholerna Mary i Maryl, zue dziewczyny, niedobre XD Zawsze perfekcyjne i wszystko dopięte do końca.
    Pozdrawiam i życzę mega weny! Przepraszam za jakieś błędy!
    Panienka Livvi :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pisałam już Ci na fb co o tym myślę, więc napiszę tu tylko, że jeszcze raz dziękuję za komentarz! :3

      Usuń
  3. Afshqhdjsgaksgaj! Nie. Nein. No. Jesteś złym, podłym człowiekiem! Znajdę cię i uduszę podużką w maj litel pony (a co!). Tylko pytanie, kto wtedy będzie pisał... mam lepszy pomysł! Będę nad tobą stała z ową ww poduszką i kazała to naprostować. Jeśli Maryl bd z Jamesem, to ja się na ciebie obrażę nooo! Więc powtarzam - nein, Nope, nie.
    Ach, miałam cię ukarać krótkim komentarzem (i tak będzie krótki), ale muszę o tym wspomnieć. Opowieść Maryl o spaniu Jamesa z Syriuszem na jednym łóżku - RYPŁAM. Pewnie odzywa się we mnie gimbusów, ale.... JAHAHAHAHAHAGAGAG.
    Tyle.
    Ps. A gdzie link do Elitarnej grupy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, że przypomniałaś!
      A za krótki komentarz oficjalnie się obrażam :c

      Usuń
  4. Jestem! Ach. Nie rozumiem, czemu Lily tak postąpiła, czemu uznalą, że najlepiej się nie starać po tym, jak wyszło na jaw, ze James wcale nie chdzoi z Krukonka, tylko pomagal jej ukryc orientacje seksualna. Ale bardziej mnie chyba dziwi, ze Mary w tym jej poklaskiwala. aczkolwiekm i tak slusznie zauważyla, ze Lily siię zmienila. nie ma juz tych takich katastroficznie smutnych nastrojow i nie uważa się za najbardziej poszkodowana osobę na świecie, ponadto stawia innych wyzej niz siebie - bardzo mi sie podobalo jej zaangażowanie w zrobienie tak swietgnego prezentu dla przyjaciolki (choć nie wiem, dlaczego byla u Mary po trzeciej klasie, skoro wtedy sie jeszcze chyba za bardzo nie przyjaźniły?). zaczęła się dobrze bawic i ciesze sie, że tyle imprez maja pod koniec szóstej klasy. Maryl... ja ją tam lubię, jest pozytywnie zakręcona, ale jednoczesnie dosc tajemnicza, skrywajaca wiele sekretow i posiadajaca duzo doswiadczeń. nie wiem, dlaczego mielibyśmy ją znielubić, rpzecież to nie ona się rzuciła na Jamesa, a Melody. Tylko ze nie wiem, po co tak czesto sie Lily tlumaczy z zachowania przy ognisku, bez przesady Ja chce, zeby Maryl byla z Syriuszem, nie mozę być inaczej xD ale to Ci juz mówilam. Remus zaś powinien oddac Lily przysługę i posluchać sie tady, którą sam dal Rudej kiedyi s.... no i wreszcie porozmawiac z Mary! Proszę, oni nie moga ze sobą nie porozmawiać, zanim nie skonczy sie rok szkolny! Podobal mi sie tez fragment z zajęć dot. uzdrowicielstwa, chciałabym więcej, choć jakoś takie dziwne mi sie wydawalo, że uczniowie mieli top zrobic bez praktycznie żadnych tljumaczeń. NO chyba że udalo sie to zrobic w ciagu tych siedmiu minut spoxnienia Lily. zapraszam na nowosć do mnie na zapiski-condawiramurs :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami ludzie odpuszczają sobie w najgorszych momentach, tak to ujmę :)
      A Mary... Mary trochę ostatnio ma własnego zamieszania, do tej pory dużo działo się wokół Rudej, a teraz i ona ma swoje pięć minut, a nawet tajemniczego prześladowcę/wielbiciela :D Hm co do wakacji po trzeciej klasie to uważam, że nawet pomimo przyjaźni z Severusem, spędzała z Mary bardzo dużo czasu i kiedy dostała zaproszenie, po prostu z niego skorzystała - zwłaszcza że do tej pory wakacje spędzała tylko i wyłącznie ze Snapem.
      No, cieszę się, że ktoś lubi Maryl! Myślę, że tłumaczyła się tyle, bo sama coś zaczynała czuć do Jamesa no i chciała zwrócić całą uwagę na inny tor, przekierować tam nawet swoje myśli.
      Maryl z Syriuszem, hm, no pomyślę. Remus z Mary, jeszcze ich trochę pomęczę.
      Wiesz co, może rzeczywiście mało o tym wspomniałam, ale na zajęciach o uzdrowicielstwie mają raz teorię a raz praktykę i muszą wykorzystywać wiedzę, którą otrzymali poprzednim razem ;)
      Do Ciebie na pewno zajrzę, tylko muszę znaleźć troszkę czasu a u mnie ostatnio o niego trudno, bo to matury, to 18 i dużo biegania i załatwiania wszystkiego.
      I dziękuję za komentarz!

      Usuń
  5. Przybyłam.
    Komentarz będzie chaotyczny (jak zawsze) i kompletnie niepomocny (jak zawsze). Ale moje zawsze (ktoś tu widzi powtórzenia? XD) takie są, więc cóż, norma. Zaczynam, hehe :D
    Nie wiem, czy kiedyś Ci to mówiłam, ale bardzo lubię Twoją Mary. Idealna przyjaciółka dla Lily, tak to odczuwam. Ale zapewne Mary coś kiedyś w końcu przeskrobie (no dobra: był pamiętnik, ale to nie było takie no... aż tak złe XD), a Ty będzie się cieszyła na zapleczu (uznajmy, ze blog to scena, ok? xD), bo będziesz wszystko widziała, a my nic. Tak.
    Kurde... Ta Lilka to serio nie widzi tak OCZYWISTYCH rzeczy? Ja nie wymagam, żeby ona od razu rzucała się Jamesowi w ramiona (chociaż to byłby piękny scenariusz), ale te kabelki w jej mózgownicy mogłyby zacząć się trochę łączyć xD
    Czekam z niecierpliwością na więcej Mary+Remus, wprost nie mogę się tego doczekać. Wydają mi się tak bardzo do siebie pasować, awww ^.^ Są słodcy. Serio. Ja w ogóle uwielbiam łączenie z kimś Remusa. To byłoby takie smutne, gdyby nikogo nie miał :C
    A teraz Maryl.
    "– On poczeka. Nawet jeśli będzie Ci się wydawać, że to już koniec, on nie odpuszcza. Może sam jeszcze nie wie, ale on wciąż czeka i będzie czekał. Znam go, Lily. I zdążyłam poznać ciebie." *.*
    Szczerze? Troszku się spodziewałam, że Maryl nadal czuję coś więcej do Jamesa. NIE PODOBAŁO MI SIĘ, ŻE TO SIĘ SPRAWDZIŁO... Ale nadal lubię Maryl. Okay, zachowała się trochę nie fair względem Lily, ale no mimo wszystko: James nie należy do Lily. Co nie zmienia faktu, że nie chcę żeby byli razem i nie lubię Cię, Ati, bo do tego doprowadziłaś xD Foch foreva.
    Kurde. Za miesiąc... Koniec pierwszej części :o I jak sobie pomyślę, że śledziłam Twojego bloga od początku (no prawie, chyba od 3 rozdziału) to robi mi się tak ciepło na sercu ^.^ Z jednej strony nie mogę się doczekać końca bloga, ale z drugiej... Jak pomyślę, że druga część dopiero w czerwcu... Ehh :C Ale tak jak pisałyśmy: matury są ważniejsze, a blog nie ucieknie z bloggera.
    Weny, Ati ^.^
    Moony

    OdpowiedzUsuń
  6. Naprawde tylko jeden rozdzial? Ale ze tak do konca? Nie moze byc :c na kiedy planujesz kolejna czesc?
    Weszlam dzisiaj na bloga z nudow, myslac, a moze bedzie nowy rozdzial no i jest!
    Maryl... Kurcze no ;-; nie wiem co mam myslec, dlaczego ;-------; jak ona mogla to zrobic?
    A jezeli chodzi o mecz, niezrozumialam o co chodzi z tą przewagą 40punktow :/
    Kiedy moge sie spodziewac czegos budującego w ich dziwnej relacji? :D Wiem ze James nie jest Lily, ale, ale ;____;
    Weny
    :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zrozumialam* agh... xd

      Usuń
    2. Zobaczymy jak szybko uporam się z maturą w maju, ale postaram się wrócić jak najszybciej :)
      W sumie to trochę pomieszałam haha, ale uznałam, że w quidditchu nie może chodzić tylko o wygrane ale też o ilości zdobytych punktów i jaką przewagę miał jaki dom nad innym, bo wiadomo, że dom który wygrał trzy razy i ciągle był dużo lepszy od reszty, a dom który wygrał też 3 razy ale wygrał ledwo co nie są porównywalne i wygrać powinien ten pierwszy. Trochę zamotałam, ale mam nadzieję, że ma to jakiś sens xd
      Hm, coś budującego... myślę, że z początkiem drugiej części :D w końcu kiedyś zejść się będą musieli, nie, haha. No i za kilka dni powinna ukazać się mała miniaturka o nich :)

      Usuń
  7. Kocham Twoje opowiadanie <3
    Mój poprzedni komentarz się nie dodał, a ja jestem naprawdę sfrustrowana tym, że moje długie wypociny znikły w otchłani internetów, że nie będę już się rozpisywać tak jak ostatnio tylko dodam, że nie mogę się doczekać ostatniego rozdziału z tej części.
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Witam. Teraz zabieram się za rozdział, wreszcie.
    ,,stając na czubkach łapek.'' - pisałam już pod miniaturką, to czas teraźniejszy a piszesz głównie w przeszłym. Też miałam większy problem z czasami, teraz idzie to ogarnąć.
    Ogromny plus za wciągnięcie chrześcijaństwa do opowiadania. Naprawdę mi się podoba ten aspekt poruszony przez ciebie. Dodatkowo, nie bez dodatku. Bardzo dobrze.
    ,,Uśmiechnęłam się pod nosem, odkładając list.'' - znowu.
    Trzy razy na nie za Łapcia. Normalnie moje oczy palą. Nope! Nope! Nope!
    ,,– Black strzela, jednak obrońca Ślizgonów obrania!'' hahahahhaha, poprawiłaś mi humor, roześmiałam się na wykładzie jak jakiś debil. Dziękuję serdecznie :)
    Błąd, ale to już inny temat błędu. Faktem jest, że James był w drużynie Quidditcha jednakże szukającym nie był. Wszyscy robią z ojca Harry'ego najważniejszego w drużynie, moim zdaniem to trochę przesada.
    Dobra, komentarz jest zadziwiająco krotki bo nie mam czego się uczepić. Chyba przejdę do meritum. Jest dobrze, bardzo dobrze.
    Nie przeszkadzają mi OCki w tym opowiadaniu ( a powinny bo nie lubię za dużo postaci z poza kanonu!)
    Czekam na następny wpis.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  9. Siadam sobie dzisiaj,żeby przeczytać i skomentować,a tu takie ,zaraz,ja to kojarzę'. Jakim cudem zapomniałam o tak fajnym opowiadaniu?
    ***
    Nie lubię OC.
    Nie lubię Lily.
    Nie lubię hunctwotów.
    Kiedy tu weszłam i zobaczyłam długość tego rozdziału to oszalałam. Ale im dłużej czytałam,tym bardziej było spoko. Zwykle niestety jest tak,że potrafimy się rozpisać o negatywach,a kiedy jest dobrze, to nie mamy o czym mówić. Postaram się jednak wyczerpać temat.
    POSTACIE
    Postaci OC jest tu dużo,więc na początku wgl nie ogarniałam kto kim jest. Na szczęście rozdział był na tyle długi,żeby wszystko załapać. Ta cała Maryl trochę mnie irytuję i jej nie ufam, ale chyba muszę się do niej przekonać,żeby mieć większe zaskoczenie xd. James jest tu taki trochę dojrzalszy niż go widziałam, a Lily wyjątkowo prawie nie działa mi na nerwy (Chociaż to jej ,nie wiem,czy prezent się spodoba nenene'. Postacie są dobrze przedstawione. Jetem na tak.
    FABUŁA/AKCJA
    No kucze.Serio za dużo tych pochwał. Ale co zrobisz (nic nie zrobisz) jak akcja jest ciekawa. Zawsze lubiłam tzw kłidicza i ten mecz tak perf opisany<3 Mamy drugie tak.
    BŁĘDY
    Błędy zwykle dzielę na:
    -nie da się czytać
    - nie ma
    Twoje opowiadanie znalazło się w tej drugiej kategorii. Gratulację, 3 tak-przechodzisz dalej '>
    Co jeszcze jest spoko?
    ZAKOŃCZENIE!!!
    bo on był dla niej taki niemiły... i Lily go kochała...no i ten wygrany mecz
    Tacy zakochani;")
    Aż sobie wzruszłam.
    Czekam na następny rozdział z niecierpliwością i paczką chusteczek. Mam nadzieję,że może będą tygrysy. Czy coś...

    jak sama napisałaś
    Do zobaczenia na święta
    ;> Riddle_lover (Pinkybarbz)

    OdpowiedzUsuń
  10. Nienawidzę Cię... Będę to pisać pod każdym rozdziałem. Nienawidzę Cię. Ale nie przejmuj się tym. To tylko oznacza jak bardzo Cię kocham i jak bardzo cudowne jest to opowiadanie i jak mnie nim jednocześnie niszczysz. Nienawidzę Cię :D

    OdpowiedzUsuń