sobota, 5 kwietnia 2014

3. Spadające księgi

To zabawne, jak bardzo przeszkadza nam najmniejszy dźwięk, kiedy naprawdę próbujemy się skupić. Wpatrywałam się w migoczące płomienie oplatające ostatnie kawałki drewna i zastanawiałam się, jak skończyć wypracowanie z runów, jednak jedyne o czym myślałam, to przyjemne ciepło, jakie mnie ogarnęło. Z westchnieniem złapałam pióro i poprawiając się na wytartej, bordowej kanapie, pochyliłam się nad stolikiem i wpatrzyłam w pergamin z nadzieją, że wpadnę na coś ciekawego. Chwilę później ktoś stanął obok, przysłaniając światło padające ze świeczników.
– Hej Lily – podniosłam wzrok i uśmiechnęłam się w stronę Lupina.
– Cześć. Siadaj – mruknęłam, puszczając zwój, który natychmiast się zwinął. 
– Wypracowanie z runów? – spytał chłopak, a ja pokiwałam głową.
– Zupełnie nie mogę się skupić, a zostało mi już tylko zakończenie. Dwa cale i po wszystkim!
Gryfon sięgnął po pergamin i rzucił spojrzeniem na ostatnie linijki. Po chwili przyciągnął do siebie Znaczenia starożytnych języków i palcem pokazał na tekst.
– Tutaj. Przepisz ten akapit i gotowe.
Spojrzałam na podręcznik, a następnie na Lunatyka i uśmiechnęłam się z wdzięcznością.
– Nie wiem jak ci dziękować. 
Pochyliłam się nad wypracowaniem i dopisałam ostatnie dwa zdania. Między czasie czułam na sobie spojrzenia chłopaka. 
– Skończone! – zawołałam radośnie, zbierając ze stolika swoje rzeczy i chowając je w torbie. Na samą myśl, że całe czwartkowe popołudnie spędziłam pisząc o rozszyfrowywaniu runów wzdrygnęłam się delikatnie i rada z tego, że w końcu mam z tym spokój, oparłam się wygodnie o sofę.
– Lily, mogę cię o coś spytać? – spojrzałam na Gryfona i zagryzłam wargę. Jego bursztynowe oczy wpatrywały się we mnie przyjaźnie, a jasne włosy falowały delikatnie w podmuchach wiatru wpadającego przez otwarte okno. Uśmiechnął się do mnie ciepło, a ja pokiwałam głową. – Mam nadzieję, że nie chowasz urazy za ten incydent z poniedziałku? Wiesz, naprawdę nie chciałem, żeby nikomu stała się krzywda i... – Blondyn zmieszał się i przejechał prawą ręką po opadających na oczy włosach.
– Remus, nic się nie stało – mruknęłam cicho, uśmiechając się. Chłopak pokiwał głową i popatrzył na mnie przepraszająco. 
– To i tak moja wina, to ja dałem im ten pomysł. 
– Proszę cię, przecież to oni to zmajstrowali, nie powinieneś się obwiniać, nic nie mogłeś zrobić. – Chłopak zmieszał się i delikatnie pokiwał głową.
– Tak... – mruknął, przeciągając słowo. – Przepraszam cię, ale muszę już lecieć. Chciałem się jeszcze spytać o coś Jamesa, a za chwilę zaczyna im się szlaban, więc no... To... Cześć.
Patrzyłam na niego, kiedy znikał na schodach prowadzących do sypialni chłopców i zastanawiałam się nad jego słowami, zagryzając dolną wargę. 
– Jesteś niesprawiedliwa, Lily. – Spojrzałam zaskoczona na Alicję, która usiadła w fotelu obok. Widząc moje spojrzenie speszyła się. – Przepraszam... Przyszłam, żeby przeprosić, a znowu się o coś czepiam. Ale... Lily, ja wiem, że James nie jest idealny, nawet Syriusz, co nie zmienia to faktu, że Remus również zalicza się do tej ich grupki. Jeżeli robią jakiś kawał, to robią to razem. Uważam, że to niesprawiedliwe, że traktujesz Lupina jakby nic nie zrobił, a chłopaków oskarżasz o całe zło tego świata. – Powiedziała na jednym wydechu jak gdyby bała się mojej reakcji. Przypatrywałam się jej twarzy, która wyrażała jedynie determinację, po czym odwróciłam wzrok i wpatrzyłam się w ogień.
– Czemu ich tak bronisz? – szepnęłam.
– Nie wiem, może to przez to, że będąc z Frankiem praktycznie ciągle z nimi przebywam – westchnęła, wzruszając ramionami. – Jednak... Myślę, że powinnaś to przemyśleć. To tylko chłopcy, jakkolwiek głupio to nie brzmi, większość z nich w tym wieku robi wszystko, żeby tylko zwrócić na siebie uwagę, żeby się pośmiać. Nie traktuj tego jak ostatniego zła, w końcu to przecież dziewczyny są mądrzejsze, więc powinnyśmy rozumieć, że po prostu muszą przez to przejść. – Brunetka zamilkła. Po chwili wstała i unikając mojego spojrzenia ruszyła w stronę dormitorium, po drodze bąkając ciche "przepraszam". Patrzyłam, jak znika, w głowie wciąż odtwarzając jej słowa. Może i miała racje, a jednak żaden z nich nie przeprosił. Po prostu uważali, że to była świetna zabawa i chociaż jakaś część mnie przyznawała Alicji rację, druga – ta o wiele większa – wciąż powtarzała, że to zachowanie przedszkolaków. Minęło jeszcze kilkanaście długich minut, zanim w końcu z zaciętą miną chwyciłam torbę i ruszyłam w tą samą stronę, co dziewczyna. Przechodząc przez Pokój Wspólny natknęłam się na chichoczących Huncwotów, jednak nie miałam ochoty na kolejne potyczki słowne, więc ominęłam ich szerokim łukiem i powoli wspięłam się po schodach prowadzących do sypialni szóstoklasistek. Otworzyłam jedne z dwóch par drzwi i weszłam do znanego mi dormitorium. 
Pomieszczenie urządzone było w barwach Gryffindoru – bordowe tapety ze złotymi zdobieniami, ciężkie, aksamitne zasłony zdobiące cztery łóżka, dwa wysokie okna po obu stronach, meble wykonane z ciemnego drewna. Oparłam się o drzwi i uśmiechnęłam w stronę Mary, która wpatrywała się we mnie pytającym wzrokiem.
Powoli ruszyłam w stronę łóżka, mijając po drodze wielką szafę i stolik nocny. Usadowiłam się na nim wygodnie i odłożyłam torbę na bok.
– Gdzie Alicja? – spytałam, uświadamiając sobie, że Gryfonki nie ma w pokoju.
– Bierze prysznic – mruknęła Dorcas, spoglądając na mnie znad Standardowej księgi zaklęć. Czekoladowe włosy upięte miała w niedbałego koka, a na pulchne policzki wpłynął rumieniec, kiedy zauważyła, że przyglądam się jej piżamie w kolorowe króliczki. Starając się nie zachichotać spojrzałam na ostatnie łóżko należące do brązowookiej brunetki i wpatrzyłam w zdjęcie oprawione w złotą ramkę przedstawiające ją w objęciach roześmianego Franka. Obok nich stali Syriusz i James z przejęciem machając w stronę obiektywu. Musiało to być nowe zdjęcie, bowiem postaci trzymały w rękach podręczniki do szóstej klasy.
Moje przemyślenia przerwał odgłos otwieranych drzwi. Z łazienki wyłoniła się Alicja wycierając ręcznikiem mokre włosy. Spojrzała na mnie, po czym przygryzła wargę i sięgnęła po wypracowanie z transmutacji. 
– Lily, wszystko w porządku? – Mary przyglądała mi się badawczo, a ja uśmiechnęłam się krzywo i spojrzałam na nią.
– Taaa... – mruknęłam cicho. – Jestem po prostu zmęczona, chyba już się położę. 
Nie wyglądała na przekonaną, jednak pokiwała delikatnie głową i wciąż mi się przypatrując udała, że szuka czegoś w kufrze.
Złapałam potrzebne rzeczy i skierowałam się w stronę łazienki. Szybko przebrałam się w czarne getry i wyciągniętą koszulkę z nadrukowanym kotem, który przechadzał się w kółko, kiedy spoglądałam na jego odbicie w lustrze. Związałam włosy w kucyka i umyłam zęby, a potem przez krótki moment przyglądałam się sobie. Zielone oczy migotały w świetle magicznej lampki kiedy próbowałam odgadnąć czemu właściwie mam taki podły humor.
Powoli wróciłam do sypialni i ułożyłam się w łóżku, uprzednio zaciągając kotary.
Sen przyszedł szybko i tak samo szybko odszedł. Kiedy po raz kolejny otworzyłam oczy czułam się tak, jakbym spała dosłownie sekundę. Podniosłam się na łokciach i ziewnęłam przeciągle. 
– Lily, wstawaj, bo ja cię wyciągnę z tego łóżka! – doszedł do mnie roześmiany głos Mary. Powoli przecisnęłam się przez zasłony i po cichu zaszłam ją od tyłu, łapiąc w pasie. Dziewczyna wrzasnęła, a ja zaczęłam chichotać. Zaśmiała się także Alicja, kiedy Mary uderzyła mnie poduszką. 
– Tak chcesz się bawić? – zawołałam, rzucając w nią kocem, a ta upadła na łóżko.
– Myślę, że małej Mary należy się nauczka. – Hawkins stanęła obok mnie i zerkając na mnie z uśmiechem pokiwała głową. Obie usiadłyśmy na dziewczynie i zaczęłyśmy ją gilgotać, nie zważając na jej przeraźliwe wrzaski i głośne wybuchy śmiechu.
– Jesteście... Nienormalne... – wysapała, strącając nas z siebie. Padłyśmy obok niej i głośno zaczęłyśmy się śmiać, a Macdonald po chwili przyłączyła się do nas.
Dzień mijał nam w wyśmienitych humorach. Alicja korzystając z mojego dobrego samopoczucia nie wspomniała już ani razu o Huncwotach i starała się, żebym zapomniała o naszej wieczornej wymianie zdań. 
Kiedy po starożytnych runach razem z Lupinem ruszyłam na transmutację czekała na mnie z Mary w połowie korytarza na pierwszym piętrze. Śmiejąc się weszliśmy do klasy i rozdzieliliśmy. Remus ruszył w stronę reszty Huncwotów, a Alicja pobiegła przywitać się z Dorcas. Razem z Mary usiadłyśmy w drugiej ławce i wyjęłyśmy podręczniki. 
Lekcje transmutacji już dawno przestały być uważane przez uczniów za łatwe. Jak i tym razem, dwu godzinne tortury zakończyły się umiarkowanym sukcesem. Pod koniec lekcji zaledwie garstka osób przemieniła starą pozytywkę w małą klatkę dla myszy. Kiedy wychodziłyśmy z klasy Syriusz uskarżał się, że jego klatka wciąż jest zdobiona motywami roślinnymi, a Peter dostawał reprymendę od McGonagall, która uznała, że skoro nie jest w stanie sprawić, żeby jego (wciąż drewniana) klatka przestała wygrywać melodyjkę hymnu narodowego, może wcale nie powinien dostać się na te zajęcia. Wszystkiemu przyglądali się zdegustowani Krukoni, którzy uczęszczali z nami na transmutację. Po tym wydarzeniu nawet numerologia przestała być taka straszna i kiedy w końcu byliśmy wolni z uśmiechami zeszliśmy na obiad.
– Więc jakie plany na dziś? – spytała Mary zabierając się za swój omlet.
– Pomyślałam, że mogłybyśmy odwiedzić Hagrida – mruknęłam, sięgając po dzban soku dyniowego i wpatrując się w roześmianych Huncwotów i czerwoną na twarzy Alicję, która zeskoczyła z kolan Franka próbując odejść, jednak ten złapał ją za szatę i przyciągnął z powrotem, delikatnie całując. Black zacmokał i wszyscy wybuchnęli gromkim śmiechem.
– Ziemia do Lily! – Zmieszana spojrzałam na przyjaciółkę, która machała mi widelcem przed nosem. – Słuchasz mnie?
– Tak, tak – wymruczałam wracając myślami do naszej rozmowy. Mary spojrzała w bok i pokiwała delikatnie głową.
– Myślę, że to dobry pomysł.
Tak więc dwadzieścia minut później wstałyśmy i ramie w ramie skierowałyśmy się w stronę dębowych drzwi. Idąc przez błonia stwierdziłam, że mogłyśmy wziąć płaszcze. Było przeraźliwie zimno, a wiatr sprawiał, że na kilka sekund nie potrafiłam zaczerpnąć tchu. Kiedy w końcu dotarłyśmy do drewnianej chatki gajowego z ulgą zapukałyśmy.
– O cholibka, Lily, Mary! A już myślałem, że zapomniałyście o ulubionym pedagogu.
– Jakbyśmy mogły – zawołała moja towarzyszka, szczerząc się w jego kierunku. Olbrzym zamknął za nami drzwi i ruszył w stronę paleniska. 
– To jak, herbatki, nie?
Pokiwałam głową i usiadłam przy stole. Hagrid z uśmiechem krzątał się po izbie, aż w końcu usadowił się na przeciwko i z dumą zaczął opowiadać o swoich grządkowych poczynaniach. Uśmiechnęłam się ciepło widząc, jak sprzecza się z Mary o prawidłową dawkę nawozu z much siatkoskrzydłych i mimowolnie wróciłam wspomnieniami do kilku ostatnich dni.
Wciąż przetrawiałam słowa Alicji i wiedziałam, że miała rację. Ale jakiejś części mnie po prostu łatwiej było zaakceptować fakt, iż Remus jest tylko ofiarą tych dowcipnisiów. Co pewnie było głupie z mojej strony.
– Coś cię gryzie, Lily? – zapytał Hagrid, spoglądając na mnie znad stołu.
– Nie, po prostu mamy dużo nauki.
– Szósty rok to nie przelewki, ot co. Ale dacie radę. Kto jak nie wy, co?
– No właśnie – odpowiedziała Mary, uśmiechając się.
Resztę popołudnia spędziliśmy dyskutując nad tegorocznymi zbiorami i zbliżającą się jesienią. Hagrid zabawiał nas opowieściami nad problemami z jedną ze szklarni, rozwlekając się na temat roślin, które pomagał w wakacje hodować Profesor Sprout. Zanim się spostrzegliśmy, zapadł zmierzch. Westchnęłam cicho, dopijając zimną już herbatę. 
– Chyba będziemy musiały się już zbierać. – Gajowy pokiwał powoli głową i wpatrzył się we mnie, kiedy hałaśliwie wydmuchałam nos. 
– No, Lily, tylko mi się nie przezięb. Ostatnio pogoda nie jest najlepsza. Wrzesień w tym roku nie jest dla nas łaskawy, ot co...
Pożegnałyśmy się z Hagridem i szybkim krokiem ruszyłyśmy w stronę zamku. Kiedy doszłyśmy do Pokoju Wspólnego wybiła dwudziesta. Naprawdę aż tyle nam zeszło?
Rozejrzałam się i z niechęcią stwierdziłam, że wszystkie znajome twarze znajdowały się przy kominku – w towarzystwie Huncwotów. Jakoś lepiej czułam się będąc z dala od nich.
– Mary, wiesz, ja chyba pójdę jeszcze po coś do biblioteki. Pomyślałam, że może zabiorę się za to wypracowanie dla McGonagall, ale kompletnie zapomniałam o wypożyczeniu takiej jednej książki i... – pomimo, że dziewczyna wiedziała, że nie mówię całej prawdy, pokiwała głową i westchnęła. Spojrzała w stronę Gryfonów, co uczyniłam i ja. Kiedy napotkałam zaciekawiony wzrok Jamesa, odwróciłam głowę. 
– W takim razie będę w dormitorium – bąknęła Mary, ruszając w stronę schodów. Przyglądałam się jak odchodzi i westchnęłam cicho. Pomimo tego, jak towarzyska wydawała się być na pierwszy rzut oka, dobrze wiedziałam, że miała problem z byciem otwartą. Nigdy mi to nie przeszkadzało, byłam przyzwyczajona do tego, że zawsze trzymałyśmy się tylko we dwie, i choć czasem martwiłam się o nią, gdzieś w głębi wiedziałam, że wolałam taki obrót spraw. Później ogarniało mnie poczucie winy i wytykałam sobie, że chce zatrzymać ją tylko dla siebie. Czy byłam dobrą przyjaciółką? A może powinnam była zachęcać ją do spędzania czasu z Gryfonami? Poczułam, jak coś przewala się w moim żołądku, kiedy pomyślałam, że mogłabym zostać sama. Kiedyś miałam jeszcze Severusa. Teraz została mi tylko ona. Nie, Lily, odezwał się cichy głos w mojej głowie. Nie zrobiłaś nic złego. Ignorując uporczywy wzrok Pottera odwróciłam się i wyszłam z wierzy. Ruszyłam ciemnym korytarzem w ciszy rozmyślając o Mary. Z oddali dobiegł mnie odgłos uchylanego portretu Grubej Damy więc odwróciłam się, jednak nikogo nie zauważyłam. 
– Świetnie, a więc teraz masz jeszcze jakieś urojenia, Lily – mruknęłam cicho i w otulającej mnie ciszy ruszyłam w stronę czwartego piętra. 
Kiedy dotarłam do biblioteki z westchnieniem stwierdziłam, że tak naprawdę nie mam pojęcia, jaką książkę mogłabym wypożyczyć. Zaczęłam więc przechadzać się pomiędzy regałami, co chwila wyciągając co ciekawszy wolumin, tylko po to, by za chwilę odłożyć go na miejsce. W końcu zrezygnowana oparłam się o szafkę i wpatrzyłam w tysiące ksiąg poukładane w równe rzędy. Zmrużyłam oczy i sięgnęłam po tę oprawioną w bordowy aksamit. Przekartkowałam kilka stron Transmutacji materii martwej i z uśmiechem natrafiłam na rozdział dotyczący zamiany materii. Chwilę później przez moje plecy przeszedł dreszcz, a ja poczułam czyjeś spojrzenie na sobie. Uniosłam głowę znad książki, jednak alejka była pusta. Zmarszczyłam brwi i rozglądnęłam się dookoła. W bibliotece panowała cisza, przerywana jedynie odgłosem przewracanych stronic. Powoli zamknęłam bordową księgę i odwróciłam się chcąc odejść, jednak widząc przed sobą czarne oczy wpatrzonego we mnie Ślizgona z cichym okrzykiem zdumienia cofnęłam się. Severus.
Chłopak wpatrywał się we mnie ciekawy mojej reakcji, natomiast ja poczułam, że chce stamtąd natychmiast wyjść. Kiedy miałam zamiar postawić pierwszy krok, brunet złapał mnie za ramię i wyszeptał moje imię.
– Puść mnie – mruknęłam cicho.
– Lily, błagam, wysłuchaj mnie.
– Powiedziałam puść – powtórzyłam, delikatnie podnosząc głos. Spojrzałam w oczy Snape'a, który wpatrywał się w przestrzeń za mną z niechęcią na twarzy. Odwróciłam się, jednak alejka była pusta. Wróciłam wzrokiem do chłopaka, który odsunął się ode mnie i spróbował spotkać mój wzrok, jednak zrobiłam wszystko, żeby tylko na niego nie patrzeć. Szybkim krokiem minęłam go i podeszłam do pani Pince, szkolnej bibliotekarki. Kiedy spisywała numer księgi rozległ się huk, a z alejki z której wyszłam wydobyły się tumany kurzu. Kobieta z wściekłym okrzykiem zerwała się z miejsca i podbiegła do półek, a ja ruszyłam za nią. 
– Co tu się do diabła wyprawia?! Ty! – wrzasnęła, wskazując na Snape'a, który podnosił się z podłogi, odrzucając spoczywające na nim podręczniki, co doprowadziło Irmę Pince do prawdziwej furii. Każdy wiedział, że książki były dla niej jak własne dzieci. 
Wpatrywałam się w Ślizgona, który odwrócił się i wściekłym spojrzeniem omiótł pustą alejkę. O co chodziło?
– Jesteś ze Slytherinu prawda?! Pf, przecież to oczywiste! Czysta arogancja, żeby coś takiego... Natychmiast idziemy do opiekuna twojego domu!
Wycofałam się powoli z biblioteki i szybkim krokiem ruszyłam w stronę Wieży Gryffindoru, w głowie odtwarzając wydarzenia z przed kilku minut. Na kogo patrzył Snape, kiedy ze mną rozmawiał? I później, kiedy Pince zaczęła na niego wrzeszczeć? Ktoś tam był, ktoś musiał tam być, prawdopodobnie od momentu kiedy znalazłam się tam ja. Przełknęłam ślinę czując nieprzyjemny skurcz żołądka na myśl, że ktoś przypatrywał mi się w tamtej alejce. Ale na brodę Merlina, ona była pusta! 
Sama nie wiedziałam, kiedy przeszłam pod portretem Grubej Damy i wpadłam do pełnego uczniów Pokoju Wspólnego. Rzuciłam się na jeden z foteli i zamknęłam oczy. Co jest grane?
– Lily? – Spojrzałam w kierunku Alicji, która zatroskana przyglądała mi się oparta o sofę. Podniosłam wzrok na resztę znajomych. Lupin zmarszczył brwi spoglądając gdzieś ponad mnie. Powędrowałam za jego spojrzeniem i zobaczyłam zadyszanego Jamesa, który starając się na mnie nie patrzeć kiwnął głową na chłopaków. Ci natychmiast poderwali się z siedzeń i razem ruszyli w stronę dormitorium.
– Co jest... – mruknęła Hawkins, wstając. – Lily?
Ale sama nie wiedziałam o co może chodzić. Pokiwałam powoli głową i spojrzałam ponownie w stronę znikających na schodach Gryfonów.
– Chłopcy – mruknęła cicho brunetka rzucając się z powrotem na sofę.
Tak... Wstałam i ignorując pytające spojrzenie Alicji skierowałam się w stronę sypialni. W środku znalazłam Mary. Podeszłam do niej i rzuciłam się na swoje łóżko streszczając jej wszystko. Kiedy skończyłam otworzyła usta i zmarszczyła brwi.
– Ale chyba nie myślisz... Przecież to nie mógł być James, prawda? – spytała.
– Chyba już nic nie myślę... – mruknęłam cicho, ukrywając twarz w dłoniach.






Przepraszam Was bardzo, ale wczoraj nie miałam już sił żeby tu zajrzeć i dodać nowy rozdział. Szczerze mówiąc dalej najchętniej zakopałabym się w pościeli, ale czeka na mnie matma, bo po wywiadówce już wiem, że mam z nią przekichane i naprawdę będę musiała do niej przysiąść, żeby sobie do końca nie zawalić.
Rozdział jest słaby, o ile wcześniej mi się podobał, tak teraz po prostu na niego przystaję. Gdzie się podziała ta cała wena i zapał do pisania ja się pytam?
Kolejny dopiero za długie czternaście dni, z racji ciężkiego tygodnia, który już pograża mi ręką i czyha na mnie z widmem sprawdzianów. Mam nadzieję, że znajdę dość czasu żeby szybko nadrobić zaległości w kolejnych rozdziałach i może nawet wróci do mnie ta dobra passa pisania codziennie jednego za drugim?
Na koniec wspomnę tylko o nowej zakładce, która pojawiła się w menu, a mianowicie o "Pokrótce, czyli plan wydarzeń". Tak sobie pomyślałam, że ja sama często gubię się w fabule, zwłaszcza kiedy czytam kilka opowiadań i potem zastanawiam się co ostatnio się działo, albo czy to o czym myślę miało miejsce w tej historii, a może w innej. Postanowiłam więc zrobić krótkie, wypunktowane przypomnienie w formie przypominającej plan wydarzeń, aby szybko można było sobie odświeżyć wiadomości. 
Hm, to by było na tyle. Miłego weekendu i do zobaczenia 18 kwietnia, może od następnego razu przerwy między rozdziałami będą krótsze, zobaczymy. Trzymajcie się!


CZYTASZ = KOMENTUJESZ

8 komentarzy:

  1. Melduję się :)
    Wybacz, że komentuję tak późno. Codziennie zbierałam się, żeby coś tu po sobie zostawić, ale dopiero dzisiaj w końcu zaczęłam pisać.
    W dalszym ciągu denerwuje mnie Lily. Nie zbyt mocno, ale jednak. Pisałaś, że będzie dziecinna i w ogóle, ale po prostu dotyka mnie to niesprawiedliwe traktowanie. Choć w sumie... w końcu zrobił coś czego nie powinien. Właśnie! Snape w bibliotece! Szkoda mi go. Każdy zasługuje na drugą szansę :(
    Ale nie tylko Severus tam był w bibliotece :3 Naprawdę niecierpliwie czekam, aż to wszystko się rozwinie. Wiem, że komentarz krótki i ogólnie nie za dobry, ale ostatnio zupełnie mi komentowanie nie wychodzi. Napiszę tak pokrótce: bardzo dobrze czyta się Twoje rozdziały. Masz cudowny styl pisania i cieszę się, że trafiłam na tego bloga.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, mnie samej już trochę nie podchodzi zachowanie Lily, a że nie chcę z niej robić stereotypowej Lily Evans, to już niedługo powinno się trochę pozmieniać :)
      Też zawsze mi przykro z powodu Snape'a, dlatego jego temat jeszcze się tu kilka razy przewinie.
      Dziękuję za miłe słowa i za komentarz, liczy się nawet ten najkrótszy bo daje motywacje :) Pozdrawiam cieplutko, Atelier

      Usuń
  2. Rozdział bardzo dobry i ciekawy :) Znów te przeklęte przecinki tylko mi przeszkadzały...
    "Idę" czytać dalej :D
    Lily

    OdpowiedzUsuń
  3. W luj, t o jest tak dobre, że ledwo zmuszam się, by nie pomijać niektórych akapitów, tak się śpieszę, żeby przeczytać nn... Kocham twoje opowiadania!

    OdpowiedzUsuń
  4. Aż miło mi dorwać się do kolejnego rozdziału, po dniu tak beznadziejnym jak ten. Niby nie zrobiłam ze sobą kompletnie nic, ale czuję się tak strasznie, strasznie wyposzczona...
    Wiesz, zastanawiałam się tylko, czytając to, czy Irma nie była niewiele starsza od Lily i Jamesa. W sumie to chyba bez znaczenia. Ja pozwoliłam sobie zrobić własną postać bibliotekarki, co chyba robi z mojego opowiadania jakąś karykaturę. No ale cóż.
    Sytuacja z biblioteki bardzo, ale to bardzo mi się podobała. To śmieszne czytać coś i widzieć, kto za tym stoi. To jakby pochłonąć wszystkie rozumy świata. Aż czuję się mądrzejsza o jakąś małą cząstkę, choć to niemożliwe.
    Kochana, jeśli w wakacje nie dostanę kolejnej części, to jakimś cudem teleportuję się tam obok ciebie i zedrę z ciebie skórę. Wydaje mi się, że czytając opowiadania innych jakbym nabierała pewnego dystansu do swoich wypocin i starała się je lepiej oszlifować. Cóż, ktoś kto twierdził, że dobry pisarz to taki, który dużo czyta, chyba miał rację, bo odkąd zabrałam się za czytanie twojego opowiadania, Acrimonii, EKP i pewnej Lucy, zwyczajnie robię minimalne postępy.
    Zaraz zabiorę się do kolejnego rozdziału. Przynajmniej dwa przeczytam zanim zacznę bazgrać znów u siebie.
    Pozdrawiam cię cieplutko,
    Gemma.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm, w sumie za czasów Harry'ego Irma jest dosyć stara, więc jakieś 15 lat wcześniej nie musiała być niewiele starsza od Lily - spokojnie mogła mieć z 40 lat, a nawet i więcej, bo jak wiadomo czarodzieje żyją dłużej :D
      Haha, wiem coś o tym czuciu się jak bóg, też jak czytam te fragmenty z Jamesem pod peleryną niewidką to się czuję mądra bo wiem o co chodzi :D

      Usuń
  5. Serwus! Wpadłam dziś na twojego bloga i powiem tak... piszesz fantastycznie :) Chyba mi się ze dwa razy zdarzyło, że źle było zbudowane zdanie (nie wiem w jakim rozdziale), ale to moja drobna uwaga. Świetnie budujesz fabułę i dam Ci radę - nie śpiesz się z akcją. Daj trochę czytelnikom niecierpliwości; że tak powiem - delektuj się danymi scenami, opisuj przemyślenia, odczucia - zawsze wychodzą z tego morały :) Jeśli w dalszych rozdziałach tak robisz to przepraszam, jeszcze nie wyczułam tego u Ciebie :) No i wtedy gratuluję, bo wiele osób pędzi do akcji - co ja uważam osobiście - i popełnia poważny błąd (wg mnie) :)
    W każdym razie będę czekać na drugą część jak skończę pierwszą, więc masz już wierną czytelniczkę. :3
    Jeśli chcesz, mogę zostawiać komentarz pod każdym rozdziałem i moimi uwagami i przemyśleniami (nigdy niedezmotywuje, więc spokojnie ;p).
    Pozdrawiam i życzę wiele weny i pomysłowości na nowe rozdziały (jak i blogi)! Dv.
    PS Zapraszam do mnie: http://syriusz-inna-historia.blogspot.com/ Nie jest to artydzieło, ale chętnie uczę się na błędach i przyjmuje krytykę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm, jestem raczej znana z rozciągania akcji, więc może w kolejnych rozdziałach inaczej to będziesz odbierać :D
      Bardzo mi miło, że Ci się podoba! I chętnie poczytałam reakcje na każdy rozdział, więc jeśli chcesz komentować, to ja bardzo chętnie! :D
      I na pewno zajrzę do Ciebie :)

      Usuń