piątek, 10 sierpnia 2018

22. Niespodziewanie cz.III

dla Elitarnych,
które darzę ambiwalencją uczuć.


Stałam w ciszy, wpatrując się w jeden punkt. Moje serce wciąż biło nieregularnie, a w głowie kotłowało się milion myśli.
Mówiła o mnie, prawda?
Kogo innego miałaby na myśli.
Ale zaraz, powiedział cichy głosik w mojej głowie. To co on właściwie sobie wyobraża?!
Osunęłam się na krzesło, czując, jak wzbierają we mnie emocje. Wewnętrzna Lily miała rację. Co on sobie wyobrażał? Najpierw za mną łaził, a potem dobrał się do Maryl. Dawał mi nadzieję, a ja głupia się nakręcałam. Przez moment twierdziłam nawet, że go lubię. Lubię go. JA. Jego! A on kontynuował z robieniem mi nadziei, aż w tym głupim pociągu zrozumiałam, że nic się między nami nie zmieniło. Mogliśmy się przyjaźnić, ale wciąż nie znosiłam tego, jak się do mnie odnosił. Powiedziałam mu, że zgrywa bohatera, a on znalazł sobie inną!
I co z tego, że ta jego inna właśnie stwierdziła, że pewnie mocno mnie kocha. Nie obchodzi mnie to! Może mu się co najwyżej wydawać, że tak jest. Bo James nie umiał dojrzeć.
To znaczy może i dojrzał przez te wakacje. Ale w ciągu ostatniego półrocza regularnie udowadniał mi, że emocjonalnie wciąż jest tym samym Potterem, co zawsze.
Wcale nie chciałam się znowu nakręcać. Po dziurki w nosie miałam tej zabawy w kotka i myszkę.
– Dość tego – powiedziałam pod nosem, zaciskając pięść i podnosząc się z krzesła. 
– Dość czego?
Wrzasnęłam, odskakując na bok. Za moimi plecami stała Mary, na której twarzy malował się obraz zaskoczenia.
– Merlinie, wystraszyłaś mnie!
– Ty mnie też! Długo nie wracałaś, więc poszłam poszukać i ciebie, i tych pianek. I czego dość?
Spojrzałam na moją przyjaciółkę, próbując uspokoić oddech. 
– Dość przeszukiwania twojego domu, sama sobie szukaj tych pianek.
Przez moment nie wiedziałam, czemu skłamałam, ale potem doszło to do mnie, zupełnie jakbym od początku to planowała.
Nie chciałam o tym rozmawiać. Nie chciałam tego wywlekać. Nie chciałam zastanawiać się, co to mogło znaczyć.
To była tylko rozmowa dwójki przyjaciół, totalnie nie przeznaczona do moich uszu. A ja zamierzałam przejść nad nią do porządku dziennego. Może nawet to dzięki niej w końcu znalazłam odpowiedź na dręczące mnie pytanie co dalej.
– No dobra – skwitowała to Mary, przyglądając mi się podejrzliwie i ruszając w kierunku chlebaka, z którego wyciągnęła nowe opakowanie pianek.
– Co? Były tutaj?! – spytałam, unosząc ręce.
– Przecież byłaś obok, jak je tam wkładałam.
– Kto normalny wkłada pianki do chlebaka?
– Nawet nie będę zaczynała tej rozmowy – odrzekła Mary, kręcąc w rozbawieniu głową. – Idziesz?
– Tak, idę – mruknęłam, ruszając za nią.

Dziwnie było o tym nie myśleć. I dziwnie było siedzieć tam, wciąż i wciąż słuchać o tym, że już za chwile mieliśmy wrócić do Hogwartu. Wszyscy wydawali się dziwnie podekscytowani. Dlatego kiedy w końcu ukryłam się w łóżku, poczułam ulgę.
– Koniec z rozmyślaniem – szepnęłam sama do siebie, poprawiając poduszkę. Do tej pory zamęczanie się daleko mnie nie zaprowadziło.
Sierpień pożegnał nas rekordowo wysokimi temperaturami. Ostatni weekend wakacji spędziłyśmy na obijaniu się i wyobrażaniu sobie, jak będzie wyglądał nasz ostatni rok. Louis dotrzymywał nam towarzystwa kiedy tylko mógł. Zrobił się dziwnie miły, a w sobotni poranek zaproponował, że sam poodwozi naszych znajomych. Być może to wszystko miało tylko przyćmić naszą uwagę, bo kiedy pierwszego września obudził mnie krzyk Mary, nagle wszystko nabrało sensu.
– Przyszył mnie! Przyszył mnie do własnego łóżka! – wrzasnęła, rzucając wściekle głową. – Zabiję go! LOUIS! 
Dorcas zachichotała, spadając z materaca rozłożonego na ziemi, a ja uśmiechnęłam się pod nosem, przyglądając się swojej przyjaciółce.
– Nie patrz się tak, tylko mi pomóż! – krzyknęła oburzona.
– No dobrze, już pomagam – zaśmiałam się, sięgając po różdżkę.
– Gdzie on jest – mruknęła Mary, oswobadzając się z pościeli, po moim zaklęciu. – Jak tylko go znajdę...
– Spokojnie – powiedziała Dorcas, unosząc się na łokciach i kręcąc głową w rozbawieniu. – Zabójstwo w afekcie to wciąż zabójstwo.
– Nie obchodzi mnie, czy będzie w afekcie czy nie, powyrywam mu nogi z dupy jak go zobaczę...
Louis jednak rozpłynął się w powietrzu, więc rozwścieczona Mary nie miała innego wyboru, jak ograniczyć swoją zemstę do prychania pod nosem i wściekłego nakłuwania bekonu widelcem.
Dorcas za to tryskała humorem przez cały poranek, nucąc pod nosem piosenki lecące w czarodziejskim radiu. Podczas kiedy pani Macdonald biegała po domu, uchylając się pod pędzącymi patelniami, sztućcami, zacerowaną parą skarpetek zmierzającą do kufra i listą sprawunków, która podskakiwała za nią gdziekolwiek nie poszła, Meadowes zdążyła wsunąć dwie kiełbaski, trzy świeżo upieczone rogaliki z marmoladą i dużą bułkę z rodzynkami. 
– Gdzie ty to mieścisz? – spytałam, obserwując, jak zabiera się do kolejnego rogalika.
– Nie interere – powiedziała Dorcas, wystawiając mi język.
Punkt dziewiąta wszystkie trzy staszczyłyśmy nasze kufry po schodach, w akompaniamencie jęków Mary, która pakując się spostrzegła, że w nocy Louis powyciągał jej z kufra całą bieliznę.
– Zbereźnik, wredny podglądacz i rodzinny pedofil – warknęła, następując mi na stopę.
– Patrz pod nogi – mruknęłam, natychmiast ją zabierając.
– Gdzie on właściwie się podział?
– Musiał wcześniej pojechać do Ministerstwa – powiedział ojciec Mary, stając w drzwiach. – Gotowe?
– Jeszcze tylko... gdzie moje buty?
– Zgubiłaś buty? – spytała Dorcas, opierając dłonie w talii.
– Nie, jestem pewna, że gdzieś tu... LOUIS!
Macdonald była tak wściekła, że prawie zmiażdżyła mi drugą stopę, rzucając swoim kufrem.
– To przechodzi ludzkie pojęcie – warczała pod nosem, schylając się i sprawdzając pod szafkami. Znalezienie butów zajęło jej kolejne dziesięć minut, więc zanim zapakowaliśmy się do auta i dotarliśmy na dworzec, była dziesiąta trzydzieści. Ojciec Mary pomógł nam wtaszczyć kufry na wózki, a później odprowadził na przejście między peronami.
– Tato, nie musisz – mruknęła Macdonald, szurając butami.
– Muszę – odrzekł, rozglądając się po peronie, jakby z tłumu miał zaraz wyskoczyć na nas morderca. Jego spojrzenie zatrzymało się na dłużej na mężczyźnie w ciemnym garniturze w prążki.
– Myślisz, że to...
– Auror – dokończyłam, spoglądając na Dorcas. – Ministerstwo nie może sobie pozwolić na kolejną taką sytuację, więc jest to całkiem prawdopodobne.
Meadowes pokiwała głową, przyglądając mu się badawczo.
– Lily?
Podniosłam głowę i obejrzałam się. Z tłumu wyłoniła się moja mama, trzymając w rękach wiklinowy kosz.
– Rosie wydawała się taka smutna, wariowała bez ciebie, ten kot, nie wiem jak, ale chyba wiedziała, że wyjeżdżasz, do rana stała przy drzwiach, a ja nie mogłam już na to patrzeć... – przerwała, zaciskając usta.
– Och, mamo – mruknęłam, przytulając ją. Z koszyka doszło nas głośne miauknięcie. Wiedziałam, że była to tylko wymówka, żeby mogła przyjechać się ze mną zobaczyć, ale mimo wszystko byłam jej wdzięczna, że to zrobiła.
– Proszę, obiecaj, że będziesz pisać...
– Obiecuję.
– ... i że będziesz na siebie uważać, zero wałęsania się po ciemku, ani wymykania z zamku...
– Mamo...
– Mówię serio – powiedziała, patrząc mi w oczy. – Obiecaj.
– Obiecuję – szepnęłam, wtulając się w nią mocno.
– No dobrze, to leć już. Ale uważaj na siebie!
– Będę tęsknić.
– Ja też – szepnęła mama, całując mnie w czoło.
Mary i Dorcas przyglądały mi się, kiedy brałam koszyk z Rosie.
– Więc jednak nie zostanie w domu?
– Hogwart to jej dom – szepnęłam, ostatni raz spoglądając na machającą mi mamę. Nie potrafiła ukryć zmartwienia, choć milion razy zapewniałam ją, że dam sobie radę, zanim wyjechałam do Mary.
Na peron 9 i 3/4 dostałyśmy się piętnaście minut przed odjazdem pociągu. Było tam dziwnie cicho. Pohukiwanie sów i gwar podekscytowanych głosów zastąpił szelest szat i echo tykającego zegara. Ojciec Mary rozglądał się uważnie, zatrzymując swój wzrok na przechadzających się czarodziejach, szepczących coś do siebie. Większość uczniów siedziała już w pociągu, wyglądając niepewnie przez okna.
– To całkiem przerażające – stwierdziła Meadowes, a Macdonald pokiwała głową. 
– Ciekawe ile osób w ogóle nie wróci do Hogwartu.
– Pewnie sporo – mruknęłam, przyglądając się pustym przedziałom, widocznym przez duże okna. Chwilę później mój wzrok powędrował do sufitu. Wyglądał tak normalnie, jakby nic się tam nie wydarzyło.
– Idziemy do środka? – spytała po chwili Mary, poprawiając uchwyt na rączce od kufra.
– Odprowadzę was – powiedział Selwyn, poklepując córkę po ramieniu.
– Ale tato...
– Nie ma dyskusji. Nie wyjdę stąd, dopóki pociąg nie odjedzie. A teraz idziemy.
Powoli ruszyliśmy w stronę jednego z wejść, z marudzącą Macdonald na czele, kiedy ktoś znowu zawołał moje imię.
– Lily!
Odwróciłam się, szukając wzrokiem właściciela głosu, kiedy zza zapłakanej kobiety przytulającej syna, wychylił się nie kto inny, jak sam James Potter.
– Lily, hej, wszędzie cię szukałem.
– W celu? – spytałam, przyglądając się mu. Był zdyszany, a jego włosy były w odrobinę większym nieładzie niż zazwyczaj.
– Spotkanie Prefektów, prowadzimy je w tym roku, pamiętasz?
– Och, no tak! – powiedziałam, czując, że się rumienię. Totalnie zapomniałam o tym, że oprócz narzekania na spędzanie czasu z Potterem w tym roku, powinnam też ułożyć jakiś plan na to durne spotkanie.
– Totalnie zapomniałaś – rzucił, jakby czytał mi w myślach.
– Co, nie, ja... no dobra, totalnie zapomniałam – rzuciłam, przedrzeźniając go.
– Merlinie, Lily – westchnął James, kręcąc głową, a po chwili przybrał na twarz udawaną powagę. – Jak dobrze, że chociaż jedno z nas wzięło tą sprawę na poważnie.
– Hej! Biorę to na poważnie! – zawołałam uderzając go w ramię.
– No dobra już, dobra. Idź się odpraw, bo później cię nie przepuszczą.
– Odpraw?
Spojrzałam na niego pytająco, a on wskazał na wejście, przy którym zatrzymały się dziewczyny. Na schodkach stała dwójka czarodziejów, sprawdzając coś na trzymanych przez nich pergaminach.
– Z czego wykonana jest różdżka?
– Już mówiłam, orzech, włókno smoczego serca – jęknęła Dorcas, spoglądając na Mary.
– Przecież już wszystko sprawdziliście, wpuśćcie je już do wagonu – powiedział Pan Macdonald, zakładając na siebie ręce.
– No dobrze, który przedział?
– Nasz. To znaczy Potter, Black, Lupin, Pettigrew – wtrącił się James.
– A pan to...?
– Potter. Już się odprawiałem. Prefekt Naczelny. Tak jak ona, Lily Evans – dodał, wskazując na mnie. Jeden z czarodziejów powędrował wzrokiem za jego ręką i zmrużył podejrzliwie oczy, a drugi pochylił się nad pergaminem?
– Różdżka?
– Wierzba, dziesięć i jedna czwarta cala, włos jednorożca.
– Czy to naprawdę konieczne? – spytała Mary, a drugi z czarodziejów zgromił ją wzrokiem.
– W porządku, możecie iść – powiedział jego towarzysz, odsuwając się, żeby nas przepuścić.
– Dajcie, pomogę wam.
– Weźmiecie kufer Lily? – spytał James. – A my pójdziemy się przygotować.
– Okej – powiedziała Mary, uśmiechając się i biorąc ode mnie kosz z Rosie.
– Chodź.
James złapał mnie za ramię i pociągnął w stronę pierwszego wagonu.
W środku wszystko wyglądało tak samo jak w innych, przedział dla perfektów różnił się jedynie tym, że był dłuższy i było tam więcej miejsc siedzących. James puścił mnie przodem, a potem wyciągnął z kieszeni pogniecioną kartkę i rozprostował ją na stoliku.
– No co – mruknął, widząc moją minę. – Ja się przynajmniej przygotowałem.
– Przecież nic nie mówię. No dobra, to co tam masz?
– Więc tak. Pisałem do McGonagall...
– Pisałeś do McGonagall?
– Tak, możesz mi nie przerywać? Więc, pisałem do McGonagall, żeby się dowiedzieć, co dokładnie mamy robić.
Przez sekundę czy dwie, stałam z otwartymi ustami, nie rozumiejąc, co właśnie się stało. James? Piszący do nauczyciela? Martwiący się o swoją pracę? Na gacie merlina. Dopiero po chwili otrząsnęłam się z szoku, a na moje usta wypłynął złośliwy uśmieszek.
– Napisałeś do niej "dzień dobry, co dokładnie mamy robić"?
– Grabisz sobie.
– No i co powiedziała? – spytałam chichocząc. Tak zabawne było obserwowanie, jak się starał. Po raz pierwszy to ja naśmiewałam się z niego, a nie na odwrót!
– Że mamy omówić podstawowe rzeczy, takie jak prawa i obowiązki, plan dyżurów możemy przygotować na weekendzie i rozdać go w zamku. No i możemy ustalić termin kolejnego spotkania.
– Trzeba będzie powiedzieć jeszcze coś o raportach.
James pokiwał głową.
– A kolejne spotkanie?
– Myślę, że raz na miesiąc wystarczy. Więc kolejne... jakoś na początku października. Damy im jeszcze znać.
– Okej.
Kiedy oboje zamilkliśmy (choć mi wciąż ciężko było utrzymać powagę), zza drzwi dobiegł nas odgłos kroków. Po chwili do przedziału weszły dwie rozchichotane Puchonki z szóstego roku i grupa Ślizgonów. Zaraz za nimi wpadł uśmiechnięty, blondyn, który przechodząc obok, skinął głową i powiedział głośne "cześć!".
– Cześć – odpowiedziałam, a chłopak poszerzył uśmiech i usiadł na jednym z wolnych miejsc.
– Znasz go?
– Nigdy wcześniej go nie widziałam – przyznałam, spoglądając ponownie na chłopaka, który założył nogę na nogę i zaczął bawić się sznurówkami czerwonych trampek.
– I jak, gotowi?
Oboje obróciliśmy się w stronę uśmiechniętej Mary, która weszła do przedziału razem z Lupinem.
– Nie – odpowiedzieliśmy zgodnie z Jamesem.
– Bardziej gotowi już nie będziecie. Cześć Lily – powiedział Lunatyk, podchodząc bliżej i mnie przytulając.
– Witaj Remusie.
– I jak ci się podoba praca z Jamesem?
– No wiesz... – zaczęłam ze skwaszoną miną, co ewidentnie podburzyło Rogacza.
– Hola hola, to ona się w ogóle nie przygotowała!
– No przecież się tylko droczę – zachichotałam.
– Dobra, chyba czas zaczynać – szepnęła Mary, dyskretnie pokazując na zapełniony już przedział. – Połamania nóg!
– Och, zamknij się.
Macdonald zachichotała i razem z Remusem zajęli ostatnie wolne miejsca.
– Witajcie – powiedział James, uśmiechając się wesoło. – Pewnie nie spodziewaliście się mnie tutaj...
– Mało powiedziane – zawołał ktoś, a parę osób zachichotało. Potter mrugnął do Nathiasa, siedzącego z innym Krukonem, i potarł ręce.
– Nie zapominaj McRonner, kto będzie układał grafik dyżurów, lepiej się pilnuj. – Kilka osób  ponownie zachichotało. – Ale do rzeczy, bo myślę, że każdy z nas wolałby teraz siedzieć ze znajomymi.
Po tych słowach pociąg szarpnął i ruszył do przodu, powoli nabierając prędkości. Coś niemiło przewaliło się w moim żołądku, a nogi zadygotały. Słowa przestały do mnie docierać, a oczy przykrył woal wspomnień. Zacisnęłam pięści próbując się uspokoić. To nie był dobry moment na atak paniki. Jak przez mgłę dotarł do mnie głos Jamesa.
– ... ale nie przesadzajcie, odejmowanie komuś dwudziestu punktów za bieganie po korytarzu jest bez sensu. To samo tyczy się faworyzowania swoich znajomych. Będąc prefektami, powinniście dawać przykład, a dawanie wolnej ręki i przymykanie oka na przyjaciół nie jest spoko.
– Przyganiał kocioł garnkowi – zaśmiał się ktoś, a ja zamrugałam parokrotnie, czując, że serce zaraz wyskoczy mi z piersi, podczas kiedy huk lokomotywy stawał się coraz głośniejszy. Przerażenie narastało, a ja zaczęłam myśleć o momencie tuż przed wypadkiem, kiedy staliśmy z Jamesem sami, rozmawiając o pierdołach, a świat wydawał się taki spokojny. Myślałam o tych sekundach przed katastrofą, czując, że powoli odpływam.
– No dobra, to jeszcze jedna sprawa, mianowicie raporty. Ale może niech Lily to z wami omówi, bo ona wie o tym zdecydowanie więcej ode mnie – zaśmiał się. – Lily?
Jego spojrzenie powędrowało na mnie i od razu zrozumiał, że coś jest nie tak.
– Hej, Lily, dobrze się czujesz? – spytał, stawiając pierwszy krok w moim kierunku, ale było już za późno. W momencie, w którym na niego spojrzałam, wszystko wróciło, a ja poczułam się znowu bezradna i zrozpaczona. Gwizd lokomotywy zagłuszył moje myśli, nogi ugięły się pode mną, a ja przechyliłam się, czując, że chyba zaraz zemdleję, sekundę przed tym, jak czyjeś ręce złapały mnie w pasie.
– Spokojnie, trzymam cię.
Ktoś pociągnął mnie na korytarz i pomógł oprzeć się o ścianę. Jak przez mgłę, doszedł do mnie głos zmartwionej Mary.
– Jak to się stało? Co się stało?
– Nie wiem, nagle odpłynęła...
– Wracaj do środka James, damy sobie radę.
– Ale...
– No już, ty masz spotkanie do skończenia, my już na takich byliśmy – powiedział Remus.
– Lily, wszystko okej?
Wzrok powoli się wyostrzał, a tętno uspokajało. Ktoś mówił coś obok, ale do mnie nic nie docierało.
 – Proszę, to woda, napij się.
Zamrugałam parę razy i spojrzałam na kucającego przede mną chłopaka. To był ten sam blondyn, który powiedział mi wcześniej cześć.
– Nie gryzę, serio, możesz się napić.
– Dzięki – mruknęłam niemrawo, biorąc od niego butelkę. Z bliska mogłam zobaczyć bliznę przecinającą jego brew i wesołe ogniki tańczące w oczach.
– Wszystko w porządku? Jak się czujesz?
– Chyba tak, nie wiem, ja... – przerwałam, czując, że się czerwienię. – Troszkę źle się poczułam.
– Ale już jest lepiej? – upewniła się Mary. 
– Tak. – Pokiwałam głową czując, że w końcu wraca mi normalny oddech.
– Wracaj do środka – powiedział Remus w kierunku wciąż kucającego blondyna. – Dużo cię ominie, a my i tak już to kiedyś słyszeliśmy, więc nic nie stracimy. Zostaniemy z nią.
– Okej – odpowiedział chłopak, podnosząc się.
– Dziękuję – powiedziałam, uśmiechając się słabo. – Tak w ogóle, to jestem Lily, Lily Evans.
– Simmons, dla przyjaciół Leo – powiedział chłopak, odwzajemniając uśmiech, po czym zniknął w drzwiach przedziału.
Mary przyglądała mi się podejrzliwym wzrokiem jeszcze przez długi czas, jednak nie chciałam rozmawiać z nią o tym, co się stało. Nie chciałam tego rozwlekać, a z pewnością nie potrzebowałam, żeby ktoś się nade mną użalał. Dlatego z ulgą przyjęłam otworzenie się drzwi przedziału i wylanie się z niego rozgadanych prefektów, nawet, jeśli większość z nich przyglądała mi się z ciekawością.
– Super, jeszcze się nie zaczął rok szkolny, a ja już się zbłaźniłam.
– Jak się czujesz? – spytał James, kucając przy mnie.
– Dobrze, ja... po prostu gorzej się poczułam – wydukałam.
– Ale już jest okej?
– Tak, przestańcie się w końcu pytać.
– Okej, okej. To chodź – powiedział James, podając mi rękę. – Wracamy do reszty.
Mary i Remus ruszyli przodem, a ja z Rogaczem zaraz za nimi.
– Powiesz mi, co się stało?
– Nic – mruknęłam, patrząc pod nogi. – Po prostu...
– ...gorzej się poczułaś, tak. Widziałem twój wzrok, Lily – powiedział James, tak cicho, jak to tylko było możliwe. Czułam jego spojrzenie na swojej twarzy, więc uniosłam głowę i zerknęłam na niego. 
– Co chcesz usłyszeć? Spanikowałam trochę i tyle, już jest okej.
I to powiedziawszy, wyprzedziłam go, nie chcąc, by zadał mi jeszcze jakieś pytania. Kiedy dotarliśmy pod nasz przedział, z zewnątrz dochodziły nas zduszone chichoty. Czarodziej przechadzający się po korytarzu spojrzał na nas wymownie.
– A wam co tak wesoło? – spytał Remus, otwierając drzwi.
– Była tu Becka, ta z piątego roku, taka pyzata. Ponoć Lily była tak zachwycona pełnieniem swojej zaszczytnej funkcji z Rogasiem, że aż zemdlała z wrażenia!
– Kto tak twierdzi? – spytałam, spoglądając na rechoczącego Syriusza, który klepał Petera po plecach.
– Wszyscy.
– Zostawić was na dziesięć minut – westchnęła Dorcas, ostentacyjnie przewracając oczami.
– Ale przecież nic nie... – zaczęłam, kiedy reszta znów wybuchła śmiechem. – Co jest tak śmieszne? – spytałam, zwężając oczy i spoglądając na usadawiających się Gryfonów.
{high hopes dla Kasi}
– Nie obraź się, Lily, ale dobrze wiemy, że ty byś nigdy tego nie zrobiła – stwierdził Remus, siadając koło okna, na przeciwko rozbawionego Jamesa.
– Tak, zemdlenie na prowadzonym przez siebie spotkaniu, to najbardziej szalona rzecz, na jaką się stać.
– Ej, to nieprawda! – krzyknęłam oburzona, a wszyscy spojrzeli na mnie.
– Prawda.
– Przykro mi, Lily, ale Syriusz ma trochę racji – Powiedziała Mary.
– Niby w czym?
– W tym, że jesteś sztywna.
– NIE JESTEM!
– Trochę jesteś – przyznała Dorcas. – Ale to dobrze, ktoś musi nas hamować!
– Jesteście absolutnie nie fair.
– Nie prawda – zaprotestował James. 
– Prawda.
– To wymień najbardziej szaloną rzecz, jaką zrobiłaś w swoim życiu.
W przedziale zaległa cisza, a ja zmarszczyłam brwi.
– Zaczęłam się z kumplować z takimi idiotami.
– Sama widzisz.
– W sumie – powiedziała Mary – to jest dosyć szalone. Patrząc na was – tu zerknęła na Huncwotów – Lily jest doprawdy wariatką.
– Ha, ha – mruknął Syriusz. – Musisz przywyknąć do tego Ruda. Jesteś nudziarą.
Zagryzłam wargi, czując przypływ irytacji.
– Jestem tak samo szalona jak i wy. Albo nawet bardziej. Jestem tak szalona, że wy przy mnie wymiękacie.
– Okej, jasne – ziewnął Black. 
– Więc załóż się. Załóż się ze mną o to, że zrobię coś bardziej szalonego. 
– Ode mnie?
– Od was wszystkich razem wziętych – wycedziłam, uśmiechając się.
– Dobra – stwierdził. – Ale wiesz, że właśnie dajesz się podpuścić?
– Nie, walczę tylko o moje dobre imię.
– Dobrze, tylko żeby potem nie było, że nie ostrzegałem. Masz czas do... no dajmy na to, końca podróży. Myśl Ruda, to coś ma mnie ZWALIĆ Z NÓG.
– Zwali – powiedziałam, przedrzeźniając go. Reszta roześmiała się.
– Lily, ty wcale nie jesteś szalona i nie zrozum mnie źle, bo to dobrze! – powiedziała Mary, przesiadając się na miejsce obok mnie. – Nie ma sensu czegoś takiego udowadniać.
– Jestem szalona i czuję się oburzona, że ktoś taki jak ty o tym nie wie, a powinnaś wiedzieć najlepiej!
– Okej, to myśl nad tym, jak udowodnić to tym gamoniom.
Uśmiechnęłam się do niej, a potem spojrzałam na Syriusza, który szczerzył się do mnie z powątpiewaniem. Problem był tylko taki, że... ja naprawdę nie byłam szalona.
Brednie. Każdy może być szalony.
Tak wiec zaczęłam główkować. I szło mi BARDZO mozolnie. Wcale nie pomagały mi rozbawione spojrzenia Gryfonów, ani komentarze rzucane gdzieś mimochodem po drodze. 
– Szalona Lily, podasz mi proszę tą bluzę? Strasznie zimno mi się zrobiło.
– Oczywiście, że nie zrobiłem tych zadań na wakacjach, nie jestem aż TAK szalony, nie to co Lily.
– Lily, chcesz zagrać w Szalonego Durnia?
– Dajcie sobie spokój – mruknęłam w końcu. Za oknami przesuwały się zielone pola, a słońce powoli chyliło się ku zachodowi.
– Masz mało czasu, żeby dać upust swoim szalonym ambicjom.
– Okej, to przestało być śmieszne, przy nazwaniu mnie krejzilką. 
– Cóż mogę powiedzieć, jestem neologistą.
– Kto cię nauczył takich ładnych słów, Łapciu? – spytałam, śmiejąc się. – Wiesz w ogóle co to znaczy?
– Mniej więcej. Kiedyś chodziłem z jakąś Puchonką, która pasjonowała się mugoloznastwem.
James zaśmiał się głośno, wybudzając Petera z drzemki. Mary spojrzała na mnie rozbawiona, a potem wróciła do rozmowy z Dorcas.
– Gdzie tak w ogóle jest Rosie? Jest tutaj dziwnie cicho – mruknęłam, rozglądając się.
– Och, jest tutaj – powiedziała Meadowes, wskazując na półkę nad naszymi głowami.
Zmarszczyłam brwi i sięgnęłam po koszyk, a w tej samej sekundzie rozległ się donośny krzyk.
– Oszalałaś, nie pamiętasz co się stało ostatnim razem jak ją wypuściłaś w pociągu? – James poderwał się na równe nogi. 
Przez parę sekund było całkiem cicho, a potem wszyscy wybuchli śmiechem.
– To ci wyszło.
– Użycie słowa "oszalałaś" nie było tam celowe, okej? – powiedział James, dołączając się do śmiechu.
– Cóż mogę powiedzieć – westchnęłam, kładąc sobie koszyk na kolanach, a wszyscy spojrzeli w moim kierunku. – Chyba jestem aż tak szalona – dodałam dramatycznym głosem.
James uśmiechnął się zabawnie marszcząc nos. 
– No dobra Ruda. Wszyscy wiemy, jak bardzo sromotną porażkę zaraz poniesiesz, a czas nam się kończy, więc dawaj: co takiego szalonego wymyśliłaś?
Wszyscy zamilkli w podekscytowaniu, a ja zamyśliłam się. Miałam coś z tyłu głowy. Coś tak szalonego, że sama się tego bałam. Coś tak piekielnie szalonego, że cały świat czarodziejów powinien był się tego bać! Ale czy sama się tego nie bałam za bardzo, by w ogóle powiedzieć to na głos?
– Lily, wiesz, że nie musisz go słuchać – powiedział James, a ja spojrzałam na niego oburzona.
– Ale wtedy przegram! – zaprotestowałam.
– A ja nie dam ci żyć – powiedział Syriusz, rozkoszując się tym.
– Dajcie spokój, Lily, wszyscy dobrze wiemy, że bycie szaloną to nie twój konik. I mówi ci to król szaleńców – odpowiedział spokojnie James.
– Okej, pominę moment, w którym zwiesz się królem i zgodzę się z tobą. Odpuść – powiedział złośliwie Syriusz.
– Chciałbyś.
– Nie wymyślisz nic bardziej szalonego od nikogo w tym przedziale.
O nie. 
Lily nie!
Nikt nie będzie się ze mnie nabijał.
Och, to będzie koniec. Twój koniec!
Chcą czegoś szalonego? Dam im TYLE szału, że uszami im wycieknie.
Już po nas.
Spojrzałam na Jamesa, czując serce tłukące się w mojej piersi. To była najbardziej szalona rzecz w moim życiu. Och, czy byłam do tego zdolna, tak naprawdę?
Syriusz spojrzał na mnie, a potem pognał za moim wzrokiem i otworzył usta, wpatrując się w Rogacza.
– Nie – powiedział, a na jego twarz wypłynął szeroki uśmiech.
– Tak.
– Nie zrobisz tego – dodał.
– Och, ależ zrobię. I będę w tym bardzo szalona.
– Nie wierzę ci.
– Ktoś mi wyjaśni co się tu dzieje? – powiedziała Mary, spoglądając na tak samo ogłupiałego Jamesa.
– Lily zamierza udawać, że chodzi z Rogasiem – zaświergotał Syriusz. – Powiem ci Ruda, że takiego geniuszu się po tobie nie spodziewałem.
– Co?! – zapytali jednocześnie Remus, James i Dorcas.
– Chodzi? – dodała Mary.
– Och, nie Łapciu, źle mnie zinterpretowałeś. To nie byłoby zbyt szalone. Sprawię, że ludzie uwierzą, że ja i James dopiero się zejdziemy.
– Jakby to było takie trudne – powiedział Remus, a ja spojrzałam na niego z otwartymi ustami. – Żart! To był żart!
– Miesiąc – zachichotał Syriusz, wprawiając Jamesa w stan głupawki.
– Tydzień – poprawiłam Blacka, który zacierał ręce. 
– Miesiąc. A jeśli przegrasz, będę mógł się z ciebie naśmiewać, a ty nie będziesz miała prawa zareagować. Och, będziesz też mi odrabiać zadania domowe. Wszystkie. Do końca roku.
Zwęziłam oczy, wpatrując się w Syriusza. Wzrok wszystkich przeskakiwał od niego do mnie.
– Stoi. Ale jeśli ja wygram, nigdy więcej nie wspomnisz o tym, że jestem sztywna. Och, no i będziesz moim osobistym niewolnikiem. Przez miesiąc.
– Przez tydzień – zaoponował.
– Miesiąc. I to moje ostatnie słowo.
– Stoi – powiedział wyciągając w moim kierunku rękę, którą natychmiast uścisnęłam. – James, przetnij.
– Czy ktoś w ogóle zapytał mnie o zdanie? – zapytał śmiejąc się. – Nie żebym, nie uważał, że to genialna zabawa, ale...
– Przetnij – powiedzieliśmy oboje z Syriuszem, a rozbawiony Potter przejechał ręką po naszych dłoniach.
– Ruda, już nie żyjesz.
– Chciałbyś – powiedziałam, zakładając ręce na piersi.

– To było bardzo szalone. Może nawet za bardzo. Wiesz ty w ogóle w co się wpakowałaś? – spytała Mary, kiedy wysiadałyśmy z pociągu.
– W coś przed czym broniła się... a będzie już z dwa lata. Lily, gdybym tylko wiedział, że wystarczy zakład – powiedział James, wkładając moją rękę pod jego ramię. – Ups, chyba powinienem być ciszej, co jeśli ktoś usłyszy?
– Och zamknij się, jakbym nie widziała, jaką przyjemność ci to sprawia – powiedziałam, odpychając go, a on się zaśmiał. Zaśmiał! Z mojej niedoli! – Powinieneś bardziej mnie wspierać, wiesz? 
– Jako twój przyszły chłopak jestem zdecydowanie tego samego zdania – potwierdził James, kiwając głową. – Hm, skoro to twój zakład, to to ja mam cię zabierać na randki, czy to ty mnie?
– Potter! – krzyknęłam, uderzając go w ramie.
– Och, prawie jak za starych dobrych czasów – rozmarzył się, a ja zachichotałam.
– Powtórzę – powiedziała Macdonald – bo chyba mnie nie słyszeliście, jawnie ze sobą romansując! 
– Spoko, Mary – powiedział Rogacz, uśmiechając się. – Tylko sobie żartujemy. Chętnie pomogę Lily utrzeć nosa temu kretynowi. To był genialny pomysł, Evans, nie wpadłbym na nic bardziej szalonego, serio.
– Dziękuję. Widzisz – zwróciłam się do przyjaciółki. – Wszystko jest w porządku.
Mary zmierzyła mnie wzrokiem i pokręciła głową, ale nic nie powiedziała.
Wieczór był ciepły. Ludzie tłoczyli się na peronie, więc starając się nie pogubić, przecisnęliśmy się przez tłum i jako jedni z pierwszych dotarliśmy do karoc. Pozostałych Gryfonów nie było widać, więc wsiedliśmy w trójkę.
– Myślicie, że są gdzieś za nami? – spytała Mary, wyglądając przez okno.
– A bo ja wiem – powiedział James, wzruszając ramionami. – Myślę, że możemy jechać, tak czy siak wszyscy dotrą do zamku.
Ledwo to powiedział, karoca ruszyła. W powozie zapanowała cisza, przerywana jedynie stukotem kół.
– Wiec co się podkusiło? Serio, chcę wiedzieć – spytała Mary, spoglądając na mnie.
– No cóż, miałam wymyślić coś szalonego, a to była jedyna rzecz, która przyszła mi do głowy.
– Schlebiasz mi, Evans – zachichotał James.
– Och dobrze wiesz o co mi chodzi. Co bardziej szalonego mogłabym robić, niż udawać, że jestem z Rogaczem? Latał za mną przez dwa lata z językiem na wierzchu.
– Pochlebiasz sobie – powiedział Potter, unosząc brwi. Mimo wszystko na jego twarzy malował się szeroki uśmiech.
– Oboje jesteście siebie warci. Nie poznaję cię Lily, serio. A jeszcze rok temu mi się żaliłaś, że...
– Cicho! 
– Mowa o mnie? Co takiego gadała o mnie ta Ruda miłość mego życia?
– Ha, ha, nie odpowiadaj – powiedziałam do Mary, a ona zachichotała.
Parę minut później wspinaliśmy się już po schodach do Wielkiej Sali. Kiedy tylko zobaczyłam zamek, poczułam przyjemne, ciepłe ukłucie w żołądku. Tak bardzo kochałam to miejsce. James zauważył mój wzrok i również się uśmiechnął.
– Nareszcie w domu, co?
– Tak – potwierdziłam, kiwając głową.
Zadowoleni wkroczyliśmy do środka i udaliśmy się w stronę czterech, wciąż opustoszałych stołów. Mary usiadła obok, a Rogacz okrążył nas i usiadł na przeciwko.
– Wciąż nie mogę uwierzyć, że to już ostatni rok – powiedziała cicho Macdonald.
– Ta, ciężko się o tym myśli.
Uśmiechnęłam się smutno, spoglądając w górę, na czarne sklepienie, usiane gwiazdami.
– To zawsze będzie dom – mruknęłam.
– Ale z ciebie marzycielka, Evans.
Syriusz rzucił się na miejsce obok Jamesa i wyszczerzył się.
– Jak tam ostatnie godziny wolności?
– Och udław się.
– Najpierw popatrzę sobie na twoje tortury – rozmarzył się. – Wyobrażasz sobie, jak przyjemne będzie delektowanie się tym przez miesiąc?
– O ile nie przegrasz.
– Złotko, ja nie przegrywam – stwierdził Syriusz, poruszając zabawnie brwiami.
Po chwili do stołu dosiadła się również Dorcas, Remus i Peter, a zaraz za nimi pojawiła się wzburzona Alicja.
– Ten głupi auror przy wejściu nie chciał mnie wpuścić dalej, powiedział, cytuję, "w innych wagonach jest już odpowiednia ilość osób, tylko w tym zostały wolne miejsca" nosz, myślałam, że mnie rozniesie! 
– A gdzie reszta?
– Nie mam pojęcia, jechałam z jakimiś Ślizgonami z drugiego roku, brr.
Alicja usiadła obok i wzdrygnęła się ostentacyjnie.
– Ciebie też miło widzieć – zaśmiałam się, a dziewczyna po chwili zrobiła to samo.
Wielka Sala powoli się zapełniała. Parę minut później gwar wzrósł do tego stopnia, że praktycznie nie dało się usłyszeć osoby siedzącej obok. Przyglądałam się ludziom, a kiedy mój wzrok padł na drzwi do Wielkiej Sali, ujrzałam wślizgująca się Clarie. W tym samym momencie Dumbledore powstał i zapanowała cisza.
– Witajcie w kolejnym roku w Hogwarcie.
– Hej – szepnęłam, kiedy wsunęła się na miejsce na prawo od nas. Patford wydawała się być przestraszona, a jej zaróżowione policzki drgały.
– Widzieliście gdzieś Maryl?
Powoli rozglądnęłam się i pokręciłam głową. Clarie zacisnęła wargi i zgarbiła się.
– Nigdzie nie mogłam jej znaleźć.
– Na pewno gdzieś tu jest – zapewniłam szeptem.
Gryfonka pokiwała głową, jednak nie wyglądała na pocieszoną.
– ...w czerwcu miały miejsce okropne wydarzenia, które wstrząsnęły tą szkołą. To, co się stało, na zawsze pozostanie w naszych sercach. Teraz jednak nadszedł czas na zjednoczenie się i wspieranie. Pokażcie, że jesteście silniejsi, pomóżcie słabszym i dbajcie o wspólne dobro, by już nigdy więcej coś takiego się nie powtórzyło!
Kiedy Dumbledore zamilkł rozległy się ciche brawa. Rozglądnęłam się, spoglądając na kilka zasmuconych twarzy i westchnęłam cicho. James spojrzał na mnie, ale nic nie powiedział. Poczułam za to, jak jego noga opiera się o moją pod stołem.
– Jeszcze nie jesteś moim nie-chłopakiem – wyszeptałam prawie bezgłośnie, tak, aby tylko on mógł to usłyszeć. Rogacz uśmiechnął się, ale nie zabrał nogi.
Chwilę później drzwi sali ponownie się otworzyły, a do środka wkroczyło kilkanaście przestraszonych dzieci. Profesor McGonagall czekała już u szczytu stołów, z Tiarą Przydziału w ręku.
– Jest ich tak mało – wyszeptała Mary, a Remus smutnie pokiwał głową.
– Dziwisz się? Po tym co się stało w czerwcu, pewnie wszyscy bali się wysłać tu swoje dzieci.
Pokiwałam głową, wpatrując się w chłopca, który wystąpił przed szereg, wywołany przez McGonagall.
W sumie było tylko czternastu nowych uczniów. Pięcioro trafiło do Hufflepuffu, czworo do Slytherinu, dwoje do Ravenclawu i troje do Gryffindoru. Kiedy wszyscy usiedli przy swoich stołach, a Dumbledore wygłosił parę słów, stoły ugięły się pod ciężarem jedzenia, a w Wielkiej Sali znów zapanował harmider.
– To takie smutne – mruknęłam, patrząc się na chichoczących pierwszoklasistów. – Nas, z samego Gryffindoru, było prawie tyle, ile ich w sumie. Wyobrażacie to sobie?
– To nie smutne, tylko straszne – stwierdził Black. – Hm, to w sumie jak twoja sromotna przegrana.
– O czym on mówi? – spytała Alicja, a ja przewróciłam oczami, nabijając na widelec opiekanego ziemniaka i celując nim w Syriusza.
– To nie jest temat na teraz. Potem ci wyjaśnię – dodałam, kiedy Gyrfonka uniosła brwi. 
Clarie przez całą kolację zachowywała się dziwnie cicho. Chwilę przed tym, jak talerze zalśniły czystością, zapytałam się jej, co się dzieje.
– Martwię się. Powinna tu być.
– Jak ją spotkasz, to przekaż, że nie ładnie tak porzucać swoich przyjaciół.
– Syriusz! – zganiłam go.
– No co, pewnie siedzi gdzieś z Krukonami i się z nas nabija.
– Pewnie jest w dormitorium, skoro tutaj jej nie ma – zapewniłam ją.
Clarie jednak nie wyglądała na przekonaną. Jak tylko Dumbledore pozwolił udać się nam do łóżek, natychmiast wstała i ruszyła w stronę schodów.
– Co to za tajemnice z Łapą, Lily – spytała Alicja, łapiąc mnie pod ramie. Gryfoni powoli udawali się do wieży.
– Nie tutaj, powiem ci wszystko, ale nie tutaj.
Hawkins pokręciła głową.
– Wariaci.
– Jak się trzymasz tak w ogóle? Bez Franka?
– Jest ciężko. Wciąż nie mogę w to uwierzyć, że go tu nie ma. Chce mi się płakać na samą myśl, że... ugh.
– Będzie dobrze, Ali – mruknęłam, pocierając jej ramię.
– Pewnie przywyknę, ale już tak strasznie tęsknię...
Dojście na górę i wieszająca się na mnie Alicja zmęczyły mnie na tyle, że z ulgą powitałam widok Pokoju Wspólnego. Rozchichotane udałyśmy się na górę i rzuciłyśmy na łóżka.
– O tak, najlepsze łóżko na świecie – wymruczała Dorcas, zatapiając twarz w poduszce.
– A teraz gadaj – przerwała jej Hawkins, podnosząc się na łokciach. – Co to za tajemnica?
– O, uwaga, to będzie hit – powiedziała Mary, uśmiechając się.
– Hej – zachichotałam, rzucając w nią poduszką. I w momencie, w którym Macdonald przymierzała się do oddania mi pięknym za nadobne, do naszych uszu doszedł krzyk. Przerażający, mrożący krew w żyłach, całkiem niespodziewany krzyk.
– Co do... – mruknęła Dorcas, prostując się.
– Czy to...? – zaczęła Mary, jednak przerwałam jej, zeskakując z łóżka.
– Clarie – szepnęłam, i rzuciłam się w kierunku drzwi, a reszta Gryfonek zrobiła to samo.
Drzwi do pokoju obok były uchylone. Kiedy wpadłyśmy do środka, przez chwilę nie wiedziałyśmy, co właściwie się stało. I wtedy ujrzałam zapłakaną Patford, rzucającą nam przerażone spojrzenie.
– Nie ma jej! Nie ma, jej łózko jest puste, nie ma nawet jej rzeczy! – wrzasnęła, zrzucając poduszki z posłania Maryl. – Nie ma kufra, nie ma butów, nie ma jej lusterka, nie ma, nie ma, nie ma jej tutaj! GDZIE ONA JEST?! GDZIE JEST MARYL?!


 Stało się. Napisałam. Dokończyłam. Wymyśliłam. Zwał jak zwał, liczy się to, że w końcu spięłam dupę i wróciłam. Gdzieś w czeluściach bloggera pisze się kolejny rozdział, którego co prawda na razie jest malutko, ale naprawdę postaram się go skończyć w sierpniu. Dorosłość ssie i naprawdę bije pokłony tym, co to piszą regularnie po skończeniu liceum, bo ja naprawdę nie mogę znaleźć na to czasu, albo się do tego zebrać. Albo oba.
Rozdział tak bardzo mi się podoba. Chociaż zardzewiałam i MERLINIE, to były katusze, doprowadzenie tego do w-miarę-dobrego-ale-tylko-trochę stanu. Za to starałam sobie przypomnieć, po co powstało SD i czemu co jakiś czas ktoś znowu nabija wyświetlenia 1 rozdziału i uświadomiłam sobie, że miała to być przede wszystkim zabawa, więęęęc odważyłam się wykorzystać ten mój mało konwencjonalny pomysł zakładu. Chciałabym, żeby to był hołd dla wszystkich starych onetowskich Jily. SD w ogóle od początku miało być takim hołdem, stąd np. taka Mary Macdonald, czy Dorcas. I pomyślałam sobie, czego jeszcze brakuje w SD, co musi się pojawić? Zakład, no tak! (I 7 minut w niebie z udziałem Jamesa i szafy I OBIECUJĘ, że dostarczę wam tej przyjemności, choćbym miała skonać!)
Och, szykuje się taka zabawa! O takie Jily walczyłam!
No dobra, to już poszło w złą stronę, haha.
Wracając, czy nie będzie nieziemsko porozczulać się nad takim typowo stereotypowym Jily? Bo ja już nie mogę się doczekać.
Dodatkowo dla wiernych fanów nie tylko SD, ale również POŚa (wiem, nie bijcie, obiecuję, że z niego też niedługo ściągnę pajęczyny i udobrucham Was hurtowymi ilościami Yvenard!) pojawił się mały smaczek, a mianowicie sam Leo! Och, ale miałam frajdę, wprowadzając go! Co prawda w ogóle ten rozdział był czystą frajdą, ale tu nie o tym. Leo nie odegra dużej roli w SD, bo jego miejsce jest w POŚu, ale skoro pasował fabularno-rocznikowo, to stwierdziłam, że czemu nie! A macie! (Wiem Kasiu, że to Ty najbardziej sikałaś w majtki, jak zobaczyłaś jego imię. No chyba, że już zapomniałaś o naszym kochanym Leo, to wtedy shame on you!)
I chyba to by było na tyle. Bo zaraz się okaże, że to moje krótkie „od autorki” będzie dłuższe od samego rozdziału.
Dodatkowo chciałabym podziękować wszystkim czytelnikom, którzy tutaj zaglądają, kiedy mnie nie ma. W szczególności tym, którzy w tym tygodniu czytali ostatnie rozdziały (mam nadzieję, że miło będzie od razu zabrać się za kontynuację) i jakiejś osóbki, która dzisiaj (sic!) przeczytała prolog i pierwszy rozdział. Widzę to i naprawdę doceniam ;) Jesteście super.
Naprawdę postaram się dodać ten kolejny rozdział w sierpniu.
Przyrzekam.
A jak nie, to będziecie mogli krzyczeć.
Całuję,
Wasza,
         Ati

10 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Na początku napiszę (po raz drugi!), że ja też cię kocham i nienawidzę, Ati!
      Ale przejdźmy do rozdziału!
      Czuję podstęp z tym komentowaniem podczas czytania, ale...
      James, nie podoba mi się to, że zrobiłeś Lily nadzieję, wiesz o tym, skarbie? -,-.
      Przestraszyłam się tego, że ona się przestraszyła Mary, Geez.
      Nie pamiętam Louisa, bo dawno nie czytałam, ale spoko z niego ziomek XD. (to brat Mary?)
      Jeśli to brat Mary i jej zabrał bieliznę, to ja cię XD. Mój brat nawet by nie spojrzał w kierunku mojej XDDD>
      Mama Lily jest urocza, i cant :((.
      Lily będzie na siebie uważać, pan Potter jej pomoże B). (O JEZU, POCZUŁAM TEN FANGIRLING Z #JILY).
      To z tym, że Hogwart to dom ROsie, ryck :<<<.
      JEST JAMES!!!
      FANGIRLING!!!
      AAAAAAAAAA!!!
      James jest taki kochany i, jejuś, brakowało mi go :(.
      Keke, pewnie nie tylko James pisał do McGonagall XD (tak, mam tu na myśli pocałunek jej i Syriusza XD).
      Jakiś gościu chyba... Podrywa Lily...
      MATKO, REMUS!!! CHŁOPIE, KOCHAM CIĘ!
      James jako taki poważny boy to za dużo dla mnie, haha.
      Jejku, jest mi tak szkoda Lily, że o mój Boże :<.
      LEOŚ, KOCHAM CIĘ CAŁYM SERDUCHEM, DZIĘKI ZA TWOJE ISTNIENIE (MIMO IŻ TYLKO W FF).
      Też bym mdlała na miejscu Lily ;). No wiecie, James to jednak James ;).
      Omg, Syriusz jest <3.
      HIGH HOPES DLA KASI, KOCHAM CIĘ, JESTEŚ UWU ♥.
      (Teraz leci mi King Of The Clouds, mmmmmmm).
      Ona pocałuje Jamesa czy co, bo nie mogę się doczekać już XDDD.
      Albo będzie chciała z nim chodzić...
      Syriusz, a z kim ty nie chodziłeś, proszę ja cb...
      WIEDZIAŁAM XD.
      James, z czego ty się śmiejesz XD. Ja wiem, że jesteś zadowolony, bo z pewnością ten miesiąc ci się spodoba, ale XD.
      I tak wiemy, że Syriusz przegra. Biedny mój :(.
      Jako twój przyszły chłopak. U m i e r a m.
      Syriusz, Jezu, wiadomo, że przegrasz, ogarnij się ;;;.
      James oparł swoją nogę o tę Lily, can u believe :))).
      WŁAŚNIE, GDZIE JEST MARYL?
      Dobra, skończyłam!
      Bardzo mi się podobało, Ati, chociaż musiałam wczuć się w Jily. Ale! Jak zwykle SD miało ten klimat B). Nie mogę się doczekać, aż zacznie się akcja ze związkiem Jily XD. Jestem pewna, że James będzie sobie pozwalał, bo , bądźmy szczerzy, kto by tego nie zrobił ^^.
      Mam nadzieję, że pojawi się jeszcze Leoś! I, tak, sikałam w majtki na Leośku, bo za nim tęsknię! :(.
      Obiecuję, że będę naprawdę na ciebie krzyczeć, jak nie będzie kolejnego rozdziału do końca sierpnia, ty zła ;). Potrzebuję osłody przed rozpoczęciem liceum, więc akurat będzie :D.
      Pozdrawiam cię serdecznie i czekam na swoją zapłatę, bo wzięłam to na serio!
      Buziole, Atiś,
      Twoja numer jeden.

      Usuń
    2. Louis to kuzyn Mary. I potwierdzam, jest supi. Powstał tak o, ale będzie go więcej, obiecuję. A co do bielizny, to Louis to taki trochę Syriusz, więc się polubią i razem będą kraść, hazhaha.
      "JEST JAMES" - tyle Kasi do szczęścia potrzeba xddd
      Wait jaki pocałunek, co mnie ominęło, halo...
      W ogóle rozbawiło mnie jak od razu nakierowałaś się na Leo i spytałaś się mnie na priv, do jakiego domu on chodził hahahah, Ty spryciulo.
      No bo tak słuchałam High Hopes i miałam takie aaaaa, Kasia też to lubi, no to musiałam dodać.
      Podoba mi się wizja delektującego się tym miesiącem Jamesa, hahaha, wyobraź sobie że siedzi sobie przy kominku z butelką piwa kremowego i patrzy w ogień i... o nie, nie mogę Ci tego napisać bo właśnie coś wymyśliłam i muszę użyć tego w rozdziale! Hahahahahahaha!
      No przegra, a może nie przegra, kto wie...
      No ta noga to był taki zwiastun ;)
      Cieszę się, że SD miało klimat! A w akcji ze związkiem będziecie musiały mi pomóc haha, bo potrzebuje najbardziej sztampowych sytuacji hahahaah.
      No i dobrze, masz krzyczeć, bardzo. Bić też możesz.
      A zapłacę Ci... hm, może w jakichś fragmentach :D
      Zobaczymy!
      Twoja (autorka) numer jeden
      (buahahahah)
      (tak wiem)
      (na za dużo sobie pozwalam XD)

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. No nie wierzę, będę rozpieszczona

      Usuń
    2. Tak, pewnie będziesz. Chyba, że moje umiejętności komentowania i pamięć na temat SD zawiodą z powodu długiej przerwy... Nie żebym coś sugerowała.
      Ok, zaczynajmyyyy!
      No i widzisz, przez te długie przerwy miałam lekkiego mindfucka o co tu w ogóle chodzi. Twoja wina. T W O J A.
      Tsa, Lily, wcaaaale go nie lubisz. Ani trochę. We all belive you! A ta jego nowa-była co myśli, że James ją kocha to w końcu jest jego nowa-była, kuzynka, przyjaciółka czy kto w końcu, bo nie wiem, czy to ja nie pamiętam, czy to ty tego nie uściśliłaś. So, I'm just gonna call her Captain Obvious or pretend she doesn't exist.
      "– Koniec z rozmyślaniem – szepnęłam sama do siebie, poprawiając poduszkę. Do tej pory zamęczanie się daleko mnie nie zaprowadziło." Jasne, na pewno koniec z rozmyślaniem. Mhm.
      Wait.
      Serio?
      Ona poważnie przestała nad tym rozmyślać? Ale... ale że jak? TAK SIĘ DA?! Halo, to N I E R E A L N E.
      Louis <3 Nie do końca pamiętam, kim on jest (tak, znowu chodzi mi o długie przerwy między rozdziałami. Nie żebym się czepiała czy coś. Just sayin), ale ok. Połapię się jakoś, cnie. W końcu jestem Ar, a Ar zawsze się połapie (chyba, że w transporcie publicznym w Warszawie. Tam to nichuchu.). Jedziemy dalej.
      OMG, Lily, nie baw się w PTSD, no stara no, ej. I mean ja wiem, że to logiczne i w ogóle, ale no stara no, bo mi będzie przykro za moje dzieci, że tak cierpią i w ogóle :c Ale stanujemy opiekuńczego chłopaka, you go babe!
      OMG LEŁOOOO <3 Odkurzaj POŚa, koniecznie!
      OMG TAK, BOŻE, FINALLY SOME GOOD SHIT.
      I mean wolałabym prawdziwy związek, ale taki też ujdzie na początek.
      No nie powiem, szalony ten rozdział.
      Cóż, czekam na więcej Jily, czekam na więcej SD i ogólnie to jak nie opublikujesz następnego rozdziału w tym miesiącu, to będę bić w lutym. (Jeśli myślisz, że do tego czasu zapomnę, to muszę cię zmartwić, ale takie rzeczy to ja pamiętam i dotrzymuję obietnic!)
      Oh, stare, dobre Jily. Stare, dobre, przetarte już wątki, które jednak wszyscy kochamy. Nie mogę się doczekać twojego hołdu do starego, onetowskiego Jily! Nie pamiętam, czy grę w butelkę już odhaczyłaś, ale jeśli nie, to masz kolejny punkt na swojej liście, ha.
      Możesz być pewna, że będę krzyczeć i gryźć.
      Dobrze, że SD wróciło, tęskniłam za tym <3
      ~Arrrrr.

      Usuń
    3. Hahahah, no przestała rozmyślać, przestała. Stwierdziła, że nie będzie dłużej marnować czasu i swojej super rudej głowy na takiego gamonia jak James.
      No cóż, długo to nie potrwa XD
      Hahahahaha, o nie, to lepiej się wezmę za pisanie, bo mi popsujesz cały koncert w lutym! Jeszcze mi coś złamiesz i biedna ja będę siedziała w oknie szpitala próbując coś usłyszeć z areny!
      Wiem, że dobrze, że wróciło. Też tęskniłam.

      Usuń
  3. No heeeeeej.
    Nie jestem pierwsza, ale mam usprawiedliwienie:
    1. Jestem stara, zgrzybiała i włączenie komputera, i zalogowanie na bloggera zajmuje mi trochę czasu (to wcale nie jest lenistwo), więc nic dziwnego że te młode dziołchy wyżej mnie wyprzedziły.
    2. Mój poczciwi gruchot lenovo też ma swoje lata, ok? Serio, nie mógł ogarnąć że chcę naraz mieć włączonego bloggera i yt. Bez komentarza.
    3. Od kilku dni dużo śpię (urlop tak bardzo).

    Jak widać, nic więc dziwnego, że pojawiam się dopiero teraz. Dobra, lecim z tym koksem, bo zejdzie się do świąt. Tak jak chciałaś będę czytać i komciać jednocześnie, także no.
    Na początek - za ch... nic nie pamiętam jak się skończył ostatni rozdział (nie powiem czyja to wina, ehem), ale podoba mi się to rozbicie Lily. Uwielbiam ten moment w każdym Jily, kiedy Lily zauważa, że James nie jest właściwie taki zły i go lubi, ale "TO NADAL POTTER", to jest urocze. XD
    Ej serio, kto wkłada pianki do chlebaka? I kim jest Louis? Czy to nie jest jakiś krewny Mary? Jeśli tak to dlaczego podkrada jej bieliznę? To nie jej brat, nie? Błagam, niech to nie będzie jej brat.
    Rodzinny pedofil XDDDDDDDDDDD
    O jeny, mama Lily mnie rozczuliła. I kot też właściwie. awwww ^.^
    Lily, która zapomniała o obowiązkach prefekta i James, który się przygotował <3333 Mam wewnętrzną satysfakcję.
    O MATKO XDDDD James piszący do McGonagall XDDDDD Wyobrażam sobie minę McGonagall, kiedy dostaje w wakacje list od JAMESA POTTERA. XDD
    "...To samo tyczy się faworyzowania swoich znajomych. Będąc prefektami, powinniście dawać przykład, a dawanie wolnej ręki i przymykanie oka na przyjaciół nie jest spoko.
    - Przyganiał kocioł garnkowi"
    TO SAMO POMYŚLAŁAM XDD
    Jeny, szkoda mi Lily, ogólnie po tym jak skończyła się pierwsza część SD szkoda mi ich wszystkich, no ale że Lily to narratorka to no, nic dziwnego, że jej najbardziej.
    HEJ LEOOO <3
    Czemu mam wrażenie, że tą szaloną rzeczą będzie buzi-buzi z Jamesem? A może tylko to sobie wmawiam? XDDD
    "– Nie – powiedział, a na jego twarz wypłynął szeroki uśmiech.
    – Tak.
    – Nie zrobisz tego – dodał.
    – Och, ależ zrobię. I będę w tym bardzo szalona.
    – Nie wierzę ci."
    CZYŻBYM MIAŁA RACJĘ? <3333

    To jest lepsze niż buzi-buzi, aaaaaaaaaaaaaaaa <3 Fikcyjny związek z zakładu to to za czym tęskniłam (dzieci onetu pamiętają). Awwww <3 Tak się Lily spodoba ten fikcyjny, że aż dzieciaka urodzi. XDD
    Kurde to takie smutne, że tych dzieciaków jest tak mało.
    Czułam, że Maryl nie będzie. Jakoś coś mi nie pasowało w tym wszystkim.

    Czyli fikcyjny związek to faktyczny hołd dla onetu? awwww <3 ŻĄDAM 7 MINUT W NIEBIE W TRYBIE NATYCHMIASTOWYM *.* (zdecydowanie wolałabym, żebyś nie konała).
    Będzie nieziemsko cudownie porozczulać się nad Jily. CZEKAŁAM NA TO 4 LATA, HALOOOOO!

    Mogę krzyczeć, jak nie będzie rozdziału? BOSKO! <3 Obyś nie pożałowała tych słów, Ati. Będę Cię dręczyć XDD

    Buziaki,
    Wierna fanka SD,
    Moony

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja krótko powiem, ze się b cieszę na ten zakład, bo lily go przegra , jeśli kluczowym słowem jest „udawanie”. Nie mogę się tego doczekać .D

    OdpowiedzUsuń
  5. Cześć! Nawet nie wiesz, jak ucieszyłam się widząc tutaj nową notkę. W SD jestem zakochana od ponad dwóch lat i strasznie bolałam nad taką długaśną przerwą w publikowaniu. Niestety nie pamiętam za bardzo, co działo się kilka rozdziałów wstecz (bo przypomniałam sobie tylko ostatni), ale mam nadzieję, że zanim kolejna notka tu wpadnie, uda mi się cofnąć chociaż o 8-10 i już będę na bieżąco.

    Chciałam tylko dać znać, że czekałam i dalej będę czekać na kontynuację tego opowiadania, a pod kolejnym wpisem postaram się o jakiś porządny komentarz. Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo weny i jeszcze więcej czasu na pisanie!
    Drama
    https:zawszeoddanizawszesilni.wordpress.com/

    OdpowiedzUsuń