środa, 26 sierpnia 2015

15. Między nami


{Rozdział ten chciałabym zadedykować wszystkim tym, którzy czekali na niego tyle czasu, a w szczególności:
Natalii Rodak, za nękanie mnie po nocach,
Moony, za każde ciepłe słowo,
Oliwii Borowiak, za rozgrzewające serce komentarze,
Kasi Podsiadło, za wytrwałe oczekiwanie
i innym, których nazwisk nie wspomnę, choć goszczą w moim szczęśliwym serduszku. Dziękuję.

Światła, muzyka, akcja!}


Wieczór był chłodny. Chmury osunęły się na ziemię, przykrywając ją woalem mlecznobiałej ciszy. Ostatnie promienie słońca znikały za horyzontem, zabarwiając wody jeziora na krwistoczerwony kolor. Przez cały dzień padało, więc śnieg ponownie zniknął w strugach lodowatego deszczu, pozostawiając za sobą jedynie chłód i wilgotną ziemię.
Z każdym moim krokiem rozlegał się nieprzyjemny chlupot, kiedy czarne kalosze były siłą wyrywane spomiędzy błota. Nie przeszkadzało mi to, wręcz przeciwnie. Przyjemnie było choć na moment wyrwać się, uciec od rozgardiaszu panującego w zamku. Podniosłam głowę i odetchnęłam wilgotnym powietrzem. Zbierało się na ulewę, jednak nie przejęłam się tym zbytnio. Miałam na głowie zbyt dużo spraw. Szłam przed siebie, kierując swe kroki w stronę jeziora, jednocześnie starając się oczyścić umysł. 
Był czwartek, więc do weekendu został tylko jeden dzień. Co prawda czekało mnie sporo nauki, a w sobotę miał się odbyć mecz między Gryffindorem a Ravenclawem, którego od kilku dni wyczekiwali niemal wszyscy uczniowie, jednak nawet to nie mogło zepsuć moich nadziei na wyspanie się. Jeśli miałam być szczera, to najchętniej zakopałabym się w pościeli i nie wychodziła z łóżka aż do wakacji, a może nawet jeszcze dłużej. Ale nie mogłam. Poza tym pewnie zamęczyłabym się rozważaniem nad tym, co powinnam z tym wszystkim zrobić.
Brakowało mi Mary. W całej historii naszej przyjaźni nie było jeszcze tak długiej przerwy. Tyle razy chciałam już się z nią pogodzić, jednak zawsze coś stawało mi na drodze. To było po prostu śmieszne. Po raz pierwszy czułam się odpowiedzialna za ten stan rzeczy i to ja chciałam wyciągnąć do niej rękę, jednak wszystko wskazywało na to, że wszechświat się uparł, by do tego nie dopuścić. Brakowało mi jej ciepłego głosu i mocnego uścisku. Ona wiedziałaby, co robić.
Tamtego ranka, kiedy spóźniona biegłam na zaklęcia, wpadłam, a raczej zostałam staranowana przez pewną Krukonkę. Natalie Parker spiorunowała mnie wzrokiem, zagradzając drogę.
– No proszę, kogo my tu mamy – warknęła, zakładając włosy za ucho.
– Przepraszam? – spytałam, zdziwiona, na co blondynka uśmiechnęła się drwiąco.
– Nie udawaj, że nie rozumiesz, o co mi chodzi – dodała. Prawdę mówiąc, nie miałam pojęcia, więc jedynie uniosłam brwi, na co twarz dziewczyny wykrzywił grymas. – Nawet nie zdajesz sobie sprawy, co właściwie robisz. Lily Evans, rudowłosa zakonnica, za którą ugania się nie kto inny, jak James Potter. Nie wystarczy ci jeden cud–chłopak, na którego tak notabene w ogóle nie zasługujesz? Wszystko albo nic, co, Evans?
– O co, do cholery, ci chodzi? – spytałam, poirytowana, kiedy nad naszymi głowami zadźwięczał dzwon oznajmiający rozpoczęcie się zajęć.
– Nie udawaj głupiej. Bawisz się ludźmi, poniewierasz nimi, przy okazji niszcząc innym życie.
Na kilka sekund zapadła cisza, a potem dotarło do mnie to, co powiedziała, i zanim zdążyłam się powstrzymać, zachichotałam.
– Chodzi o Nathiasa? Poważnie? – spytałam rozbawiona.
– Wplątałaś go w tę żałosną intrygę, z której sama nie umiesz znaleźć wyjścia i jeszcze masz to za na tyle zabawne, żeby to mnie wyśmiewać?
– Kochasz go – mruknęłam, a blondynka spojrzała na mnie wściekła.
– Ty…
– Nie wykręcaj się – przerwałam jej szybko. – Posłuchaj, nie jestem niczego winna. Nathias wybrał mnie, powinnaś się z tym pogodzić – dodałam, wściekła.
– Nawet nie wiesz, co robisz – ryknęła blondynka. – Nie masz pojęcia, jakie skutki mają twoje poczynania! Myślisz, że to zabawa? Nic do niego nie czujesz, a pozwalasz mu myśleć, że coś z tego będzie! Jesteś zwykłą hipokrytką, Evans. Szują i kłamczuchą. Zostaw go w spokoju, póki nie jest za późno.
– Wybrał mnie – syknęłam. – Nie ciebie, jasnowłosą, mądrą i dojrzałą Krukonkę, tylko mnie, prostą Gryfonkę. Przegrałaś na starcie, Parker. A na pewno w momencie, w którym mnie pocałował.
Było mi tak głupio, kiedy o tym myślałam. W palących promieniach zachodzącego słońca czułam się jak ostatnia idiotka. Nie wiedziałam nawet, czemu to powiedziałam. Tak, byłam wściekła i wyładowałam emocje na niczego winnej dziewczynie. Problem niestety nie leżał w tym, co się stało, żeby go rozwiązać, musiałam dotrzeć do samych podstaw.
Potrzebowałam Mary. Musiałam wszystko wyjaśnić.
Ale wciąż nie byłam pewna jak.
Kiedy pierwsze krople deszczu uderzyły o ziemię, byłam już tak daleko od zamku, że nawet nie starałam się uciec przed ulewą. I tak nie dałabym rady. Zamiast tego po prostu zawróciłam i spokojnie ruszyłam w stronę wejścia. Po kilku minutach czarna bluza, w jakiej byłam, całkiem przemokła. Żałowałam, że nie wzięłam parasola. Woda zbierała się na moich włosach i zalewała mi twarz. Może dlatego nie od razu zorientowałam się, że przestało padać na moją głowę. Dopiero słysząc świst, uświadomiłam sobie, że nie jestem sama.
– Na Merlina! – krzyknęłam, odskakując do tyłu. – Wystraszyłeś mnie na śmierć.
James Potter uśmiechnął się delikatnie, zeskakując z miotły. Nad głową trzymał czerwony parasol, od którego z cichym stukotem odbijały się krople deszczu, a z jego ubłoconego stroju do quidditcha ciekła woda.
– Wybacz – mruknął, zbierając z czoła mokre włosy.
– Co tu robisz? – spytałam, na co chłopak wyszczerzył się.
– Trening – zawołał, wskazując na miotłę opartą teraz o jego ramię. Poczułam, jak na policzki wpływa mi czerwony rumieniec, kiedy dotarło do mnie, jak głupie pytanie zadałam. Gryfon spojrzał na mnie rozbawiony, udając, że nie widzi mojego skrępowania.
– A ty? Nie spodziewałbym się, że o tej godzinie spotkam tu akurat ciebie?
– A kogo byś się spodziewał? – wypaliłam, na co brunet uśmiechnął się ledwie zauważalnie i wskazując głową na zamek, ruszył powoli w jego kierunku, ze mną u swojego boku.
– Nie ciebie – odpowiedział, akcentując każde słowo, a ja przewróciłam oczami. – Więc?
– Byłam się przejść. Zresztą, co cię to interesuje, co?
– Oho, wróciła stara wścibska Lily – zachichotał, za co dostał ode mnie kuksańca w bok. Nie mogłam uwierzyć, że rozmawiamy w ten sposób, nie po tygodniu omijania się na korytarzu.
– Wiesz...
– Ja… – zaczął w tym samym czasie, by po chwili spojrzeć na mnie i zacisnąć usta w uśmiechu. – Mów pierwsza – mruknął, rozbawiony kręcąc głową.
– Och, no, to nic ważnego w sumie…
– Lily… – szepnął, a deszcz zagłuszył resztę słów. Patrzył na mnie spod długich rzęs, z delikatnym uśmiechem błąkającym się na jego ustach, a ja dostałam nagłej zadyszki.
– To, co stało się w Hogsmeade…
– Och – mruknął, szurając butami. – Tak, wiesz, nie zwracaj na to uwagi, ja…
– James – szepnęłam, zatrzymując go. Chłopak spojrzał na mnie z bólem, na co przygryzłam wargi, nie umiejąc ubrać myśli w słowa.
– Trochę przegiąłem, wiem, że naruszyłem niewymowną granicę, nie wiem, co mnie napadło. Możesz być całkowicie pewna, że więcej tego nie zrobię.
Chciałam powiedzieć, że tego nie chcę. Chociaż sama przed sobą nie umiałam przyznać się do tego, że wspomnienie naszej ostatniej rozmowy niosło ze sobą przyjemne uczucie ciepła gdzieś w podbrzuszu (a już przynajmniej lekkich duszności), słowa te były już praktycznie na końcu mojego języka, kiedy chłopak, tak po prostu, przyciągnął mnie do siebie.
– Och, Potter – mruknęłam cicho, zaciskając ręce na jego plecach, kiedy jego własne torowały sobie drogę ku mojej talii.
– Evans – szepnął, a ja wtuliłam się w zgięcie jego szyi.
Trudno powiedzieć, ile tam staliśmy. Czułam się tak, jakby ktoś połamał wskazówki zegara, pozostawiając nas w bezdennej przepaści czasu. Chłopak trzymał mnie za rękę przez całą drogę, aż do wrót wejściowych. W milczeniu szliśmy obok siebie, w ciszy zajrzeliśmy do Wielkiej Sali, w ostatnim momencie łapiąc kilka tostów na kolację. Dopiero przekraczając próg Pokoju Wspólnego, Gryfon spojrzał na mnie i mrugnął, dając mi kuksańca w bok.
– Działaj, Evans. McRonner to dobry chłopak.
Spoglądałam za nim, kiedy szedł w kierunku Syriusza i śmiejącej się Maryl. Tkwiąc w bezruchu, śledziłam ruchy jego dłoni, kiedy, nie zważając na krzyki dziewczyny, przytulił ją, wycierając się w jej puchaty sweter, a potem przywitał z Łapą. Obserwowałam, jak trzepie głową, a z jego mokrych włosów spadają kropelki wody. Przyglądałam się mu pełna zdziwienia i wątpliwości, a potem, sekundę przed tym, jak spojrzał w moim kierunku, obróciłam się i ruszyłam na górę, w głowie wciąż mając jedno, boleśnie odbijające się od jej wnętrz, zdanie.
Nie chcę, żebyś już nigdy nie przekraczał tej granicy. Nie chcę.

Sen jeszcze nigdy nie przyszedł i nie odszedł tak szybko. W ciągu jednej sekundy, jednego mrugnięcia, świat usnął i obudził się na nowo. Przez jakiś jeszcze czas leżałam w bezruchu, oddychając rześkim powietrzem, wlatującym przez otwarte okno. Słuchałam codziennej porannej paplaniny Alicji i delikatnych wybuchów śmiechu Mary, pod powiekami wciąż mając obietnicę uczucia wypełniającego mnie ciepłem. Wstałam, dopiero kiedy drzwi zamknęły się za Gryfonkami, a z łazienki wychyliła się prawie gotowa Dorcas.
– Pobudka, księżniczko.
– Wstaję, wstaję – mruknęłam, pod palcami prawej ręki wyczuwając delikatne futerko Rosie.
– Wrócił syn marnotrawny, no, a przynajmniej córka – mruknęła Meadowes, unosząc brwi na widok kotki.
– Nie słuchaj jej, Rosie – mruknęłam, a kotka przeciągnęła się wdzięcznie. W tym samym momencie w drzwiach pojawiła się uśmiechnięta głowa Maryl.
– A ja tam jestem po stronie Dorcas – zawołała, wchodząc do środka.
– A co wam to biedne stworzenie takiego zrobiło – zaśmiałam się i w pośpiechu wciągnęłam na siebie mundurek.
– Och, no cóż, może zacznijmy od tłuczenia wszystkiego, co ma jakąkolwiek wartość sentymentalną, darcia zasłon i ulubionych ciuchów, wywracania kosmetyków, wylewania szamponów, paskudzenia gdzie popadnie… – zaczęła wyliczać Meadowes.
– Dobra, dobra, wystarczy.
– Poza tym twoja kotka wypracowała sobie swoją własną wizytówkę – mruknęła Maryl, po czym marszcząc brwi, podeszła do mnie i poprawiła moją szatę – wszędzie, gdzie wlezie, zostawia martwe myszy. A ostatnio umiłowała sobie nasz pokój.
– Przepraszam – odpowiedziałam pytającym tonem , na co Binner pokręciła głową w uśmiechu.
– Chodźmy, bo nie zdążymy na śniadanie.
Szłam za dziewczynami, niespecjalnie wsłuchując się w ich rozmowę. Kiedy doszłyśmy do Wielkiej Sali, Gryfonki usiadły obok Huncwotów a ja usadowiłam się naprzeciwko. Podniosłam wzrok i wystawiłam język wpatrującemu się we mnie, rozbawionemu Remusowi w tym samym momencie, w którym obok mnie usiadł Nathias.
– Cześć – zawołał, uśmiechając się do mnie i przybijając żółwika z chłopakami. Byłam mu wdzięczna za to, że nie próbował mnie przytulić ani witać się w żaden inny sposób. To wszystko i tak było już skomplikowane. – Słyszeliście już?
– O czym? – spytał Syriusz, pakując do ust pół talerza jajecznicy, którą dopiero co zwinął Jamesowi sprzed nosa, na raz.
– O spotkaniach zawodowych. Pierwsze jest dzisiaj – odpowiedział Krukon, a Lupin pokiwał głową, odstawiając pucharek.
– Tak, McGonagall coś o tym wspominała. Ma przyjechać jakiś lektor z Ministerstwa i przeprowadzić serię spotkań z szósto– i siódmoklasistami.
– Powołali sztab kryzysowy – zachichotał Ben Fenwick, który przysłuchiwał się naszej rozmowie, a James uśmiechnął się pod nosem.
– Fylko po so – wymamrotał Black, z trudem przełykając posiłek i nic sobie nie robiąc z karcącego spojrzenia Maryl, która zerkała na niego nad ramieniem żwawo opowiadającej o czymś Dorcas.
– Tata mówił mi, że to nowy program szkolenia młodzieży. Potrzebują nas, żeby walczyć przeciwko Sami–Wiecie–Komu.
– No co ty, nie pozwoliliby dzieciom brać udziału w wojnie – mruknęłam, kiedy Peter przestraszony spojrzał na McRonnera.
– Czy ja wiem – wtrącił Potter, drapiąc się po głowie – nie każdy z nas jest dzieckiem.
– Och, no ty i Black to na pewno – mruknęłam, na co Rogacz podniósł brwi i spojrzał na mnie zadziornie, a ja zachichotałam.
– Zaraz, zaraz. Dzisiaj? Przecież… – przerwał nam Syriusz, podnosząc się nagle znad swojego talerza.
– Spokojnie, zaczynają się o osiemnastej – zapewnił Krukon, na co cicho westchnęłam.
– Co wzdychasz, Evans?
– Zupełnie zapomniałam, że chcecie dzisiaj zorganizować tę głupią imprezę. Black – dodałam po chwili, mieszając łyżką w misce z owsianką.
– Nie chcemy, tylko organizujemy. I co masz taką minę, przecież nikt cię nie zmusza do przyjścia. No i możesz wziąć ze sobą chłopaka – dodał wrednie, na co posłałam mu mordercze spojrzenie, a James zachichotał. Spojrzałam na niego, naśladując jego wcześniejszą minę, na co Remus wybuchnął głośnym śmiechem.
Wkrótce potem Huncwoci zaczęli się zbierać, a ja przyglądałam się, jak w drodze do wyjścia straszą pierwszoroczniaków, przy okazji czekając na Dorcas. Nathias przysunął się do mnie i uśmiechnął delikatnie.
– Nie odezwałaś się po wtorku – powiedział, wpatrując się we mnie, ciekawy mojej reakcji. Trzy dni temu zaczepił mnie podczas obiadu i podczas tej krótkiej rozmowy właściwie nie mieliśmy okazji za dużo wyjaśnić. Obiecałam, że dam mu znać, kiedy znajdę czas, ale, sama nie jestem pewna z jakiej przyczyny, jakoś się do tego nie kwapiłam.
– Tak, miałam dużo na głowie – mruknęłam, poprawiając torbę.
– Nie miałabyś nic przeciwko temu, żebyśmy zobaczyli się dziś przed imprezą? Albo, może tak będzie lepiej, złapię cię gdzieś na spotkaniu.
– Och, tak, jasne – zapewniłam. Sekundę później Dorcas ruszyła w naszą stronę, a ja odetchnęłam. – M–muszę już iść, ale w takim razie widzimy się później.
– Więc całowałaś się z nim, ale panikujesz na samą myśl o rozmowie? – spytała później brunetka, a ja westchnęłam cicho.
– Nie całowałam się z nim, to on pocałował mnie.
– Och, bo to taka różnica – parsknęła Meadowes, ciągnąc mnie w stronę lochów.

Reszta dnia minęła w zatrważającym tempie i zanim się obejrzałam, na zegarach wybiła osiemnasta. Z Dorcas pod ramię stawiłyśmy się w Wielkiej Sali kilka sekund przed tym, jak profesor Dumbledore poprosił o spokój. Normalnie pewnie byłabym tam pół godziny wcześniej, ale biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia, zaczynałam się stresować.
– Wyluzuj, wyglądasz, jakbyś miała zaraz popuścić – szepnęła Dorcas, kiedy na podwyższenie wszedł wysoki mężczyzna w ciemnogranatowej szacie.
– Witajcie. Nazywam się Anthony Godfray i jestem prowadzącym Komisji Nadzoru Edukacji i Kariery. Jak każdy z was wie, zebraliśmy się tu dzisiaj, by pomówić o waszej przyszłości. Nie zamierzam być jednym z tych, którzy zanudzą was wykładami o tym, co powinniście zrobić. Sami zadecydujecie o tym we właściwym czasie. Zamiast tego podam wam liczby. Osiemdziesiąt procent z was stanie oko w oko ze śmiertelnym niebezpieczeństwem zaraz po opuszczeniu murów tej szkoły. Piętnaście procent zginie w ciągu pierwszego roku, kolejne pięć zaginie. Trzydzieści, może czterdzieści procent zabarykaduje się w domach, a pozostali staną oko w oko ze śmiercią. No, chyba że w ciągu najbliższego roku wojna się skończy – zakończył żartobliwym tonem, choć wyraz jego twarzy był poważny. Wrażenie, jakie wywarła jego postawa, sprawiło, że nikt się nie zaśmiał, a w Sali panowała cisza. – W porządku, skoro mamy już za sobą uprzejmości – powiedział, uśmiechając się pod nosem. – Wokół znajdziecie kilkanaście stanowisk, które pomogą wam się przygotować do życia po opuszczeniu zamku. Wybierajcie mądrze. Każdemu stanowisku przewodniczy inna osoba, która następnie poprowadzi serię, nazwijmy to, spotkań, podczas których spróbują przekazać wam swoją wiedzę i doświadczenie. Spotkania te będą odbywać się raz w tygodniu, aż do zakończenia roku szkolnego, w terminach ustalonych przez prowadzących.
Mężczyzna zszedł z podwyższenia a po pomieszczeniu przetoczyły się szmery i chwilę później wszędzie wybuchły rozmowy. Rozejrzałam się w poszukiwaniu wspomnianych stanowisk i zaskoczona spostrzegłam, że dookoła znajdują się wielkie stragany z błyszczącymi banerami.
– Co myślisz o bankowości? – spytała Dorcas, a ja wybuchłam śmiechem.
– Myślę, że to coś specjalnie dla Syriusza – odpowiedziałam, na co Black odwrócił się z moją stronę.
– Już wolałbym przewalać smocze łajno.
– Da się załatwić – zawołała Maryl, klepiąc kolegę po ramieniu.
– Żebym ja cię nie załatwił! – Łapa rzucił się w stronę Gryfonki, a ta z krzykiem radości wskoczyła Jamesowi na barana.
– Ruszaj, rumaku!
Osoby wokoło zachichotały, kiedy Rogacz, zaskoczony, zaczął skakać z Maryl na plecach, uciekając przed złowieszczymi okrzykami Blacka.
Wkrótce zrozumiałam, że mogłabym spędzić tam całą noc, a dalej nie byłabym do końca zdecydowana, co wybrać. Przeglądałam ulotki i słuchałam porad praktykantów, po czym szłam dalej. Minęłam już tresurę smoków w Albaniibadania alchemiczne i sztukę wyrobu różdżek, kiedy przed moimi oczami ukazał się biało–niebieski stragan z wielką laską Esculapa i dwoma wężami wokół niej. Zaciekawiona podeszłam bliżej, mijając tłum rozemocjonowanych Puchonów, stojących przy olbrzymim, migoczącym napisie „Chcesz pomóc hodować rzadkie gatunki roślin egzotycznych o magicznych właściwościach?”.
– Zainteresowana medycyną?
Kobieta, która to powiedziała, stała tuż za sporych rozmiarów ladą, sortując małe gumowe wężyki, które wiły się pod wpływem dotyku. Miała siwe włosy, choć wyglądała na góra dwadzieścia pięć lat. Duże oczy w kolorze migdałów patrzyły na mnie z radością, a wesoły uśmiech uwydatniał dołeczki w policzkach. Ubrana była w biały fartuch z naszytym imieniem i nazwiskiem nad lewą piersią. Pokiwałam głową, na co kobieta sięgnęła po stosik ulotek.
– Nazywam się Eloise Winfred – przedstawiła się, wyciągając w moim kierunku rękę, którą z uśmiechem uścisnęłam.
– Lily Evans.
– A więc, Lily, myślałaś o konkretnej specjalizacji?
– Nie – mruknęłam – po prostu od dziecka interesowałam się medycyną. Chciałam pomagać innym.
– Bardzo szlachetnie – odpowiedziała, kiwając głową. – Szpital świętego Munga rozpoczął rekrutację na kurs dający wykształcenie ogólnomedyczne. Później, jeśli zechcesz, możesz skończyć specjalizację. Daje ci to możliwość wyboru oddziału, na którym będziesz pracować. Choć nie ukrywam, potrzebna nam każda para rąk i najbardziej zależy nam na skończeniu kursu ogólnego. Proszę, tu znajdziesz wszystkie najważniejsze informacje – dodała, podając mi ulotkę z wizerunkiem mężczyzny w kitlu i wielkim, niebieskim napisem „Chcesz pomóc? Zostań magomedykiem!”
– Dzięki – powiedziałam, przeglądając ją.
– Tu znajdziesz wszystkie dane i informacje dotyczące długości stażów i wykładów – mruknęła, wskazując na jedną z rubryk. – Większość będziemy omawiać na spotkaniach, na które, mam nadzieję, zechcesz przyjść.
– Och, z przyjemnością – zapewniłam, na co kobieta z uśmiechem podała mi listę.
– W takim razie wpisz tutaj swoje imię i nazwisko. Daty spotkań będę wywieszane na tablicy ogłoszeń w waszym Pokoju Wspólnym.
– W porządku – mruknęłam, łapiąc do ręki pióro.
– Nie będziesz miała nic przeciwko, jeśli ci to przyczepię? – spytała kobieta, sięgając po jednego z malutkich, zielonych węży na jasnej lasce. – Taki wymóg.
– Jasne – zapewniłam, na co Eloise uśmiechnęła się szeroko i przypięła go do mojego swetra.
– Gotowe. W takim razie do zobaczenia wkrótce, Lily – powiedziała.
Ruszyłam dalej, zginając ulotkę i wkładając ją do tylnej kieszeni spodni, kiedy przez przypadek wpadłam na Maryl, która właśnie odchodziła od straganu z Transformacją Wyspecjalizowaną.
– I jak, znalazłaś coś ciekawego? – spytała, na co pokiwałam głową i wskazałam na węża na mojej piersi. – Chcesz zostać Ślizgonem? – zawołała z udawanym strachem, na co zachichotałam.
– Nie, magomedykiem.
– Hm, dobry wybór – pochwaliła.
                – Gdzie reszta?
– Nie mam pojęcia, mieliśmy się spotkać gdzieś tutaj – mruknęła brunetka, marszcząc brwi. W tej samej chwili z tłumu wyłoniła się Clarie i machając do nas ruszyła w naszym kierunku.
– Chodźcie, wszyscy już są.
– Chodźmy gdzie? – spytałam, na co Binner się wyszczerzyła.
– Zobaczysz.
Przed nami wyrósł wielki, drewniany stragan z czarną, metalową ladą. Uczniowie z podekscytowaniem wymieniali się ulotkami i małymi gadżetami w postaci czarnych jojo wypuszczających gaz łzawiący, gumowych różdżek rażących prądem i tymczasowych peleryn niewidek. „Stań do walki i zostań obrońcą magicznego świata!” głosił slogan nad głowami szósto– i siódmoklasistów. Czarodzieje w granatowych szatach uwijali się za ladą, starając poświęcić czas każdemu rozemocjonowanemu uczniowi.
– Robi wrażenie, prawda? – spytał Nathias, pojawiając się nagle obok mnie i uśmiechając się do mnie szeroko. – Chodź.
Odwzajemniłam uśmiech i pozwoliłam się poprowadzić przez tłum, aż naszym oczom ukazali się dobrze nam znani Gryfoni.
– Będę wojownikiem czasu – zawołał Syriusz, na co Maryl parsknęła śmiechem.
– Trzeba ci ograniczyć komiksy – powiedziała, a chłopak zmierzył ją wściekłym spojrzeniem.
– Zapisaliście się już? – spytał James, spoglądając w naszym kierunku, a Krukon pokiwał głową.
– Dopiero ją znalazłem. Idziemy? – mruknął do mnie, a ja pokiwałam głową, pod czujnym, wesołym spojrzeniem Rogacza.
Dostanie się pod samą ladę wymagało nie lada zdolności, więc kiedy w końcu tam dotarliśmy, byłam zdyszana od przepychania się między ludźmi. Rozejrzałam się po wnętrzu największego straganu, jakiego w życiu widziałam, i zdziwiona stwierdziłam, że w środku znajdowało się kilka stoisk z różnymi atrakcjami. Na tym najbliżej wejścia połyskiwał srebrzysty napis „Weź udział w bitwie i pokonaj Śmierciożercę!”, a kilku stojących przy nim uczniów machało różdżkami w kierunku monitora, na którym wyświetlane były postaci w czerni.
– Wow – skomentował to Krukon, a w tym samym momencie za nami rozległ się rozbawiony głos.
– Też tak sądzę. – Oboje odwróciliśmy się i spojrzeliśmy na czarodzieja, który otworzył dzisiejsze spotkanie. Z bliska wyglądał na dużo młodszego, mógł mieć maksymalnie trzydzieści pięć lat. Czarne włosy były mocno polakierowane i elegancko zaczesane falami na boki, a łagodne, wesołe spojrzenie zielonych oczu nie pasowało do poważnego wyrazu twarzy. Wyglądał, jakby zaraz miał się roześmiać i oznajmić, że Prima Aprilis przyszło w tym roku wcześniej. Na jego mocno zarysowanej szczęce widać było trzy blade blizny, ciągnące się od lewego ucha, aż po krtań. Mężczyzna uśmiechnął się do nas z ledwo widocznym dystansem i wskazał na stoisko. – Ma przyciągać uwagę.
– Potrzebujecie świeżej krwi – mruknął Nathias, a auror pokiwał powoli głową. – No cóż, robi całkiem niezłe wrażenie, panie…?
– Godfray. Anthony Godfray – odrzekł, mierząc mojego towarzysza rozbawionym spojrzeniem. – A pan to?
– Nathias McRonner – odpowiedział Krukon, po czym uścisnął wyciągniętą dłoń mężczyzny.
– Twój ojciec pracuje w Ministerstwie Magii, prawda?
– Tak, w Departamencie Magicznych Wypadków i Katastrof. – Anthony uśmiechnął się pod nosem i spojrzał na mnie.
– A ta młoda dama?
– Lily Evans – powiedziałam, wyciągając rękę, którą mężczyzna uścisnął.
– Zamierzasz zostać aurorem, Lily?
– Ja… – mruknęłam, rzucając Nathiasowi szybkie spojrzenie. – Ja jeszcze nie wiem.
– Widzę, że odwiedziłaś już stragan Eloise – powiedział, wskazując na przypinkę na mojej piersi, a ja przytaknęłam. – No cóż, lekarze są potrzebni tak samo bardzo jak aurorzy. Jedni nie mogą przeżyć bez drugich. Mogłabyś być oboma, opanować podstawy medycyny, a potem wykorzystywać je na polu bitwy.
– Nie jestem jeszcze pewna, czy dałabym sobie radę – mruknęłam cicho, na co oczy mężczyzny zabłysły.
– To jedyna rzecz, w którą nigdy nie powinnaś wątpić.
Uprzejmie pożegnaliśmy się z mężczyzną, który został wezwany przez jednego ze stażystów. Krótko potem wszyscy nasi znajomi zebrali się w jednym miejscu i oznajmili, że czas udać się do dormitoriów, żeby przygotować się na przedmeczową imprezę.
Tak więc godzinę później stanęłam w progu Pokoju Życzeń. Większość osób nawet nie zdawała sobie sprawy, gdzie się znajduje, a reszta nie zwracała na to uwagi. Byli tu, zaproszeni przez samych Huncwotów. A to było najważniejsze.
Minęłam Remusa, który z pergaminem w ręku uśmiechnął się do mnie, jednocześnie stale obserwując korytarz. Pomieszczenie przypominało grecką katedrę wypełnioną niebiesko–fioletowym światłem, które padało na roztańczony tłum. Nad głowami uczniów wisiała biała wstęga ze złotym napisem "Niech wygra najlepszy!", odnoszącym się do jutrzejszego meczu. Umówiłam się z Nathiasem, że skoczę do Wieży, tylko żeby się przebrać, i spotkamy się na miejscu. Niestety Dorcas nie potrafiła się zdecydować, w czym chce iść, a że koniecznie wymagało to mojej pomocy, zostałam przetrzymana w dormitorium przez rozchichotane Gryfonki i skończyło się to tym, że z łazienki skorzystałam jako ostatnia, a na imprezie pojawiłam się mocno spóźniona.
Powoli ruszyłam schodkami w dół i zaczęłam rozglądać się w poszukiwaniu znajomej twarzy, kiedy ktoś złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie.
– Pięknie wyglądasz – mruknął Nathias, okręcając mnie wokół własnej osi.
– Dziękuję – zachichotałam, rumieniąc się. 
– Chodź – dodał, splatając nasze ręce i ciągnąc mnie w tłum.
Po drodze chwyciłam jeden z kieliszków i wypiłam jego zawartość na raz. Krukon spojrzał na mnie, zdziwiony, ale nie skomentował tego ani jednym słowem. 
– Lily! Chodźcie, tutaj! – Alicja machała w naszym kierunku. Za jej plecami spostrzegłam rozradowanego Franka, Dorcas, Claire z Johnem, Marlenę McKinnon z jakimś wysokim brunetem i Cykadę Trash, poznaną na spotkaniu z Dumbledorem w sprawie mugolskich rodzin.
– Cześć – wyszczerzyła się w moim kierunku, poprawiając lekko fioletowe włosy. Wyglądała na nieźle wstawioną.
– Właśnie mieliśmy pić za twoje zdrowie! – zawyła Dorcas, podnosząc wysoki kieliszek. – Dołączycie się?
– Za ciebie mogę wypić. – Nathias szepnął do mojego ucha, na co zachichotałam. 
– Za Lily! – wrzasnęła Meadowes, a reszta zawtórowała jej z wielkimi uśmiechami.
Zabawnie było obserwować pijanych ludzi, zabawnie było się śmiać i pić, a potem, nie wiadomo nawet kiedy, zaczynać czuć, że samemu jest się pijanym. Pamiętam, że wyciągnęłam Nathiasa na parkiet. Muzyka bębniła mi w uszach, kiedy chłopak kładł swoje dłonie na moich biodrach, a ja unosiłam głowę do góry. Nie wiedziałam, ile wypiłam ani co piłam, liczyło się tylko to, że na ten jeden moment mogłam zapomnieć. Tańczyłam, czując na karku oddech Krukona, a jego ręce na moich ramionach, kiedy z tłumu wyłoniła się rozchichotana Maryl w uścisku Jamesa. Chłopak śmiał się, kiedy ta próbowała go rozruszać, ciągnęła go za ręce, przyciągała i odpychała. Krzyknęła coś do niego, a on złapał ją w pasie i uniósł do góry. I właśnie wtedy spojrzał na mnie.
W sekundzie, kiedy Binner ześlizgiwała się z radością po jego wyciągniętych rękach, a ręce Nathiasa zaciskały się w moim pasie. Kiedy dziewczyna pocałowała go w policzek, a ja poczułam rozgrzane usta Krukona na swoim ramieniu. Nasze spojrzenia się skrzyżowały i przez moment patrzyliśmy na siebie, wyrwani z otępienia, a potem zniknęliśmy, porwani przez tłum.

Z czystym sumieniem mogłam powiedzieć, że był to mój pierwszy prawdziwy kac. Nie dość, że sama czułam się jak wyrżnięta gąbka, to jeszcze przez pół nocy musiałam słuchać wymiotującej Dorcas. Nie miałam siły nawet na to, żeby z nią posiedzieć.
Co prawda ja przynajmniej nie wymiotowałam, ale i tak czułam się parszywie. Takim oto sposobem moje marzenia o wyspaniu się zniknęły bezpowrotnie. Do szóstej leżałam, wpatrując się w sufit, a potem, nie mogąc już dłużej wytrzymać, ubrałam się najciszej jak potrafiłam i wymknęłam do kuchni. Nie miałam gdzie się podziać, a zdecydowanie potrzebowałam napić się czegoś ciepłego.
Chodzenie po tonących w półmroku, pustych korytarzach nie należało do najprzyjemniejszych rzeczy do robienia nad ranem, więc z ulgą przyjęłam widok płótna z misą pełną owoców. Połaskotałam gruszkę, bojąc się że to wszystko na nic, jeden wielki żart i zaraz okaże się, że przyszłam tu tak wcześnie całkowicie bez sensu, jednak chwilę później byłam już otoczona skrzatami rzucającymi propozycjami śniadania. Szybko odnalazłam wzrokiem Iskierkę, która pomachała mi radośnie, a sekundę później już biegła w moją stronę z czajniczkiem pełnym gorącej herbaty. 
– Panienko Evans! Jak miło panienkę widzieć!
– Witaj, Iskierko. Co słychać?
– Wszystko w porządku, panienko! Przyszła panienka szukać panicza Lupina? – zapiszczała, wskazując chudą rączką na postać w rogu pomieszczenia, która uśmiechała się przyjaźnie w moją stronę.
– Nie, nie – zaprzeczyłam, machając w kierunku Gryfona.
– To dobrze, panienko, zaraz przyniosę panience trochę kruszonych ciastek.
– Witaj, Lily.
– Remusie – mruknęłam, siadając obok przyjaciela. – Co ty tu robisz tak wcześnie?
– Mógłbym cię spytać o to samo – odpowiedział, a ja uśmiechnęłam się delikatnie.
– Nie mogłam spać.
– Kac morderca, hm?
– Po prostu ostatnio za dużo myślę – westchnęłam, opierając głowę na prawej ręce.
– I robisz głupoty. Myślałaś, że nie zauważę, co się dzieje między tobą a Jamesem? Biedak prawie się posikał, jak nam wszystko opowiadał.
– A–ale ja... nic...
– Lily – westchnął Remus, spoglądając na mnie karcąco.
– Nie wiem już, co robić – szepnęłam, chowając twarz w dłoniach.
Między nami zaległa cisza. Poczułam dłoń Gryfona na swoich plecach, a po kilku sekundach spojrzałam na niego, wykończona.
– Mam dość tego, że nie wiem, co zrobić z Nathiasem. Mam dość tego, że psuję wszystko i mieszam Jamesowi w głowie. A przede wszystkim, najbardziej dość mam tego, że nie mogę porozmawiać o tym z Mary.
– Sama sobie dołki kopiesz – mruknął Remus, a ja fuknęłam pod nosem.
– Ona już nawet nie chce na mnie spojrzeć. Ruszyła dalej, Remusie, wymieniła mnie na Alicję.
– Nieprawda.
– Nie mów tak tylko po to, żeby mnie pocieszyć. Codziennie widzę, jak rano się śmieją, jak rozmawiają. Ona już zostawiła to za sobą.
– Tęskni, chyba nawet bardziej niż ty. Po prostu nie potrafisz tego dostrzec.
– Więc co mam zrobić?
– Po prostu powiedz jej prawdę. To nie jest trudne, Lily.
– Jest. Za każdym razem, kiedy ją widzę, zawracam i biegnę w drugą stronę. A kiedy postanawiam, że z nią porozmawiam, mijamy się albo dzieje się coś, przez co całkiem sobie odpuszczam.
– Więc tego nie rób! Po prostu... Lily, po prostu jej powiedz, ile dla ciebie znaczy. I... nie wiem, nie znam się na babskich pogaduszkach. Ale wiem, że im szybciej to zrobisz, tym szybciej wszystko się ułoży.

Kiedy znowu stanęłam w dormitorium, dziewczyn już nie było, więc zadowolona zafundowałam sobie długą, gorącą kąpiel. Przymknęłam oczy i leżałam w wannie, rozmyślając nad słowami Remusa. Miał rację. Powinnam była załatwić to wszystko dawno temu. Zedrzeć plaster na raz, a nie odrywać go powoli, a potem przyklejać od nowa to, co dopiero udało mi się ściągnąć. Siedziałam w bezruchu, dopóki woda nie zrobiła się chłodna, i dopiero wtedy w końcu poczułam się lepiej. Otuliłam się puchatym ręcznikiem i ruszyłam do szafy, w poszukiwaniu ubrań. Wciągnęłam na nogi ciemne dżinsy, włożyłam czarny stanik, podkoszulek i gruby, granatowy sweter, po czym spojrzałam na zegarek. Do meczu zostało już tylko dziesięć minut. Pewnie wszyscy byli już przy boisku. Ja też powinnam tam być. W końcu w reprezentacji Gryffindoru grali moi przyjaciele. Na trybunach siedziała też Mary, z którą powinnam porozmawiać. A przeciwko Jamesowi miał zagrać Nathias. Z którym też do końca nie byłam fair. 
– Łatwiej byłoby skoczyć z wieży – mruknęłam pod nosem i łapiąc płaszcz i szalik, ruszyłam w stronę wyjścia.
Z daleka słychać było odgłosy meczu. Wiał silny wiatr i zbierało się na burzę. Szłam powoli, obserwując małe, śmigające postacie na tle szarego nieba. Ciężkie chmury przesuwały się nad moją głową, zwiastując nieuchronną ulewę. A ja nie potrafiłam się zebrać, żeby w końcu dojść na ten głupi stadion. Milion razy zawracałam, a potem znowu ruszałam w tym samym kierunku. Mecz trwał w najlepsze. Głos Mathiasa Dogde'a obwieścił, że jest sto trzydzieści do stu dziesięciu, kiedy w końcu oparłam się o trybuny. Nie miałam ochoty wchodzić na górę, więc przyglądałam się grze z dołu. Rozpoznałam maleńką, nieruchomą czerwoną plamkę wysoko na środku boiska. Gdzieś tam musiał być też drugi szukający, którym powinnam przejmować się bardziej. Ale nie potrafiłam zrezygnować ze śledzenia wzrokiem poczynań Pottera, który krótko potem wystrzelił jak z procy , a Hogwartczycy zawiwatowali.
– Tak, drodzy państwo, to znicz! Potter i McRonner idą łeb w łeb, ścigają się w walce o złotą piłkę, która przesądzi o wyniku meczu! Black i Binner próbują strzelać, ale obrona nie przepuszcza kafla! Nic wam to nie da, chyba, że nabijecie ze sto pięćdziesiąt punktów... Nie żebym nie wierzył w moc Gryfonów, ale powiedzmy sobie szczerze, jest remis i wszystko rozstrzygnie się po złapaniu znicza! Ee, tak, tak, pani Profesor, oczywiście Krukoni też mają szansę... Nie, nie chodziło mi o to... Tak, obie drużyny mogą wygrać, wcale nie jestem stronniczy!
Z uśmiechem na ustach przyglądałam się szukającym, którzy pędzili w stronę boiska. Już wiedziałam, który z nich złapie piłeczkę. Wybuch radości po stronie czerwono–złotego sektora jedynie powiększył mój uśmiech. 
Przyglądałam się zbiegającym z trybunów uczniom i lądującym drużynom. Przyglądałam się wściekłym Krukonom, którzy właśnie stracili szansę na wygraną sezonu, i wiwatującym Gryfonom. Powoli ruszyłam w ich kierunku, przygryzając wargę, z dygoczącą duszą na ramieniu. W jednej chwili poczułam, że zaraz zwrócę wszystko, co zjadłam kilka godzin wcześniej w kuchni. Mijałam ludzi bez imion i twarzy, przedzierałam się przez tłum, aż w końcu nasze spojrzenia spotkały się. Zanim zdążyłam choćby otworzyć usta, rzuciłam się na nią i zacisnęłam ręce na jej ramionach. Miałam wrażenie, że Gryfoni zamilkli, że cały świat na te kilka sekund wstrzymał ze mną oddech. A potem Mary odwzajemniła uścisk. 
Z czystym sumieniem mogłam powiedzieć, że nigdy wcześniej nie płakałam tak bardzo. Gryfoni powoli podchodzili i przyłączali się, aż w końcu nasza jedenastka stworzyła wielką, płacząco-śmiejącą się, ludzką kulę. Spojrzałam na Jamesa, który poczochrał mnie wolną ręką po głowie, a potem za niego, na przeciwną drużynę, skąd smutno uśmiechał się do mnie Nathias. Poczułam, jak dłoń Rogacza zaciska się na mojej, kiedy wszyscy zaczęli wiwatować, a Krukoni powoli ruszyli w stronę szatni.
Od początku wiedziałam, kto wygra.
Nathias również.


Zastanawiam się, co mogłabym tu napisać. 
Może podziękowania? Za to, że pomimo, iż od pół roku wisiało tu to ohydne ogłoszenie, wyświetlenia wciąż nie były najgorsze. Ba, czasami dobijały nawet do setki!
Może o tym, jak wdzięczna jestem? Za to, że znalazły się osoby, które nie dały za wygraną i dopominały się o ten głupi rozdział, zmuszały do pisania i z premedytacją nie dawały spać?
Może powinnam przeprosić, bo nie było mnie tu tyle, bo nie wszystko wyszło tak jak miało wyjść, bo życie takie jest.
Dziękuję, kocham Was i przepraszam.
Za wszystko.

PS Florence twierdzi, że to mój najlepszy rozdział, że miło się go poprawiało, i że widać, że pisało mi się go lżej. Jeśli też tak myślicie, zapraszam do polubienia mojej strony na facebooku, tak, żebyście mogli od teraz być już na bieżąco z informacjami na temat Stop Dreaming!
PS2 Zrobiłam też porządki w zakładkach (w końcu (; ) i wszyscy, którzy chcieli być informowani niech wiedzą, że od dzisiaj niestety jedyną opcją dla nich jest obserwacja bloga i/lub polubienie fanpage'a.

37 komentarzy:

  1. OMGOMGOMGOMGOMG! Moje miejsce!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już widzę twój zaciesz na mordce Jelonku x'D
      ~Przyjaciółka, Niedźwiadek

      Usuń
    2. I oto feniks Atelier po raz kolejny powstaje z popiołów! Woohoo! Cieszę się, że znów tu jesteś, i cieszę się, że w pewnym stopniu się do tego przyczyniłam (od czasu do czasu mogę nie być skromna :p).
      Co mogę powiedzieć? Może zacznę od głupi Nathias! Jak ja gościa nie lubię... Argh. Jak na mój gust mogłoby go coś przejechać, najlepiej mugolski autobus. Taaaa. Masz pecha, Nathias.
      Nie lubię też Maryl. O ile się orientuję, to jest z Jamesem, nie? Jeśli tak, to jej nie lubię. I jakoś nie pasuje mi to, że Potter zostawił Nathiasa w spokoju... Nieee. Rogaś jako przyjaciel Lily? Oni nie mogą być przyjaciółmi, przynajmniej według mnie. To jest ten rodzaj relacji, gdzie oni mogą się albo kochać, albo nienawidzić. Chociaż w mojej głowie i tak przez jakiś czas byli przyjaciółmi, whatever.
      Jeszcze na zakończenie - dobrze, że wróciłaś. Blogosfera nie była pełna bez ciebie.
      Pozdrawiam, czekam na nn i weny życzę.

      Usuń
    3. Dziękuję za komentarz :3
      Hm, ponieważ mam już napisany (no, zostało mi parę stron do skończenia) 16 rozdział, wiem już troszkę więcej niż Wy co się stanie z Nathiasem i jakoś nie czuję do niego wielkiej nienawiści ani sentymentu. Po prostu sobie jest, mogę powiedzieć, że nawet go polubiłam i na pewno nie zrezygnuje z jego postaci :D
      Nie, Maryl nie jest z Jamesem, są po prostu dobrymi przyjaciółmi, znają się od dziecka, są razem w drużynie quidditcha i spędzają razem dużo czasu. Gdyby nie to, jak kobieca jest Binner powiedziałabym nawet, że w pewnych aspektach mogłaby być zupełnie jak nasz Rogacz no ale, to jednak dziewczyna :D James, a przynajmniej z tego co wywnioskowała Lily, był z Grace, o której jeszcze usłyszymy :D
      A ja lubię ich jako przyjaciół, bo wszyscy wiemy, że tak naprawdę to nie przyjaźń, tylko stadium zaprzeczenia, że coś z tego będzie :D Od tego rozdziału będą mogli być blisko siebie (bo się przyjaźnią) więc będę bombardować Was cudownymi momentami do fangirlowania :333
      Ojejku, tym przedostatnim zdaniem sprawiłaś, że się zarumieniłam. Pierwszym w sumie też. Jeeeeeeny, dziękuję tak czy siak ♡
      Ani przez sekundę nie żałowałam, że wróciłam, wreszcie czuję się jak w domu!

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Witaj, kochana! ;D.
      Miałam skomentować wczoraj, ale jakoś mi się nie chciało, nie miałam wgl humoru (który, tak na marginesie poprawił mi się dopiero wieczorem ;/.). No, ale dzisiaj jestem i mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe :).
      Jeej, nareszcie wróciłaś! Drżącymi rękoma klikałam wtedy na ten link *o*. Tak świetniee!
      Choć... Opłacało się czekać, serio ;).
      A szczególnie już na to, że dostałam dedykację! Aaaaaa! *pełna podjarka, Kath skacze i zachowuje się jak chora umysłowo, ale jej to nie przeszkadza*.
      Serio, nie wiesz nawet ile to dla mnie znaczy. Tak naprawdę to twój blog był pierwszym z mojej listy Jily... Dzięki niemu zainteresowałam się historiami z udziałem Jamesa i Lily... Dziękuję ;').
      Oczy mi się zaszkliły, bo w końcu... Ta dedykacja to tak, jakby... Spełnienie mojego małego marzenia...
      Zawsze byłaś dla mnie takim... Wzorem? Tak, mogę to tak nazwać. Tego bloga czytałam parę razy, bo mi się tak chciało xd.
      Um... Ten komentarz już jest bez ładu i składu, ale co tam!
      Dobra, przechodząc do treści:
      Rozdział jest genialny! *oo*.
      Natalie Parker... Jędza, hihi :D. Ale chociaż nagadała Evans. Niech Lily wie, że James jej w zupełności wystarczy :). Mogłaby się nawet dzielić, ale kto by chciał się dzielić kimś takim?! Ja nigdy.
      "– Lily… – szepnął, a deszcz zagłuszył resztę słów. Patrzył na mnie spod długich rzęs, z delikatnym uśmiechem błąkającym się na jego ustach, a ja dostałam nagłej zadyszki." - Och, maj gasz... Chyba ja teraz dostałam... To jest takie... Słodkie! *oo* ♥♥♥.
      " Chciałam powiedzieć, że tego nie chcę. Chociaż sama przed sobą nie umiałam przyznać się do tego, że wspomnienie naszej ostatniej rozmowy niosło ze sobą przyjemne uczucie ciepła gdzieś w podbrzuszu (a już przynajmniej lekkich duszności), słowa te były już praktycznie na końcu mojego języka, kiedy chłopak, tak po prostu, przyciągnął mnie do siebie.
      – Och, Potter – mruknęłam cicho, zaciskając ręce na jego plecach, kiedy jego własne torowały sobie drogę ku mojej talii.
      – Evans – szepnął, a ja wtuliłam się w zgięcie jego szyi." - Teraz. To. Na. Pewno. *ooo*. Więcej scen z parasolem! ZDECYDOWANIE!
      Albo z klamrami *oo*.
      Rosie, jest cudowna, hihi :D. Może... Black by ją doprowadził do porządku? :D. Lel, ale by było, jakby się okazało, że Rosie to animag ;oo.
      " – Żebym ja cię nie załatwił! – Łapa rzucił się w stronę Gryfonki, a ta z krzykiem radości wskoczyła Jamesowi na barana.
      – Ruszaj, rumaku!
      Osoby wokoło zachichotały, kiedy Rogacz, zaskoczony, zaczął skakać z Maryl na plecach, uciekając przed złowieszczymi okrzykami Blacka." - ojejku, haha, to musiało być bardzo śmieszne xd.
      Kurde, ja zawsze miałam wątpliwości czy Lily pasuje bardziej na aurora czy na uzdrowiciela... Nadawałaby się i tu i tu.
      Ale po większym zastanowieniu... Zawsze wybierałam aurora xd.
      Syriusz jako wojownik czasu... Nie mogę, haha :D.
      "– To jedyna rzecz, w którą nigdy nie powinnaś wątpić." - Gościu dobrze mówi! ^^ :D.

      Usuń
    2. "Chłopak śmiał się, kiedy ta próbowała go rozruszać, ciągnęła go za ręce, przyciągała i odpychała. Krzyknęła coś do niego, a on złapał ją w pasie i uniósł do góry. I właśnie wtedy spojrzał na mnie.
      W sekundzie, kiedy Binner ześlizgiwała się z radością po jego wyciągniętych rękach, a ręce Nathiasa zaciskały się w moim pasie. Kiedy dziewczyna pocałowała go w policzek, a ja poczułam rozgrzane usta Krukona na swoim ramieniu. Nasze spojrzenia się skrzyżowały i przez moment patrzyliśmy na siebie, wyrwani z otępienia, a potem zniknęliśmy, porwani przez tłum." - Merlinie... Rozpływam się... To jest takie piękne ♥♥♥.
      Boziu, czy ja kiedyś mówiłam jak bardzo uwielbiam Remusa? Nie? To teraz mówię <333. Amkdsdksofkufesadds! <333.
      "Spojrzałam na Jamesa, który poczochrał mnie wolną ręką po głowie, a potem za niego, na przeciwną drużynę, skąd smutno uśmiechał się do mnie Nathias. Poczułam, jak dłoń Rogacza zaciska się na mojej, kiedy wszyscy zaczęli wiwatować, a Krukoni powoli ruszyli w stronę szatni.
      Od początku wiedziałam, kto wygra.
      Nathias również." - To jest cudoowne <33. Przecież wiadome, że serce Evans zawsze wygra James... Nie wiem dlaczego, ale wzruszył mnie ten fragment... Tak... Poruszył ;').
      Podsumowując, rozdział cudowny, i powtórzę to, warto było czekać ^^. Teraz tylko tak dalej :).
      Jeszcze raz bardzo dziękuję :).
      Pozdrawiam, udanego końca (;-;) wakacji i początku szkoły ;>>.

      Kathrine ;**

      http://jily-love-forever.blogspot.com/}
      {http://zlap-jelenia.blogspot.com/}
      Zapraszam serdecznie do siebie^.

      Usuń
    3. Popłakałam się na początku, przysięgam na Merlina, że łzy mi leciały. Ja, wzorem? O jejku, nawet nie wiesz ile te słowa dla mnie znaczą. I to jeszcze od takiej cudownej, wiernej czytelniczki! Ten dedyk należy Ci się nawet jeszcze bardziej teraz, kiedy już o tym wszystkim wiem!
      Co mogę powiedzieć, Twój komentarz jest cudowny, dał mi tyle radości i poczucia spełnienia, dla samych takich długaśnych komentarzy mogłabym napisać kolejne dziesięć rozdziałów na raz!
      Tak bardzo się cieszę, że Ci się spodobało, że uważasz, że warto było czekać i tak dalej *ociera mokre policzki*.
      Jeszcze raz dziękuję, dziękuuuuję z całeego serduszka!
      I obiecuję, że wpadnę do Ciebie ponadrabiać rozdziały i też zostawię długaśne komentarze i dodam Twoje blogi do linków (skąd pousuwałam wszystko z czym nie jestem na bieżąco, żeby pomalutku dodawać po kolei te, które przeczytam całe).
      Przesyłam moc uścisków, Atelier ♡

      Usuń
  3. Wróciłaaaaaaś ♡

    OdpowiedzUsuń
  4. Poza podium, ale może jako pierwsza napiszę pełnoprawny komentarz xD Chociaż stawiam, że ktoś mnie wyprzedzi, ale cóż, trudno :P
    Wczoraj byłam na jednodniowej, bardzo spontanicznej wycieczce, więc wstałam o 4 nad ranem żeby wyrobić się na pociąg. Z powrotem w domu byłam dopiero o 22. Przez cały dzień była całkowicie odcięta od internetu, ale czułam, że jak mnie nie będzie to coś się zdarzy xD I zdarzyło! Dodałaś rozdział! :D Przyznam szczerze, że przeczytałam go wczoraj... Nie wiem jak to możliwe, ale po 19 godzinach bez snu, nie chciało mi się spać xD Miałam również ambitne plany, żeby skomentować po przeczytaniu, ale nie wyszło, mój organizm nie wytrzymał xD I po prostu padłam. Koniec historii z życia Moony. Czas na pełnoprawną część komentarza.
    Zrobiło mi się ciepło na sercu, kiedy przeczytałam dedykacje ^.^ Uwielbiam dedykacje (zawsze je czytam w książkach), a teraz ja mam własną! :D Juhu! *.*
    Widać, że Lily nieźle się pogubiła w tym całym bałaganie, ale szczerze mówiąć w ogóle jej się nie dziwię. Potrzebowała kogoś kto pomógłby jej z Nathiasem i Jamesem, a właściwie jedyną osobą, której na tyle ufa jest Mary, z którą nie rozmawia. I może sama sobie dołki kopie, jak trafnie zauważył Remus, ale nie można zaprzeczyć, że jest jej ciężko.
    Fragment Jily: Oh, kocham. Oczyma wyobraźni widzę art, który idealnie pasuje do tej sytuacji. Nawet podrzucę linkaja, chociaż myślę, że dobrze wiesz o który art mi chodzi :D
    http://images4.fanpop.com/image/photos/18000000/Fan-Arts-lily-and-james-potter-18032010-500-642.jpg
    Uwielbiam go *.*
    Nathias: Nie lubię go. Znaczy ogólnie spoko z niego chłopak, przynajmniej teraz tak się wydaje, ale ja nie potrafię lubić żadnego chłopaka Lily, co ja zrobię... (Nie lubię też każdej dziewczyny Jamesa XD)
    Zawsze wyobrażałam sobie Lily, która chce być aurorem albo pracować w Mungu i szczerze sama nie mogę się zdecydować do którego zawodu bardziej mi "pasuje".
    "– To jedyna rzecz, w którą nigdy nie powinnaś wątpić."
    Bezkonkurencyjnie mój ulubiony fragment (no dobra, ex aequo z Jily). Lily ma jak dla mnie za małą wiarę w siebie.
    No i mecz... Wszyscy dobrze wiedzieliśmy kto wygra, prawda? James, Lily, Nathias, ja i pewnie większość czytelników.
    Mary i Lily, szczerze spodziewałam się, że pogodzą się dopiero w następnym rozdziale, ale bardzo podoba mi się sposób w jaki to opisałaś. Taki naturalny, nieprzekombinowany, prawdziwy...
    "Poczułam, jak dłoń Rogacza zaciska się na mojej..." - Atelier, Kocham Cię ♡ Haha xD
    No i tym miłym akcentem kończę mój komentarz.
    Cieszę się, że wróciłaś ^.^
    Moony

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS. Ha! A jednak napisałam pierwsza! *.* :D

      Usuń
    2. Kochana Moony!
      Czekałam na ten komentarz :D Lubię te od Ciebie, zawsze czuję się po nich taka dowartościowana hahaha.
      Cieszę się, że Ci się spodobało. Dedykacja się pojawiła, bo na nią zasłużyłaś!
      Co do momentów Jily, będzie ich tylko więcej i więcej :)
      PS Też się cieszę, że wróciłam ♡

      Usuń
    3. PS2 Tak, wiem co to za fanart, to on pomógł mi się przemóc i zacząć znowu pisać :D

      Usuń
    4. Nic dziwnego. Ten fanart jest cholernie uroczy *.*

      Usuń
  5. Tak bardzo sie cieszę ze coś dodałas. Tyle czekania nie poszło na marne i wreszcie możemy sie cieszyć z kolejnej cudownej notki. Zaglądałam tutaj co najmniej raz w tygodniu i... Jejku nawet nie wiesz jak sie cieszę z tego ze nareszcie wróciłaś.
    Z niecierpliwoscią wyczekuje kolejnej notki.
    Życzę weny i jak to zwykle bywa u autorek blogów czasu. 😊😜👌🏼👍🏼😘

    OdpowiedzUsuń
  6. Borze szumiący, to jest cudowne! Ten rozdział jest tak świetny, że brak mi słów. James, taki dojrzały! Może momentami, aż za bardzo. Lily, w końcu pogodziła (bo chyba przytulenie, można uznać za zgodę?) się z Mary - cieszę się.
    I to " Od początku wiedziałam, kto wygra. Nathias również."- najlepsze dwa zdania rozdziału, bo mam nadzieję, że jest w nich ukryte drugie dno :)
    Nathias, tak szczerze mówiąc, zupełnie nie pamiętam gościa - za długo nic nie pisałaś! Przypomnę sobie poprzednie rozdziały, bo w ogóle nie wiem czemu się przyplątał do Lily i czemu ją całuje - jak dla mnie tylko James może ją całować, i o takie momenty bardzo proszę! :)
    Wszystko ukazujesz bardzo subtelnie, nawet kaca ;)
    Uwielbiam stworzonego przez Ciebie Jamesa, jak dla mnie jest idealny... Tak właściwie większość Twoich postaci lubię, jedynie czasami Lily mnie irytuje, ale cóż, taki jej urok :)
    Życzę ogromnej ilości weny, abyś mogła nas raczyć swoją twórczością, bo naprawdę - jest co czytać i na co czekać. A ja, będę czekała z niecierpliwością ;)
    Pozdrawiam i przepraszam za tak chaotyczny komentarz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z przyjemnością odpowiem na taki fajny komentarz :)
      Tak bardzo się cieszę, że Ci się podoba! Nathias to ten Krukon, którego czytelnicy nie lubią bo przystawia się do Lily (jego damska wersja to Grace, która z kolei przystawiała się do Jamesa). Cóż mogę powiedzieć, te dwa ostatnie zdania istotnie, kryją w sobie drugie znaczenie, odnoszące się do wyboru pomiędzy kimś z Gryffindoru - bliskim jej sercu, a kimś z Ravenclawu - którego zna tak krótko. McRonner przewidział, że prędzej czy później wybór padnie i on przegra.
      No, jeszcze nikt mi nigdy nie powiedział, że ukazuję coś "subtelnie" więc możesz czuć się dumna z tego, iż pierwsza tak to ujęłaś :D hahaha.
      Podejrzewam, że Lilkę irytowałaby sama Lilka, gdyby miała sposobność ją spotkać :D xdd
      No cóż, przelewam w Jamesa wszystkie moje wyobrażenia o ideale, więc musi być ideałem *emotikonka w okularach*. A tak poważnie, trawa zawsze jest bardziej zielona tam, gdzie nas nie ma, Rogacz to wciąż człowiek z wadami :D
      Dziękuję bardzo za miłe słowa i czas poświęcony na wystukanie komentarza (wcale niechaotycznego ;) )
      Również pozdrawiam i przesyłam uściski!

      Usuń
  7. Cholera, mój komentarz :c Przysięgam, że nie chce mi się go pisać drugi raz :c W każdym razie hip hip hurra, rozdział, Jily, scenka z parasolem, wszystko świetnie i w ogóle w ogóle ♥
    Pozdrawiam cieplutko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O jeju, żałuję, bo chętnie bym poczytała :c

      Usuń
  8. Wróciłaś! Skaczę z radości! Tyle czekałam, ale w końcu się doczekałam. Nawet nie wiesz jak bardzo jestem szczęśliwa w tej chwili, a jeszcze bardziej, kiedy zobaczyłam, dedykację, w której mnie uwzględniłaś *.* To tak wiele dla mnie znaczy!
    Przestaje, gadać, bo jeszcze będę tu ględzić i ględzić, a wolę rozpływać się nad rozdziałem. Standardowe słowa, które mogę spokojnie mówić przez przeczytaniem rozdziału, to to, że znowu jest idealnie! Za to kocham Twój blog, że zawsze, ale to zawsze, jestem zadowolona z tego co przeczytałam. Nigdy się nie zawiodłam, zawsze staję się niezwykle uśmiechnięta po przeczytaniu.
    Tak, jak pod ostatnim rozdziałem byłam zakochana w scenie z klamrą, to teraz moje zadurzenie przeszło na scenę z parasolem. Sama, nie wiem, czy przez późną godzinę, czyli taką, w której mój mózg nie pracuje już tak szybko i efektownie, ale widzę przed tą sceną jednego arta właśnie z tym jak pada deszcz, a James na miotle trzyma czerwony parasol nad Lily. Naprawdę już nie wiem, czy mi się coś kręci, czy naprawdę był z nimi taki art, czy cokolwiek, może coś innego mi gdzieś przemknęło przed oczami, ale coś pamiętam takiego. Oczywiście to moja chyba ulubiona scena, bo rany, dla mnie jest słodka, pachnie słodyczą na mile <3 Uwielbiam ich i och, tego nie zmienię. O tak Lily, wiem, że chcesz, żeby James ją przekroczył, ach rozpływam się <3 Bardzo fajnie wymyśliłaś tą akcję z kursami i tak dalej na przyszłe zawody. Bardzo mi się podoba :) Powiedziałbym, że szanuję Nathiasa, ale chyba nie i jeśli on cokolwiek zniszczy między Jily, to go gołymi rękami uduszę i poćwiartuje. A Lily ma rację, jest różnica między tym, że ktoś cię pocałował, a nie ty jego, bo jest możliwość, że ty tego nie chciałeś... A Lily nic nie czuje do niego, do Nathiasa, prawda? Trzymam się na tym, bo między Lily a Jamesem zaczyna się coś układać, co bardzo mi się podoba <3 Coraz bardziej jestem zadowolona! I to jak oni tańczyli z innymi partnerami, a się na siebie spojrzeli i tak jakby czas nie istniał <3 Coś czuję, że będzie dużo serduszek... Teraz mi się przypominało jak oni się przytulili na błoniach. Achhh <3333 Cud, miód, malinka...
    "– Kac morderca, hm?
    – Po prostu ostatnio za dużo myślę – westchnęłam, opierając głowę na prawej ręce.
    – I robisz głupoty. Myślałaś, że nie zauważę, co się dzieje między tobą a Jamesem? Biedak prawie się posikał, jak nam wszystko opowiadał." ~Przez ten tekst Remusa, padałam i chichrałam się jak oszalała. Piękne! Mistrzowskie *.* Nie dziwię się Jamesowi, w końcu Lily na niego nie krzyczy i nic z tych rzeczy i pozwala mu na więcej niż myślę kiedykolwiek <3
    Lily i Mary się pogodziły? Nic więcej, do szczęścia nie trzeba... No chyba, że Jily <3 Ale ich to zawsze chętnie bym chciała, bo to coś cudownego *.* Trzymał ją za rękę. Znowu mam anielskie spojrzenie <3 Nathias, spadaj, siooo!
    Z wielkim bólem stwierdziłam, że to koniec rozdziału... Smuteg, ale pocieszam się tym, że za miesiąc znowu będę czytać i się rozpływać *,* Jeszcze raz powiem, że to było cudowne!
    Życzę weny, pozdrawiam i miłych ostatnich dni wolnego... I jeszcze raz weny!
    Panienka Livvi :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak ja uwielbiam takie długie komentarze <3
      Uwzględniłam te osoby, którym się należało, więc to, że się tutaj znalazłaś to tylko Twoja zasługa :D
      Rety, nawet nie wiesz jak mi się miło zrobiło, kiedy napisałaś, że jest idealnie i nigdy się nie zawiodłaś na moich rozdziałach *rumieni się.* Co do fanarta, tak, istnieje takowy, bo na nim wzorowałam tę scenę, w sumie to on pomógł mi przebić się przez zastój i brak weny, więc wyszło tak a nie inaczej haha. O kursach więcej będzie w kolejnym rozdziale, więc mam nadzieję, że spodoba Ci się jeszcze bardziej :)
      No cóż, nie mogę za dużo się rozwodzić nad sprawą Nathias-Lily, bo wszystkiego i tak dowiecie się z kolejnego rozdziału, a tak to tylko popsuję efekt :D mogę jedynie zdradzić, że sama tak uwielbiam te momenty z Jily, że mogłabym je wciskać w każdej scenie i żaden Krukon tego nie zepsuje :D haha.
      No tak, postać Remusa mi się fajnie rozwija :D A dziewczyny istotnie się pogodziły. I jest pięknie hepi i w ogóle, a kolejny rozdział będzie jeszcze bardziej supi hahaha.
      Dziękuję dziękuję dziękuuuuję z całego serduszka za taki cudowny komentarz!

      Usuń
  9. Hej! Świetnie czyta mi się Twoje opowiadanie. Powiem szczerze, że nie spodziewałam się tak wielobarwnego pokazania Huncwotów. Podobają mi się metafory i parabole, które stosujesz w tekście, jak na przykład właśnie to z łapaniem znicza. Podoba mi się powolny rozwój wydarzeń pomiędzy Lily i Jamesem, nie ma raptownego przejścia z nie znoszę cię do kocham cię ponad życie. Chwała Ci za to, jak również za przeżywanie rozejścia się z Severusem. No bitch please, to musiało tak wyglądać!
    Pochłonęłam wszystko w ciągu jednego dnia, wręcz wsiąknęłam.
    Jest kilka minusów. Znalazłam podczas czytania (nie powiem Ci już gdzie, na pewno jedno w pierwszym rozdziale), gdy źle odmieniłaś czasownik przez przypadki. Mam na myśli użycie potocznej formy, która jest spotykana w mowie, ale na piśmie wygląda jak gargulec. O, znalazłam. Pierwszy rozdział, czwarty akapit „rozglądnęłam”. Rozejrzałam, nie rozglądnęłam.
    O, i tu masz ortografa: „Łatwiej byłoby skoczyć z wierzy” wieży, bo myślę że chodziło o budowlę :)
    Nie chcę pisać o banałach, podoba mi się konstrukcja postaci, chwalę za akapity, obserwuję i dodaje do czytanych na moim blogu.
    Podoba mi się kolorystyka, kawowe kolory, ale mam uwagę do bocznej kolumny. Jest trochę bezładna i niedopracowana, jakbyś stwierdziła "dobra, kiedyś to dokończę, teraz to nie ma znaczenia". Ależ owszem, ma :)

    Ponury Kosiarz z projekt-tchnienie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci bardzo :)
      Powiem szczerze, że ta boczna kolumna tak sobie była niedokończona, cała w bałaganie i ostatnio ją posprzątałam jako tako, chociaż zapewne wciąż nie jest idealnie :)
      Co do samej treści, cieszę się, że Ci się spodobało! Naprawdę miło mi się zrobiło czytając Twój komentarz :3
      Nie wiem co ja mam z tą wierzą/wieżą. Pilnuję się niby i sprawdzam a potem i tak ten błąd skądś wyskakuje. Że moja beta go nie wyłapała... Już poprawiam.
      Dziękuję za miłe słowa, obiecuję zajrzeć na Twojego bloga :)
      Pozdrawiam cieplutko :)

      Usuń
  10. Czuć tutaj brudną poszewką.

    OdpowiedzUsuń
  11. Hej, hej ;) Trafiłam w dobrym momencie, akurat powróciłaś po pół roku i nie muszę przejmować się, że kontynuacja się nie pojawi ;P Bardzo przyjemne uczucie muszę przyznać ;P
    Trafiłam tu zupełnie przypadkiem, mój blog właśnie został dodany do jednego z katalogów, chciałam sprawdzić czy wszystko jest ok i tak jakoś przy okazji rzucił mi się twój blog w oczy. No i siedzę tu już nie wiem którą godzinę i wypatruje sobie oczy pospiesznie nadrabiając poprzednie rozdziały ;P
    Bardzo podoba mi się, że mimo iż postawiłaś na Jily nie boisz się namieszać ich pobocznymi związkami, wgl ten wątek jest genialny, to jak Lily stopniowo zaczyna rozumieć na kim naprawdę jej zależy <3
    Może trochę aż za bardzo przeżywała to 'rozstanie' z Severusem, mam wrażenie że nawet kłótnię z Mary przyjęła łagodniej, ale na szczęście wszystko powróciło już do normy ;P
    Mało blogów można spotkać gdzie jest opisane coś więcej niż miłosne rozterki, przemyślenia, gatki szmatki i rozrabianie huncwotów, szczególnie gdy wszystko pisane jest z perspektywy Rudej. Dlatego wielki plus za aktywne poruszanie wątku wojny, pojedynki, czy też właśnie te spotkania zawodowe, ogółem za oryginalne pomysły ;) Ach i skrzat dokarmiacz! Iskierka o ile dobrze pamiętam ;P Świetny pomysł ;)
    Jeszcze chciałam pochwalić, że pięknie pokazujesz jak Lily dowiedziała się o futerkowej przypadłości Remusa, o animagii chłopaków, pelerynie niewidce, że nie ma wszystkiego podanego na tacy tylko powoli wszystko układa się w całość ;) Jedyne do czego mogę się przyczepić, jeżeli chodzi o kanoniczne wytykanie nieprawidłowości, to Pokój Życzeń, huncwoci o nim nie wiedzieli, nie było go na ich mapie, ale ja zawsze się cieszę kiedy pojawia się, sama w swoim opowiadaniu chcę go wprowadzić, tylko myślę, że w takim wypadku nie powinno zabraknąć informacji jak chłopcy go odkryli o czym często się zapomina ;)
    Och i widzę, że masz ten sam problem co ja ;P Czasami akcja głównie dzieje się w dialogach a opisów trochę brakuje ;P Razem z tym powalczymy ;P
    Tak więc, super opowiadanie, z niecierpliwością czekam na kontynuację, mam nadzieję, że takie długie przerwy masz już za sobą i wena powróciła na dobre ;)
    A Popo chyba czytał razem ze swoim skrzatem, może przydałoby się wysłać go do pralni?
    Weny i huncwotów ;) W wolnej chwili zapraszam do siebie ;)
    niecnimarudersi.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie spodziewałam się dostać takiego miłego i długiego komentarza tyle po publikacji rozdziału, najczęściej takie pojawiają się od razu po jego dodaniu :D
      Dziękuję bardzo za wszystkie miłe słowa! W głębi duszy też uważam, że Lily cierpiała za Severusem trochę za długo, ale już tego nie zmienię :D
      A jakaś część mnie wierzy w to, że Pokój Życzeń nie był na mapie, bo jest nienanoszalny na mapy, ukryty przed wszystkimi wścibskimi spojrzeniami :D
      Nie rozumiem tylko tego zdania "A Popo chyba czytał razem ze swoim skrzatem, może przydałoby się wysłać go do pralni?", kompletnie nie wiem o co w nim chodzi hahahah. Wybacz (;
      Jeszcze raz dziękuję i obiecuję w wolnej chwili zajrzeć do Ciebie!

      Usuń
    2. Ahaha, chyba jednak już ogarnęłam, o co chodziło z tym zdaniem :D Jesteś moim mistrzem, hahaha!

      Usuń
    3. Bardzo dobre wytłumaczenie co do Pokoju Życzeń, że też nie pomyślałam o tym wcześniej! Koniecznie musisz gdzieś wspomnieć o tym w swoim opowiadaniu ;P
      Ciesze się, że ogarnęłaś, tylko potteromanniacy to zrozumieją ;P

      Usuń
  12. Czesc! Trafilam na twojego bloga wczoraj.... I musze powiedziec ze dawno nie czytalam TAKIEJ historii.
    Czyta sie lekko i przyjemnie, bardzo dobrze ukazujesz uczucia Lily.
    Spodobalo mi sie zakonczenie tego rozdzialu :) I mam ogromna nadzieje ze wreszcie zerwie WSZELKI kontakt z Nathiasem (w koncu on juz wie ze przegral) Ciesze sie ze Lily pogodzila sie z Mary :# bo to doprowadzalo mnie do szalu!
    Szczerze ufam ze Lily pogada sobie od serca z James^em i ze bedzie wiecej takich uroczych momentow jak ten ze spinką :)
    To jak? Kiedy kolejny rozdzial?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło powitać Cię w moich skromnych progach :3 I dziękuję za wszystkie miłe słowa!
      A nowy rozdział powinien być na dniach. Jeśli nie jutro, to sobota/niedziela :)

      Usuń
  13. Ja sobie wypraszam! 26 był rozdział a fejsbuk zrobił mnie w konia i wcale nie widziałam! Dobrze, że sprawdzam co jakiś czas! :D
    Co do rozdziału- nie wiem co o nim myśleć :/ Z jednej strony genialnie, z drugiej wprost przeciwnie- wybitnie :D Całość jest mega, nie mogłam się doczekać kiedy w końcu przeczytam nowy rozdział :) Uwielbiam to jak piszesz, należysz do ścisłej 3 moich ulubionych pisarek, i wcale nie jesteś na tym 3 miejscu! (Innymi słowy: nie spieprz tego xD Taki żarcik ^.^) Ciekawe jak Lila to wszystko odkręci z tym palantem McRonner'em :D Fajny pomysł z tymi szkoleniami czy jak to tam zwał, ale pomysł dobry, nie spotkałam się z czymś takim w innych historiach więc mnie zaciekawiło co z tego wyniknie :D
    Mam nadzieję że następny rozdział będzie troszkę szybciej niż ten! :D
    Pozdrawiam, i mam nadzieję że będziesz miała dużo weny i chęci i czasu i wszystkiego czego potrzebujesz do stworzenia dalszych rozdziałów! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O kurcze, fajnie jest czuć, że jednak ktoś to naprawdę lubi :D
      Bardzo mi miło! A to fejsbuk, jak on mógł, haha.
      Rozdział będzie za kilka dni, także sprawdzaj pilnie, czy już się ukazał :D
      Dziękuję bardzo i również pozdrawiam!

      Usuń