piątek, 14 marca 2014

1. Z powrotem w domu

Jest taki rodzaj smutku, którego nie potrafimy wyrazić słowami. Nie mogąc się wyrwać z otchłani rozmyślań osiada ciasno na dnie naszego serca, niczym śnieg w bezwietrzną noc, lawirując pomiędzy smutkami i żalami, które z obawą skrywamy. Spoglądałam przez okno, na osłoniętą nocą Cornwalian Street, bawiąc się zapięciem od łańcuszka i starałam się przestać myśleć o osobie od której go dostałam. Severus Snape.
Przymknęłam oczy próbując powstrzymać łzy. Nie chciałam płakać. Nie powinnam. Severus był ostatnią osobą, o którą powinnam się martwić. A jednak coś głęboko we mnie szeptało cicho jego imię.
– Dosyć – mruknęłam, przerywając wszechogarniającą ciszę. – Przestań, Lily. On nie jest tego wart.
Powoli zsunęłam się z parapetu i rozglądnęłam po pokoju. W mroku ledwo mogłam dostrzec zarysy mebli, jednak znałam drogę na pamięć. Na palcach przeszłam przez całą jego długość, aż do szafy pod którą leżał otwarty kufer i przykucnęłam obok, chowając medalik do małej, wewnętrznej kieszonki. Już dobrze, już wszystko w porządku. Oddychaj, Lily, oddychaj. Oparłam się plecami o zimną ścianę i zamknęłam oczy, próbując przywołać w myślach postać przyjaciółki. Czemu nie wyrzuciłam tego głupiego łańcuszka? Czemu nie potrafiłam pogodzić się z myślą, że to już koniec? Przestań Lily. Pomyśl o Mary, pomyśl o Hogwarcie. Nie wiem ile starałam się skupić na jutrzejszej podróży na peron 9 i 3/4. Kiedy w końcu ułożyłam się wygodnie w łóżku dochodziła druga w nocy. Otuliłam się szczelnie kołdrą, z głową ciężką od przemyśleń, a jednak nie potrafiłam usnąć. Już kolejnego dnia miałam zacząć szósty rok nauki w Hogwarcie, a zamiast wreszcie odpocząć w głowie kotłowały mi się słowa pewnego Ślizgona. Spojrzałam w okno, próbując odnaleźć wzrokiem przejście do Spinner’s End ukryte między dwoma wierzbami, prawie wyobrażając sobie dom starego przyjaciela, który pewnie tonął wtedy w ciemności. Mogłam jednak przysiąc, że nie spał – nigdy nie sypiał za dobrze. Przestań Lily, przestań o nim myśleć. Dla niego jesteś zwykłą szlamą, niczym więcej. Pamiętasz co stało się pod koniec piątej klasy? Pamiętałam aż za dobrze.
Dużo czasu minęło zanim usnęłam, a nawet wtedy, we śnie, w moim umyśle gościł nie kto inny, jak spowity w czerń Severus Snape.
W końcu nastał upragniony ranek. Po długich próbach zmęczona westchnęłam i z trudem dopięłam walizkę. Co mnie napadło żeby jeszcze raz sprawdzać czy zapakowałam wszystko?
– Lily, śniadanie! – Dobiegł mnie z dołu głos mamy.
– Już idę! – krzyknęłam, rozglądając się po kremowym pokoju. Łóżko z kolumienkami i wysokim baldachimem, pościelone w biegu, moja ukochana biała pościel w fioletowe kwiaty, poukładane stosy książek na biurku, odkurzony, jasny parkiet, meble z ciemnego drewna. Przez cały ten czas nawet nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo będę tęsknić za tym wszystkim.
– Lily, na miłość boską, bo się spóźnimy!
Zbiegłam na dół, wpadając do jasnej kuchni z wielkim uśmiechem na ustach.
– Mary Oldisch Evans, przecież mamy jeszcze pół godziny.
– Nie tym tonem młoda damo – mruknęła kobieta wskazując na stół, przy którym już siedziała reszta rodziny. Próbowała ukryć troskę pod maską silnej matki, jednak widziałam w jej oczach błyski tęsknoty. – Jedz, zanim wystygnie.
Usiadłam naprzeciwko Petunii i uśmiechnęłam się do niej ciepło, jednak ta zlekceważyła moje spojrzenie i wpatrzyła się w telewizor. Pokręciłam głową i złapałam za widelec.
– Nie przejmuj się – usłyszałam szept taty. – Kiedyś jej przejdzie. – Popatrzyłam na  niego z bólem w oczach, a on odwzajemnił moje spojrzenie, zawierając w nim wszystko to, czego nie był w stanie powiedzieć.
Nie wiem kiedy kufer został zapakowany do bagażnika, a ja usadowiłam się wygodnie na tylnym siedzeniu służbowego samochodu taty. Po raz ostatni rzuciłam okiem na Petunię, znikającą w kuchennym oknie i odwróciłam głowę. Wiedziałam co zepsuło nasze stosunki – magia. To samo co uczyniło mnie tak szczęśliwą sprawiło, że moja siostra znienawidziła mnie na tyle, by mieć głęboko w nosie, że właśnie znikam na kolejne dziesięć miesięcy – wręcz przeciwnie, ona aż kipiała z zadowolenia, że nigdzie w pobliżu nie będzie Lily, dziwaczki Lily.
– Wszystko w porządku? – mruknęła mama, wpatrując się we mnie.
– Tak, po prostu nie byłam pewna czy wzięłam podręcznik do Zaklęć – skłamałam. – Możemy jechać.
Na King’s Cross byliśmy dwadzieścia minut przed odjazdem pociągu. Wspólnie ruszyliśmy do środka, z tatą pchającym mój kufer na czele. Kiedy w końcu dotarliśmy do metalowej barierki oddzielającej świat magii i ten drugi, pełen mugoli, poczułam jak mój żołądek wykonuje niemiły obrót.
– Obiecaj, że będziesz pisać.
– Obiecuję.
Ścisnęłam mocniej dłoń rodzicielki i przytuliłam tatę.
– No idź już, bo się spóźnisz.
Złapałam rączkę kufra i niby od niechcenia oparłam się o murek, by po chwili wynurzyć się spośród kłębów dymu. Gdyby nie Hogwart, pewnie wciąż przyjaźniłybyśmy się z Petunią. Gdyby nie magia, pewnie wciąż bylibyśmy jedną, wielką, wspaniałą rodziną. A jednak kiedy ujrzałam czerwoną lokomotywę i tłumy przekrzykujących się uczniów po moim ciele rozeszło się przyjemne ciepło. To było moje miejsce, to był mój świat.
– Lily! Lily, tutaj!
Z uśmiechem ruszyłam w stronę wymachującej do mnie brązowowłosej Gryfonki.
– Nareszcie! – zawołała, ściskając mnie mocno. – Tęskniłam.
– Ja też – zaśmiałam się, omiatając ją spojrzeniem. Jej szare oczy iskrzyły, pomalowane pomadką usta rozciągały się w wielkim uśmiechu, a rozczochrane włosy spływały falami na jej ramiona. 
– Chodź, znalazłam już wolny przedział.
Powoli ruszyłam za przyjaciółką, rozglądając się za innymi znajomymi twarzami.  Po chwili z tłumu wyłoniła się uśmiechnięta Alicja, a widząc nas pomachała wesoło i podbiegła żeby się przywitać. Hawkins była średniego wzrostu, czarnowłosą Gryfonką z naszego rocznika. 
– Jak wakacje? – spytałam, jednak w chwili kiedy brunetka otworzyła usta znikąd pojawił się Frank Longbottom, który złapał ją w talii i okręcił wokół własnej osi.
– Nareszcie! Wszędzie cię szukałem! – zawołał. – Wybaczcie dziewczyny, ale będę zmuszony ją porwać – dodał, a mówiąc to splótł razem ich dłonie i pociągnął w drugą stronę.
– Widzimy się w zamku – mruknęła Alicja, posyłając nam przepraszające spojrzenie.
– Nie ma sprawy. – Chwilę jeszcze wpatrywałyśmy się w śmiejącą się parę, po czym ruszyłyśmy w stronę pociągu. Z pomocą Mary wtaszczyłam kufer do jednego z wagonów, a potem na półkę nad naszymi głowami w pustym przedziale. Zmęczone usiadłyśmy i zaśmiałyśmy się cicho.
– Zaraz będę musiała iść do wagonu dla prefektów – mruknęłam, spoglądając na zegarek.
– Wiem, wiem, poczekam. – Szatynka uśmiechnęła się do mnie i wyciągnęła na miękkim siedzisku. Mimo wszystko mogłabym przysiąść, że w jej oczach mignął smutek. 
– Niedługo wracam.
Wiedziałam o czym pomyślała Mary. O tym samym często myślałam ja – o samotności. Nigdy nie byłam osobą towarzyską, dlatego przyjaźń z Gryfonką zupełnie mi wystarczała. Bywały jednak takie momenty, kiedy odczuwałam to jako wyżerającą inne uczucia wielką dziurę, samotność, odosobnienie. Z zazdrością spoglądałam na przedziały pełne śmiejących się osób, rozmyślając o kolejnym roku w Hogwarcie. Czemu nie potrafiłam po prostu odetchnąć i z uśmiechem iść dalej, zdobyć nowych przyjaciół, świetnie się bawić? Pociąg mknął po zużytych torach a ja cofałam się powoli w czasie spoglądając w oczy starym wspomnieniom. Jak dziś pamiętałam początek mojej przyjaźni z Gryfonką. Wszystko dzięki spotkaniom Klubu Ślimaka, chociaż wtedy nawet przez myśl by mi nie przeszło, że coś tak pięknego mogłoby się rozwinąć dzięki profesorowi Slughornowi. W ciągu ostatniego roku wiele się zmieniło. Mary stała się dla mnie najbliższą osobą. Była dla mnie kimś w rodzaju ideału. Obie w jakiś dziwny, nieznany mi sposób zmieniłyśmy siebie. Ja w końcu zyskałam prawdziwą przyjaciółkę, przylgnęłam do książek i odsunęłam na bok wszelkie troski. Ona wyrosła z głupich zaczepek, przybrała na twarz miły uśmiech i pomogła mi iść przed siebie. Zawsze mimowolnie zazdrościłam jej tego jak dobrze dogadywała się z innymi, jednak starałam się przełknąć to uczucie i zamknąć na cztery spusty gdzieś głęboko. Przyjaźń z Mary Macdonald była dla mnie jedną z najważniejszych rzeczy na świecie i nie potrafiłam wyobrazić sobie zniszczenia jej czymś tak głupim jak zazdrość.
– Hej! Lily!
Obejrzałam się i uśmiechnęłam szeroko do chłopaka biegnącego w moją stronę. Jego jasne włosy opadały falami na czoło, a mała blizna na skroni drgała, kiedy uśmiech objął jego oczy.
– Remusie – powiedziałam, kiedy Gryfon zwolnił i przytulił mnie na powitanie. – Miło cię widzieć.
– Ciebie również. Jak minęły ci wakacje?
– Standardowo. Chociaż w tym roku pomagałam charytatywnie w pobliskiej placówce dobroczynnej, więc przynajmniej miałam jakieś zajęcie. A tobie?
– Wiesz, jak jest – odpowiedział zdawkowanie Lupin, wzruszając ramionami, jakby chciał powiedzieć "przecież dobrze wiesz, że nie działo się nic ciekawego".
Pomimo faktu, iż oboje zdawaliśmy sobie sprawę, że wielu rzeczy o sobie nie wiemy, relacja z Remusem była miłą odmianą w porównaniu do innych znajomości z mieszkańcami domu Lwa. Wiedziałam, że choć nie byliśmy sobie bezwzględnie bliscy, jak z Mary, mogłam na niego liczyć. Choć przyjaźń ta była całkiem świeża i na tamten moment chyba nawet przyjaźnią bym jej nie nazwała, lubiłam jego towarzystwo. Wciąż pamiętałam, jak powoli przełamywaliśmy pierwsze lody na wspólnych dyżurach na piątym roku, oraz jego śmiech, kiedy opowiadałam mu co nowego wymyślił Potter, próbując zwrócić moją uwagę. Ugh, przeszło mi przez myśl, a na moją twarz wypłynął grymas na samą myśl o jego najlepszym przyjacielu. Z wielu powodów ciężko było mi uznać Remusa za przyjaciela od serca, a jednym z nich była dwójka kretynów, która włóczyła się za nim po korytarzach. Jak bardzo nie uwielbiałabym Lupina, ciężko było mi spędzać z nim więcej czasu niż na dyżurach, w czasie wczesnych godzin porannych na śniadaniu i wieczorami, gdy jego drugie połówki udawały się na treningi Quidditcha. Nikt inny nie działał mi tak na nerwy, jak oni.
Czas dłużył się niemiłosiernie. Razem z Remusem usadowiliśmy się przy wejściu do wagonu Prefektów, mając nadzieję, że być może tym razem spotkanie zajmie krócej, ale kiedy w końcu udało nam się wydostać z miejsca pełnego zarozumiałych prefektów wykłócających się o listę dyżurów, za oknem migały przedmieścia Londynu, a w tle widać było pierwsze pastwiska i porośnięte uprawami pagórki. Przystanęłam i oparłam się o jego ramę. 
– Nigdy nie przestanie mnie zachwycać ten widok – powiedziałam.
– Lepiej go dobrze zapamiętaj. Zostały ci tylko jeszcze trzy podróże – powiedział Lupin, uśmiechając się smutno.
– Będę za tym tęsknić.
Oboje ruszyliśmy wzdłuż pociągu, dyskutując o nowym rozkładzie par patrolujących korytarze. I kiedy miałam powiedzieć, że na mnie już czas, i że widzę już swój przedział, zza przesuwnym drewnianych drzwi dobiegły nas męskie głosy i głośny śmiech.
– Co do… – mruknęłam, otwierając drzwi, jednak przerwałam na widok pasażerów. 
– Lily! – zawołał James uśmiechając się tak szeroko, że można było policzyć wszystkie jego zęby. – Nareszcie! 
Spojrzałam na Mary, która chichotała pod nosem, obejmując rękami swoje nogi. Na ziemi pełno było czegoś, co wyglądało na obślizgłe zielone gluty. Powoli rozglądnęłam się i spojrzałam na Syriusza, próbującego złapać oddech pomiędzy napadami szaleńczego rechotu i Petera Pettigrew, ze zmarnowaną miną trzymającego jakieś rozerwane pudełko w rękach.
– Ile... razy... – wysapał Black, próbując nabrać powietrze do płuc, pomiędzy kolejnymi chichotami. – Ile razy mam ci powtarzać Glizdku... Ha, ha! Żebyś otwierał z dobrej... dobrej strony! 
– No tak – mruknęłam, zaciskając usta i przyglądając się czarnym włosom Syriusza, które zaczęły skręcać się w loczki w miejscu, w którym obryzgała je zielona maź.
– Zmieniliśmy wagon? – zapytał Remus, wyciągając różdżkę i machając nią szybko. Zawartość pudełka wyparowała, nie pozostawiając śladu na podłodze.
– Chcieliśmy dotrzymać Mary towarzystwa – powiedział Potter, uśmiechając się ponownie. Spojrzałam na niego i zwęziłam oczy. Jego włosy były tak samo rozczochrane jak w czerwcu, okulary tak samo przekrzywione, a spojrzenie tak samo męczące. Westchnęłam pod nosem i usiadłam obok Mary, próbując zachować dobrą minę, chociaż na sam widok Gryfonów ciśnienie skoczyło mi tak wysoko, że choć jeszcze chwilę temu marudziłam Remusowi, że napiłabym się kawy, nagle zupełnie jej nie potrzebowałam.
– Więc, Lily, jak ci minęły wakacje?
– Minęły by lepiej, gdybym co kilka dni nie znajdywała pod drzwiami listów od ciebie – mruknęłam, sztyletując go wzrokiem, co chyba zupełnie mu nie przeszkadzało, bo jedynie uśmiechnął się szeroko, na co Syriusz wybuchnął kolejną salwą niepohamowanego śmiechu. 
– Przestałbym je wysyłać, gdybyś choć na jeden odpisała.
– A już myślałam, że tylko by cię to zachęciło.
Potter otworzył usta, żeby coś odpowiedzieć, ale Remus przerwał mu, rzucając w niego czekoladową żabą, na której przez przypadek usiadł, na co chłopak zrobił oburzoną minę.
– Ciekawe jakie dostaniemy w tym roku plany zajęć. Tak się cieszę, że w końcu mogliśmy ponownie wybrać przedmioty. Pozbycie się Historii Magii to był najlepszy prezent, jaki mogłem sobie sprawić – powiedział Lupin, zmieniając temat.
– No co ty – wydukał Syriusz, ocierając łzy z policzków i wciąż próbując uspokoić oddech. Peter przyglądał mu się z rezygnacją, próbując wyglądać, jakby w ogóle go tam nie było. – Nie mów, że nie lubiłeś starego Binnsa?
– Mógłbym wymienić przynajmniej dziesięć powodów, dlaczego ten człowiek nie powinien uczyć. Numer jeden brzmiałby: bo jest martwy – powiedział Remus, na co Mary zachichotała.
– Numer dwa to kolekcja jego dziwnych kamizelek – podpowiedziała, co wywołało w Syriuszu kolejny napad śmiechu.
– Jak widać dziwne są nie tylko kamizelki Binnsa – skomentowałam, przyglądając mu się z podniesioną prawą brwią. 
– Chociaż z drugiej strony, ciężko mówić o przyjemnościach po tym jak wykończył mnie tamten rok. Egzaminy to była jakaś porażka. A z tego co się orientuje, to dopiero początek. Rozmawiałem z Marleną McKinnon, mówiła że szósty rok zaczął się od miliona sprawozdań i testów, czuła się tak, jakby OWUTEMy miały odbyć się na święta...
– No, Lunatyku, a ty już byś tylko o szkole nawijał. Czemu nie porozmawiamy o czymś przyjaźniejszym? – przerwał mu James, puszczając mi oczko.
– Czemu nie porozmawiacie o tym w swoim przedziale? – mruknęłam, robiąc głupią minę i krzyżując ręce na piersi. Brunet spojrzał na mnie i wyszczerzył zęby, a ja mimowolnie powróciłam myślami do wydarzeń sprzed trzech miesięcy i poczułam jak powoli oblewa mnie fala wściekłości. Wcale się nie zmienił od tamtego czasu, wręcz przeciwnie, miałam wrażenie, że czerpał z tego wszystkiego jeszcze większą przyjemność.
– No co, Evans, nie mów, że nie chcesz mojego towarzystwa.
– Chcę go tak bardzo jak czyraków na plecach.
Syriusz wypluł sok dyniowy, którym próbował chyba przepić czkawkę, która zaczęła go męczyć z nadmiaru śmiechu, a James skrzywił się.
– Łapo nie na koszule, świeżo wyprana!
– Jesteś idiotą, Potter – westchnęłam przyglądając się rechoczącym Gryfonom.
– Dla ciebie mogę być nawet czyrakobulwą.
Spojrzałam na Lupina, który pokręcił głową i wstał.
– Myślę, że już na nas czas. Powinniśmy jeszcze sprawdzić jak mają się inni… eee... pasażerowie pociągu.
– Tak, masz rację. – Syriusz natychmiast wstał, zbierając papierki po słodyczach. – Miło było – mruknął, kłaniając się, a potem zachichotał ponownie, kiedy James popchnął go. Peter uśmiechnął się nieśmiało i czmychnął z przedziału jako pierwszy.
– Widzimy się na uczcie Evans! – zawołał James, ponownie puszczając mi oczko.
– Masz jakieś spazmy, czy złapał cię skurcz? – spytałam, wskazując palcem na lewe oko. Syriusz wybuchnął rechotem godnym dorodnej ropuchy i musiał zostać wyprowadzony z przedziału przez chichoczącego Remusa i zdegustowanego Jamesa.
Jakaś część mnie wcale nie chciała zostawać sama. Wręcz przeciwnie, gdzieś w środku krzyczała, żeby zostali, ale silniejsza od tego była irytacja. Tak, James Potter, napuszony Gryfon z szóstego roku z pewnością doprowadzał mnie do białej gorączki i nie miałam najmniejszej ochoty utrzymywać z nim bliższych stosunków niż z trójgłowym psem.
Westchnęłam cicho i przesiadłam się na miejsce Jamesa, wpatrując się w las za oknem. 
– Lily, wszystko w porządku? – spojrzałam na przyjaciółkę i pokręciłam głową.
– Nie, Mary, nic nie jest w porządku. – Poczułam na sobie jej zatroskane spojrzenie.
– Wiesz, że mi możesz powiedzieć o wszystkim, prawda? – spytała, spoglądając na mnie. Pokiwałam powoli głową i wpatrzyłam się w drzewa migające za szybą.
– Przez całe wakacje zastanawiałam się czy to była moja wina – wyszeptałam.
– Lily...
– Tak, wiem, ale zrozum, ja... Ja przez cały czas wierzyłam, że on nie jest niczemu winny. James zawsze mówił... Zawsze coś miał do Severusa, a ja się o to wściekałam. Ja, jego przyjaciółka, myliłam się co do niego, a taki napuszony jak paw Potter po prostu miał rację. – W przedziale zapanowała cisza. Mary popatrzyła na mnie smutno. – To nie tak, że przyjęłam sobie za punkt honoru obwieszać go łajnem jak tylko nadarzy się okazja. Ja po prostu... Gotuję się od środka, bo cokolwiek Potter nie zrobi ja widzę go tamtego dnia, w rozpiętej szacie, z głupkowatym uśmiechem na ustach, stojącego na błoniach i wieszającego Snape'a do góry nogami. Widzę jego uśmiech, widzę, że sprawia mu to przyjemność... A potem jedyne o czym myślę to słowa Severusa – wyszeptałam, zaciskając zęby. – To tak jakby za każdym razem kiedy Potter pojawi się w pobliżu i zacznie się do mnie dowalać jedna z najbliższych mi osób nazywała mnie szlamą. Naprawdę mam dość, jedyne co robię, to ciągle przeżywam to na nowo i na nowo, i na nowo...
Zacisnęłam oczy i poczułam piekące łzy pod powiekami, kiedy Mary usiadła obok i przyciągnęła mnie do siebie.
– No już... – szeptała. – Lily, hej, Lily... Nie myśl o tym. On nie jest tego wart. Nie jest ciebie wart. Żaden z nich – podkreśliła ostatnie zdanie, na co uśmiechnęłam się słabo.
– Kocham cię, wiesz? – Spojrzałam w jej szare oczy, które pochłonął szeroki uśmiech.
– Głupia jesteś – zaśmiała się, opierając nogi na przeciwległym siedzisku. Resztę podróży spędziłyśmy śmiejąc się i żartując, opowiadając sobie szczegółowo wydarzenia z wakacji.
Kiedy pociąg zaczął zwalniać przełożyłyśmy przez głowy czarne szaty i skierowałyśmy się w stronę wylewającego się z przedziałów tłumu uczniów. Noc była mroźna jak na wrzesień. Schowałam ręce w kieszeniach i ruszyłam z Mary pod rękę do czekających już na nas powozów. Wylądowałyśmy w środku z dwoma Puchonami z trzeciej klasy, którzy szeptali między sobą przez całą podróż co chwila chichocząc. Najwidoczniej ktoś w pociągu podrzucił do kilku wagonów bomby pierdzące, powodując niemałe zamieszanie. Do głowy przyszło mi, że pewnie o to chodziło Huncwotom, kiedy mówili, że mają zająć się innymi pasażerami pociągu, ale szybko uznałam, że to nie moja sprawa. Rok jeszcze się nie zaczął. Znudzona wyjrzałam przez okno spoglądając na grupkę szóstoklasistów. Kiedy zauważyłam Jamesa machającego do mnie wzniosłam oczy do nieba i odwróciłam się w drugą stronę. Mój dobry humor wyparował. Dopiero kiedy przed naszymi oczami pojawiły się tysiące lewitujących w powietrzu świec i cztery długie stoły zastawione złotą zastawą na moją twarz wpłynął uśmiech. Wróciłyśmy do domu.
Powoli skierowałyśmy się do tego zasiadanego przez Gryfonów i usiadłyśmy obok rozchichotanej Alicji i wyglądającego na nadąsanego Franka.
– Co się stało? – spytała Mary, kiedy brunetka ukryła twarz w dłoniach.
– Dopiero teraz przypomniał sobie, że nie wziął z domu różdżki. Różdżki! – Tym razem śmiechem ryknęło pół sali, na co twarz Franka przybrała kolor dojrzałej śliwki.
Rozglądnęłam się z zaciekawieniem dookoła i zdumiona spostrzegłam, że większość miejsc była już zajęta. Po chwili w drzwiach pojawiła się profesor McGonagall z grupą przerażonych pierwszoroczniaków, a rozmowy ucichły na dobre. Ze zniecierpliwieniem wpatrywałam się w Tiarę Przydziału, jednocześnie stukając palcami w stół. Po chwili ktoś złapał moją dłoń. Podniosłam głowę i spojrzałam w szarozielone tęczówki Mary mówiące "przestań".
– Przepraszam – mruknęłam zmieszana. – Jestem po prostu zmęczona i chciałabym w końcu móc się położyć.
Była to prawda tylko po części. Większą rolę grały tu raczej spojrzenia rzucane przez Severusa siedzącego na przeciwko mnie, oraz Jamesa, który hałaśliwie przesiadł się trzy miejsca na prawo, żeby być bliżej mnie. Podparłam głowę na ręce i skupiłam się na powstającym dyrektorze szkoły.
– Witajcie w kolejnym roku nauki w Hogwarcie! Myślę, że już najwyższy czas zacząć ucztę, a porozmawiamy, kiedy już każdy nasyci swój brzuch – zawołał, spoglądając na wyczekujących uczniów. – Smacznego!
Odetchnęłam i rozglądnęłam się po złotych półmiskach, teraz po brzegi wypełnionych udkami kurczaka, frytkami, mięsnym puddingiem, ziemniaczkami w kształcie wielkiej litery "H", groszkiem w sosie, warzywami w serze topionym, surówkami i Merlin wie czym jeszcze. Poczułam jak żołądek skręca mi się z głodu i dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że jadłam dzisiaj praktycznie tylko śniadanie. Z ochotą więc sięgnęłam po złociste piersi z kurczaka z brokułami. Musiałam przyznać – jedzenie było wyśmienite. Kiedy każdy miał już mniej lub więcej pełne brzuchy talerze zalśniły czystością, jednak tylko po to, by po chwili zapełnić się deserami – począwszy od wielkich bloków czekoladowych ciast, po bulgoczące fontanny budyniu z wiórkami kokosowymi. Po drugim kawałku jabłecznika poczułam, że jeżeli jeszcze cokolwiek przełknę prawdopodobnie pęknę, więc odsunęłam swój talerz i z uśmiechem przypatrywałam się walce Mary z waniliową babką w śmietankowym puchu (który naprawdę unosił się półtora cala nad stołem). W końcu stoły opustoszały i wszyscy – tym razem już z błogimi uśmiechami – zwrócili się w stronę stołu nauczycielskiego, gdzie rozradowany Dumbledore odłożył swój puchar i powstał. 
– Skoro już każdy nasycił swój brzuch czas na małe przypomnienie zasad, choć wcale nie twierdzę, że ich nie pamiętacie. Wręcz przeciwnie, mam wrażenie, że raczej próbujecie o nich zapomnieć – przerwał, mrugając w kierunku Huncwotów, którzy skinęli głowami chichocząc. – Pierwszorocznych informuję, iż wstęp do Zakazanego Lasu jest jak najbardziej zakazany, przypominam także, że w wyjściach do Hogsmeade mogą uczestniczyć jedynie klasy od trzeciej wzwyż. W tym roku lista zakazanych przedmiotów powiększyła się o kilkanaście nowych pozycji, jednak przede wszystkim chciałbym tu wspomnieć o klekocących klapkach i wampirzych szczękach. Jeżeli ktokolwiek jest w posiadaniu którejś z tych rzeczy może mi wierzyć na słowo, że dowiem się, jeżeli jej użyje. A teraz nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć wam dobrej nocy!
Ziewnęłam potężnie i wstałam, ruszając w stronę pierwszoklasistów, co uczynił także Remus. Powoli skierowaliśmy nasze kroki w stronę Wieży Gryffindoru, starając się wytłumaczyć im drogę. Nie wiem kiedy znalazłam się w dormitorium. Z tęsknotą spojrzałam w kierunku czterech łóżek i westchnęłam cicho. Zaraz po mnie do środka wpadła chichocząca Alicja, a za nią Mary i Dorcas Meadowes – urocza, czarnowłosa Gryfonka, która uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie i zniknęła w łazience.
Rzuciłam się na pierwsze łóżko na lewo i wtuliłam w świeżo wypraną pościel. Nie ma to jak w domu.



Minął tydzień i wracam z nowym rozdziałem. Jakaś część tego po prostu mi tutaj nie pasuje, ale no cóż :) Nie będę czekać w nieskończoność, żeby poprawić kilka zdań. 
Po niezliczonych zmianach w końcu możecie sami zdecydować co o tym sądzicie. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Przepraszam, za zwyczajowe owijanie w bawełnę, jednak to pierwszy rozdział i przydałoby się jakieś wprowadzenie do akcji. Obiecuję, że w następnym się poprawię! Do zobaczenia za tydzień :)

12 komentarzy:

  1. Black Butterfly14 marca 2014 18:17

    Uśmiechałam się gdy czytałam rozdział, powiem przede wszystkim - brakowało mi tego :) i tego dokuczanka też, dogryzanie Jamesowi przez Lily jest już ponadczasowe :D co do Twojego pytania to Rowling podobno powiedziala w jakims wywiadzie, ze James byl wlasnie scigajacym i postanowilam to wykorzystac :) dziekuje za maila, pozdrawiam, czekam na nastepny rozdzial, ktory na pewno przeczytam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa :) Starałam się nadać ich rozmowom ironiczny charakter, ale nie przesadzić. Wkurza mnie ta przesłodzona-przepieprzona relacja Lily-James, gdzie praktycznie na każdym kroku autor zaznacza, że Ruda nie znosi Jamesa bo to James. Chciałam ukazać całą problematykę sytuacji i odczucia Evans co do Gryfona, co mam nadzieję mi się udało.
      Pozdrawiam cieplutko, Atelier

      Usuń
  2. Witam :)
    Szczerze, to prolog przeczytałam już dużo wcześniej i bardzo mi się spodobał, więc zdecydowałam, że wpadnę poczytać następny rozdział, tylko ostatnio nie miałam na to czasu.
    Nie czytałam dużo fanfiction HP w internecie, także trudno mi wypowiedzieć się na temat oryginalności tego bloga. Jednak mogę powiedzieć, że naprawdę podoba mi się to wszystko. Zawsze ciekawiły mnie czasy Huncwotów. Najbardziej interesował mnie Syriusz, ale nie ukrywam, że zawsze chciałam wiedzieć jak tak naprawdę się ten związek Jamesa i Lily zaczął i dzięki Tobie poznam jedną z wersji "co by było gdyby" i to jest super!).
    Trudno mi teraz cokolwiek powiedzieć, bo w sumie nie działo się zbyt wiele. Och, może wspomnę, że polubiłam bardzo Mary i walkę Lily z tą "zazdrością". Ogólnie, podoba mi się jej tok rozumowania, co do przyjaźni. Może nie jeśli chodzi o przyjaźnienie się z tylko jedną osobą, ale prawda taka, że czasami jeden przyjaciel zdecydowanie wystarcza :)
    Pozdrawiam i czekam na rozdział pierwszy + dodaję do linków <3
    Ps. Ta weryfikacja obrazkowa jest bolesna...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci serdecznie! Cieszę się, że ktoś wyciągnął z tego tą sytuację pomiędzy Mary a Lily, bo to znaczy, że wykonałam swoją pisarską robotę dobrze i pokazałam to co chciałam pokazać :D
      Co do weryfikacji, jeny, nawet nie wiedziałam, że jest włączona. Już się jej pozbyłam!

      Usuń
  3. I oto dotrwałam! :D
    Przeczytałam rozdział - jest bardzo dobry. Nie za wiele się działo, ale to dopiero pierwszy rozdział, więc można Ci wybaczyć. Masz wspaniały styl pisania, podoba mi się. Zgubiłaś kilkanaście przecinków, ale poza nimi innych błędów nie zauważyłam.
    Spodobała mi się Mary. Taka miła, życzliwa i kochająca przyjaciółka. Oby więcej scenek z nią :D
    Ale coś mi tu nie pasuje... Peter. No właśnie. Co z nim? Zniknął? Przegapił pociąg? Jakoś mało go w tym rozdziale, właściwie nie ma go wcale. Oby był w następnych rozdziałach, bo jednak też jest Huncwotem i udział w tej historii ma :)
    No to tyle, resztę rozdziałów przeczytam jutro, bo dzisiaj już nie zdążę, ale póki co bardzo mi się podoba :D
    Życzę weny!
    Lily

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej!
    Rozdział bardzo fajny, ogółem pierwsze rozdziały zawsze zaczynają się przyjechaniem do szkoły i przemową dyrektora. Polubiłam Mary :-) Gdzie Peter? Albo jestem ślepa, albo go nie ma xd
    Idę dalej ; 3
    Chloe Ann Wolf

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, niestety cierpię na syndrom zapominania o Peterze. Ale walczę z tym i staram się coraz częściej gdzieś go wciskać. Usprawiedliwiam się na razie tym, że Lily nie jest jeszcze tak blisko z Huncwotami, a jej kontakt z Peterem jest raczej znikomy.
      Dziękuję za komentarz! Pozdrawiam cieplutko i życzę miłego czytania :D

      Usuń
  5. Wiesz, bardzo chciałabym zapoznać się z tekstem, ale zwyczajnie nie mogę. W drugiej części tekstu końcówki linijek są wcięte. Proszę, napraw to! ,;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proponuję pomniejszyć stronę, możliwe, że masz inną rozdzielczość monitora i ci zmienia układ szablonu :))

      Usuń
  6. Hej,
    początek twojego opowiadania naprawdę mi się spodobał.
    Lubię Harry'ego, ale jakoś tak się złożyło, że nigdy nie czytałam fanfika o czasach Huncwotów. Czas to zmienić.
    Strasznie oodoba mi się twój styl. Może to przez narrację pierwszoosobową, lecz wydaje mi się nisamowicie lekki i bardzo szybko się czyta.
    Wiem, że dużo rozdziałów przede mną do nadrobienia, ale myślę, że warto.
    Postać Lily jest do polubienia i łatwo wczuć się w jej sytuację. Jak tylko znajdę chwilę, na pewno wezmę się za czytanie reszty.
    Na koniec mam malutką sugestię. W trzecim akapicie od końca udało ci się stworzyć dość niefortunną literówkę - trzecia linijka, ostatni wyraz.
    Pozdrawiam, Mean Maxine.

    OdpowiedzUsuń
  7. Zabrałam się w końcu za twoje opowiadanie, choć wiem jak bardzo nie powinnam. Zbliża się sesja poprawkowa i każdy student powinien mieć więcej oleju w głowie niż zazwyczaj, ale ja czuję się mocniej wyposzczona jak wampir po tysiącletniej drzemce.
    Po pierwsze pragnę zaznaczyć, że specjalistą od relacji James-Lily nie jestem. Natomiast czuję, że twój punkt widzenia i pomysły pokażą mi ich w jakiś bardziej prawdziwy sposób, zbliżony do kanonu. Ale pewna być nie mogę, nie chcę peszyć ani wychodzić na kogoś, kto pała kanonem. W końcu sama specjalizuję się w kreowaniu niekanonicznego paringu i lubuję w tworzeniu nowych postaci. Muszę jednak z przykrością przyznać, że nie umiałam w pierwszym rozdziale ani prologu zachęcić czytelników aż tak jak ty. Oczywiście poprawki to normalna rzecz, chyba.
    Nie jestem pewna jak ma się sprawa ze znakiem przystankowym, mam na myśli kropkę, gdy mówimy o wypowiedziach. Mnie zwracano uwagę, że kropek ma nie być przed myślnikiem kończącym wypowiedź. Ale wiadomo, ludzie uważają się za bogów i wszystkowiedzące szczurki, które gdyby mogły zeżarłyby innych za to, że mają lepsze pomysły od nich. Dlatego po prostu wspomnę o tym i zerknij sobie gdzieś, aby rozwiać wątpliwości. Jak z resztą odpowiesz na ten komentarz to i ja będę miała świadomość co i jak ma być, bo jesteśmy tylko ludźmi.
    Bardzo podoba mi się modelowanie przez ciebie Lily. Jest taka zdystansowana i jednocześnie zagubiona, że przeżywam jej emocje jak mało co.
    Grr, Dorcas. Nie lubię tej postaci, po prostu paringowanie jej z Syriuszem wydaje mi się grzechem, ale to może przez fakt, że jestem po prostu rozkochana w Blacku.
    Tak w ogóle muszę przyznać, że masz fantastyczny szablon! Bardzo ładnie wygląda i aż chce się czytać, choć tło wydaje mi się czasem za ciemne. Ale ja to ja, może to przez moje oczy. Tak spytam z ciekawości, sama go przygotowywałaś? Jest naprawdę fenomenalny.
    No, jestem dumna, że zaczęłam czytać twojego bloga i mam nadzieję, że nie przestanę. Może uda mi się jutro coś jeszcze chapnąć, bo muszę zacząć czytać blogi innych. Zamykanie się na własną opowieść bywa zwodnicze, a spójrzmy prawdzie w oczy, każdy chce aby czytano jego opowieści. A twoja wydaje mi się naprawdę interesująca.
    Pozdrawiam cię gorąco i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Gemmo!
      Też zawsze zabieram się do czytania w złym momencie. Teraz matura się zbliża a ja nie mam czasu dosłownie na nic. Ale znając mnie pewnie wkrótce zajrzę do Ciebie i skuszę się na te kilka rozdziałów :)
      Tak, masz rację co do tego kanonu - próbuję się go trzymać, chociaż to trudne w relacji Lily-James, gdzie tego kanonu mamy bardzo mało. No ale.
      Co do tej nieszczęsnej kropki, ja to rozumiem tak (i tak miałam to tłumaczone):
      WERSJA 1
      - Wcale nie śmieszne - mruknęła.
      Nie mamy kropki, a "mruknęła" jest z małej litery, ponieważ słowo to określa w jaki sposób bohater wypowiedział zdanie.
      WERSJA 2
      - Wcale nie śmieszne. - Dziewczyna wstała i rzuciła mi pogardliwe spojrzenie.
      Pojawia się kropka, a dalej piszemy z dużej litery, ponieważ to co po pauzie nie odnosi się już do wypowiedzi, a jest nowym, odrębnym zdaniem.

      Mam nadzieję, że trochę Ci pomogłam, choć sama w tym mistrzem nie jestem haha :D
      Hm, jeśli mam być szczera, czasami Lily wychodziła mi trochę zbyt rozemocjonowana i... no, zobaczysz podczas czytania, mam tylko nadzieję, że Cię to jakoś nie zniechęci.
      Myślę, że Dorcas nigdy nie była dobrze wykreowana, dlatego też trudno było jej postać polubić. Może ja to trochę zmienię? ;)
      Co do szablonu, to tak, sama go robiłam i bardzo się cieszę, że Ci się podoba! Tło rzeczywiście jest trochę ciemne, ale starałam się mniej więcej dopasować kolor tekstu tak, żeby nie było między nimi zbyt dużego kontrastu. No i chyba nie jest tak źle :)
      Masz rację, zamykanie się na swojego boga rzeczywiście nie jest najlepszym pomysłem. Dlatego będę musiała w końcu rzucić okiem na inne blogi!
      Ja również Cię pozdrawiam i mam nadzieję do usłyszenia!

      Usuń